[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ubierzesz.
Od razu gdy wyszedł, Devon otworzyła torbę. Wyjęła skarpetki i szybko włożyła je na zmarznięte
stopy. Dopiero kiedy poczuła miłe ciepło, wzięła torbę i poszła do łazienki. Woda była zimna jak lód.
Zdobyła się jedynie na umycie zębów, korzystając z hotelowego zestawu pasty i szczoteczki, oraz
umycie twarzy. Podziałało lepiej niż kawa i policzki Devon zaróżowiły się. Zaczynała odzyskiwać
dobry humor.
Wyjęła z torby lawendowy sweter i włożyła go. Natychmiast zrobiło jej się cieplej. Sweter był tylko
odrobinę za duży. Czarne getry pasowały jak ulał, tak samo bordowe spodnie narciarskie. Devon była
wdzięczna Calowi, że się postarał, aby wszystkie dodatki, czyli rękawice, czapka, były tego samego
koloru - bordo. Wzięła kurtkę w rękę.
Wsunęła zapinane na zamek buty, po czym zdjęła je i włożyła podwójne skarpety. Teraz było w sam
raz. Po raz pierwszy tego dnia poczuła, że jest jej naprawdę ciepło. Zerknęła w lustro. Przydałby się
jeszcze grzebień i trochę żelu, żeby przyczesać niesforne, długie rude loki, ale właściwie taki wygląd
również jej odpowiadał. Prawdę mówiąc, gdy włosy sterczały w różne strony, tworząc na głowie
nieuporządkowane afro, wyglądała o pięć lat młodżiej.
Cal czekał już na nią w salonie, wyglądając za okno. Widok był niesamowity - skuta lodem Elba,
drzewa, most, bu-
Zwięta w Salzburgu
57
dynki. Wydawało się, że całe miasto zamarło. Nie widać było, by choć jeden samochód poruszał się
po lodowej powierzchni ulic. Kilkoro przechodniów szło niepewnym krokiem na drugą stronę Elby.
- Menadżer nie przesadził - zauważyła Devon, zdumiona. - Wygląda, jakby większość miasta była
pogrążona w głębokim, lodowym śnie.
- Na to wygląda. - Cal nie wydawał się zbytnio przygnębiony tym faktem. Podszedł do niej i
zlustrował ją od stóp do głów. - Jak wszystko pasuje?
- Buty są trochę za duże, ale inne rzeczy w sam raz. Właściwie, idealne.
Ta pochwała brzmiała bardziej jak pytanie. Skąd on, u licha, wiedział, jakie Devon nosi rozmiary?
- To dzięki temu, że mam cztery młodsze siostry. Buty możemy wymienić na dole.
- Nie trzeba. Druga para skarpetek wystarczyła.
- Lepiej wez ze sobą torebkę. Nie będę zamykał drzwi, bo karty magnetyczne w hotelu nadal nie
działają.
- A co z twoim laptopem i neseserem? - Nawet w takich sytuacjach Devon nie opuszczał zdrowy
rozsądek.
- Już je zaniosłem na dół. Są zabezpieczone w recepcji.
- Może będziemy potrzebować tych dokumentów, żeby zmienić plan.
- Sądzę, że lepiej odpuścić sobie myśl o pracy, póki się nie dowiemy, czy warunki pogodowe się
zmienią i kiedy.
-Ale...
58
Merline Lovelace
- %7ładnych ale". Dzisiaj oficjalnie ogłaszam dzień wolny od pracy. Umowa stoi?
Najwyrazniej nie miała w tej kwestii nic do gadania. Wsunęła niewielką torebkę do kieszeni kurtki i
zeszli sześć pięter w dół słabo oświetloną klatką schodową. Gdy zobaczyła tłum gości zebranych w
recepcji i nowych klientów chcących się tu zatrzymać, westchnęła. To będzie długi dzień.
Długi, pomyślała kilka godzin pózniej, i zaskakujący, absolutnie magiczny.
Wraz ze zdjęciem służbowych ubrań ona i Cal całkowicie wyszli ze swoich ról: zaprzątniętego
interesami szefa olbrzymiej firmy i jego asystentki w służbowej podróży. Połączyła ich jedna
zasadnicza rzecz - oboje chcieli zwalczyć dotkliwe zimno.
Najpierw otrzymali wyjątkowo obfite śniadanie, a obsługa hotelu postarała się nawet o termosy z
kakao. Devon z wdzięcznością przyjęła kubek gorącego, pysznego napoju i ze smakiem zjadła duże
śniadanie.
Po śniadaniu Cal był pełen energii. Koniecznie chciał, by oboje zażyli trochę ruchu na świeżym
powietrzu. Trzeba przyznać, że rzeczy, które wybrał, doskonale chroniły od zimna i były
nieprzemakalne. Gonili się po okolicznym parku jak szaleni i rzucali w siebie śnieżkami. Gdy ślizgali
się po oblodzonych alejkach, w pewnej chwili Devon straciła równowagę, więc instynktownie
chwyciła Caleba za ramię. Podtrzymał ją w ostatniej chwili. Odtąd trzymał się blisko niej lub wręcz
podtrzymywał ją, co było bardzo miłe. W ogóle
Zwięta w Salzburgu
59
Caleb Logan był niezwykłym dżentelmenem i to nie w rodzaju tych wyrachowanych podrywaczy,
jakich znała. Troszczył się o nią tak jak mężczyzna troszczy się o kobietę. Potem odwiedzili jedną z
najstarszych piekarni w Dreznie, kupili sobie po strucli i kilka słodkich bułeczek i wypili kawę.
Dawno już minęło południe, gdy Cal zaciągnął ją na lodowisko. Okazało się, że wielu mieszkańców
Drezna wpadło na ten sam pomysł. Lodowisko wypełniały radosne piski dzieci i dorosłych, którzy
jezdzili wokół ogromnej choinki przy dzwiękach świątecznych melodii.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]