[ Pobierz całość w formacie PDF ]

145
Zaledwie przyszli do prezbiterium, a już ksiądz Vianney zniknął w zakrystii. Wójt,
który wszedł tuż za nim, zastał go w trakcie zdejmowania mucetu.  Ależ, księże
proboszczu! Niech ksiądz nawet o tym nie myśli. Musi ksiądz go nosić przynajmniej
dzisiaj, jeżeli ksiądz nie chce urazić księdza biskupa.
 Toż to istne pośmiewisko!  jęczał nieszczęsny.  Jak ekscelencja mógł coś
podobnego zrobić! Jego poprzednik z pewnością byłby mi oszczędził takiej zniewagi. On
mnie znał lepiej.  Niech ksiądz wróci do prezbiterium. Biskup nie może na księdza
czekać  zadecydował hrabia des Garets.
Po krótkiej adoracji Najświętszego Sakramentu biskup Chalandon wszedł na
ambonę i ogłosił parafii, jakie to odznaczenie otrzymał ich proboszcz. Ksiądz Vianney stał
w drzwiach zakrystii. Najoczywiściej wstydził się pokazać w swoim zaszczytnym stroju.
 Księże proboszczu  odezwał się brat Atanazy, kierownik szkoły dla chłopców
 niech ksiądz nie stoi na przeciągu.  Jest mi tu dobrze  odparł ksiądz Vianney
ponuro. Stał jak na rozżarzonych węglach, gdy biskup tłumaczył i wyjaśniał wiernym, że
w ten sposób pragnął uczcić najczcigodniejszego i najświątobliwszego kapłana w swojej
diecezji.
 Nigdy ksiądz biskup Devie czegoś podobnego nie byłby uczynił  powtarzał
ksiądz Vianney, starając się skryć w zakrystii. Lecz brat Hieronim, zakrystian, stanął za
nim i nie pozwolił mu wejść do niej. Wreszcie ceremonia dobiegła końca.
Wiem, ekscelencjo, że powinienem ekscelencji podziękować, ale niech mi Bóg
wybaczy, nie potrafię.  Niech ksiądz nosi swój mucet ku chwale Boga i ku radości
swojej parafii  odrzekł ksiądz biskup Chalandon, uśmiechając się.  Ksiądz biskup
zrobił ze mnie istną kukłę  westchnął proboszcz, wchodząc z wikarym na plebanię. 
To sam ksiądz zrobił z siebie kukłę  odparł ksiądz Raymond drwiąco.  Zachował się
ksiądz zupełnie niewłaściwie.
 Wiem o tym, że ja nigdy niczego nie robię tak, jak należy. Ale niech ksiądz
powie, czy nie można by sprzedać mucetu?  A niech ksiądz z nim robi, co chce.  I
wikary, który ciągle jeszcze był zły z tego powodu, że nie mógł wygłosić swego
przemówienia, odwrócił się plecami do proboszcza.
Hrabia des Garets wykorzystał sytuację, by poprosić biskupa o przeniesienie
księdza wikarego do innej parafii. Po wysłuchaniu przedłożonych racji, biskup Chalandon
obiecał przy najbliższej okazji przenieść księdza Raymonda na inną placówkę.
Tymczasem ksiądz Vianney przemyśliwał, jak tu się pozbyć mucetu, który go palił
niczym ogień. Nazajutrz ksiądz Borjon z Amberieux przybył, by złożyć mu gratulacje z
okazji otrzymanego odznaczenia.
 Czy przypadkiem ksiądz nie wie, gdzie mógłbym korzystnie sprzedać ten oto
fatałaszek?  zapytał ksiądz Vianney.  Pieniądze chciałbym przekazać pewnej biednej
rodzinie. Szewc Tornassoud ma dziewięcioro dzieci i wielkie kłopoty z ich wyżywieniem.
146
 Chce ksiądz sprzedać swój mucet? Chyba ksiądz nie mówi tego poważnie? 
Ależ jak najbardziej poważnie. Naprawdę nie wiem, do czego mi on może służyć. Chce
ksiądz?  Byłaby to dla mnie cenna pamiątka, chociaż, oczywiście, nie mógłbym go
przecież nosić.  A więc, ile mi ksiądz daje?
 Jestem tylko biednym wiejskim proboszczem i do mnie nie przychodzą bogaci
pielgrzymi. Ale jestem gotów dać księdzu za mucet dwanaście franków.  To za mało.
Zobaczę, czy gdzieś nie dostanę więcej. Szewc naprawdę jest bardzo biedny i dwanaście
franków niewiele mu pomoże.
 Nigdy bym nie pomyślał, że święty może być równocześnie człowiekiem
interesu  zauważył ze śmiechem ksiądz Borjon.  W tej chwili nie chodzi o świętość,
ale o interes. Ledwie proboszcz z Amberieux opuścił plebanię, gdy przyszła do księdza
Vianneya pani Ricotier, osoba dobrze sytuowana, która zamieszkała w Ars z powodu
świętego proboszcza.
 Przychodzi pani w sam czas. Chcę sprzedać mucet. Mój konfrater z Amberieux
dawał za niego dwanaście franków. Pani na pewno da mi przynajmniej piętnaście. 
Ależ on jest wart o wiele więcej  rzekła kobieta, nie mogąc ukryć zdumienia. A więc
dwadzieścia?  Daję księdzu dwadzieścia pięć franków. Zresztą popytam, ile on w
rzeczywistości jest wart. I jeżeli będzie kosztować więcej, różnicę wyrównam.
W kilka dni pózniej poczciwa pani powiadomiła księdza Vianneya, że w sklepie szat
liturgicznych w Lyonie mucet kosztuje pięćdziesiąt franków. I dodała jeszcze drugie
dwadzieścia pięć.  Cudownie! Zastanawiam się, czy nie mógłbym poprosić ekscelencji o
drugi mucet? Może dałoby się go także sprzedać.
 Nie radzę księdzu  odrzekła pani Ricotier.  A więc ten mucet już do mnie
należy?  Oczywiście. Niech go pani bierze. Nie chcę go dłużej widzieć w domu. 
Zostawię go księdzu, żeby mógł go używać do końca życia.  Sądziłem, że chce go pani
przerobić sobie na pelerynkę. Ale dobrze. Skoro już ksiądz biskup tak chce, żebym go [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • stargazer.xlx.pl