[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Dzięki, ale... - Meredith zawahała się.
Zagryzła dolną wargę, najwyrazniej żałując zbyt pośpiesznej odmowy.
- Co mam zrobić?
- Jeśli naprawdę nie masz nic przeciwko temu, mógłbyś potrzymać ją
przez parę minut, a ja przygotowałabym trochę mieszanki, którą dał nam ojciec
Mark. To jedyne, czego jeszcze nie próbowałam, a być może zgłodniała po tym
wysiłku.
- Nie mam nic przeciwko temu, ale... - Poczuł się upokorzony rumieńcem,
który oblał jego twarz. - Nigdy przedtem nie trzymałem dziecka. Będziesz mi
musiała pokazać, jak to się robi.
Z zainteresowaniem obserwował, jak Meredith jedną ręką szpera w torbie
z rzeczami dziecka, drugą przytrzymuje niemowlę. Kiedy położyła mu na
ramieniu złożoną pieluchę, uśmiechnął się i spytał:
- Niewiele się znam na dzieciach, ale czy pieluchy nie kładzie się trochę
niżej?
RS
- Płakała tak bardzo, że może zwymiotować. Nie chciałabym, żeby ci
zabrudziła koszulę.
- Aha.
- Naprawdę nie wiesz, jak trzymać dziecko? - spytała Meredith.
Potrząsnął głową.
- Wyciągnij ręce. Nie tak daleko, kilkanaście centymetrów od ciała.
Dobrze. Zobaczmy, jak będzie najlepiej...
Uniósłszy ręce do góry, oparła buzię Stacy o pierś Kyle'a, po czym
podsunęła ją trochę wyżej, tak że główka dziecka spoczęła na jego ramieniu.
- Co mam robić? - spytał Kyle, starając się opanować panikę, która
ogarnęła go, gdy niemowlę znalazło się w jego ramionach.
Meredith podłożyła jego lewą rękę pod pupkę dziecka.
- Masz takie duże dłonie. Będzie ci łatwo. Kyle chrząknął z
powątpiewaniem.
- Teraz ta ręka. - Uniosła jego prawą dłoń i przycisnęła do plecków
dziecka tak, by jednocześnie podtrzymywała główkę. - Dobrze. -Uśmiechnęła
się, wyczuwając jego niepewność. - Widzisz, jakie to proste? Możesz poklepać
ją lub pogłaskać po pleckach. Uważaj, żeby nie wygięła się do tyłu i żeby nie
chybotała jej się główka. Chodz do kuchni. Przygotuję mieszankę.
- Mogę z nią chodzić? Czy to bezpieczne?
- Jeśli tylko podtrzymasz jej główkę i nie pozwolisz wygiąć się do tyłu.
Prawdopodobnie przechadzka jej się spodoba. Postaraj się trochę odprężyć, bo
twoje napięcie może się jej udzielić.
W drodze do kuchni krzyki dziecka stały się mniej przerazliwe i nie
trwały już bez przerwy. Kiedy Kyle przemierzał salon, Stacy oparła główkę na.
jego ramieniu, a jej wrzask przeszedł w nieregularne pochlipywanie.
- Czy to normalne? - spytał Kyle Meredith, wchodząc do kuchni.
Nieświadomie mówił szeptem, w obawie, że dzwięk jego głosu może
przestraszyć dziecko.
RS
- Nie mogę w to uwierzyć - wyszeptała w odpowiedzi Meredith,
wpatrując się w niego rozszerzonymi ze zdziwienia oczyma. - Poklep ją po
pleckach. - Stacy skrzywiła się. - Spokojnie, delikatnie. O, tak jak teraz.
Dziecko chlipnęło ponownie i wydało dzwięk przypominający
wypuszczenie powietrza z balonu.
- Co się dzieje?
- Już nie płacze. Nie przestawaj się ruszać. Chlipanie stopniowo
przechodziło w normalny,regularny oddech, od czasu do czasu przerywany
czkawką. Meredith przygotowała mieszankę, ale postawiła butelkę na blacie
kuchennym i całą uwagę poświęciła Kyle'owi i Stacy.
- Ma zamknięte oczy. Usypia.
- Nie zemdlała ani nic takiego? - spytał Kyle z niepokojem.
- Nie, śpi jak zabita - roześmiała się cicho Meredith. - Płacz musiał ją
wykończyć.
- Nie rozumiem. Przecież trzymałaś ją na rękach od paru godzin.
- Czuje się przy tobie bezpieczna - wyjaśniła Meredith. - Jesteś ciepły i
silny. Ona wyczuwa twoją siłę.
- Co mam teraz zrobić?
- Jeśli nie masz nic przeciwko temu, potrzymaj ją jeszcze trochę, żeby
mocniej usnęła.
- Okay.
- Możesz usiąść. Przyniosę nam coś do picia. Trochę mleka?
- Dziękuję, poproszę o wodę.
- Właściwie mam ochotę na kanapkę - wyznała Meredith. - Umieram z
głodu po tych przejściach.
- Nie jadłaś kolacji?
Meredith rzuciła mu spojrzenie z rodzaju  chyba żartujesz".
RS
- Nawet nie jestem pewna, czy oddychałam. Postawiła przed nim szklankę
wody z lodem, po czym wyjęła ze spiżarni puszkę tuńczyka i zajęła się
przygotowaniem sałatki.
- Zrobić ci kanapkę?
- Nie, dziękuję. Zjadłem chyba z półtorej tony skrzydełek w restauracji.
Przyglądał się, jak Meredith kładzie na talerzu kanapkę i przekrawa ją na
dwa idealnie równe trójkąty. W jej ruchach była zręczność i wprawa.
- Widzę, że czujesz się w kuchni jak u siebie w domu.
- Jakżeby inaczej. Gotowałam, odkąd sięgam pamięcią, a pracowałam w
tak wielu restauracjach, że wiedziałabym, jak poprowadzić swoją własną.
- Czy właśnie dlatego studiowałaś... Jak ty to nazwałaś?
- Technologię żywności. - Odstawiła na blat karton z mlekiem i wzruszyła
ramionami. - Nie było kierunku zarządzania placówkami gastronomicznymi,
więc technologia żywności wydawała się najlepsza. Zresztą żeby dostać pracę w
restauracji trzeba mieć doświadczenie, a ja mam go dostatecznie dużo.
- Chciałabyś pracować w restauracji?
- Uhm. Albo jako dostawczyni dań i organizatorka przyjęć. Chciałabym
założyć własną firmę dostawczą, ale na to muszę jeszcze poczekać ładnych parę
lat.
Stacy sapnęła przez sen i mocniej wtuliła się w ramię Kyle'a, który
odruchowo pogłaskał ją po pleckach. Była bardzo ciepła i zadziwiająco ciężka.
Spojrzał na nią i jego broda otarła się o miękki, delikatny meszek pokrywający
główkę dziecka.
Meredith usiadła przy stole z kanapką i szklanką mleka.
- Pochodzisz z licznej rodziny? - spytał.
- Nie - potrząsnęła głową. - Dlaczego?
- Wygląda na to, że dużo wiesz o dzieciach.
- Kiedy byłam w szkole, często dorabiałam sobie jako opiekunka do
dzieci.
RS
Pamiętał swoje własne radosne dyskusje o dzieciach. To było tak dawno
temu. Całą wieczność. On i Shannon przypominali postacie z romansów.
Zamierzali mieć dzieci, które byłyby do nich podobne i które by ich uwielbiały.
Czy kiedykolwiek pomyśleli o płaczących godzinami niemowlakach?
- W takim razie wiedziałaś, w co się pakujesz -powiedział.
- Sądziłeś, że czekałam na żywą lalkę, która będzie tylko moja i która
będzie mnie uwielbiała? Tak myślą czternastolatki, kiedy zajdą w ciążę. Ja nie
miałam czternastu lat. - Westchnęła. - Nie jestem pewna, czy kiedykolwiek
miałam czternaście lat.
Kyle'owi nie przychodziła do głowy żadna rozsądna odpowiedz. Stacy
cmoknęła przez sen, składając usteczka jak do ssania. Meredith spojrzała na
córeczkę i uśmiechnęła się.
- Uważasz, że postąpiłam bardzo nieodpowiedzialnie, decydując się na
dziecko, ale to nieprawda. Pracowałam, odkąd skończyłam osiemnaście lat, a
przedtem dorabiałam po szkole i w czasie weekendów. Wiedziałam, że potrafię
zająć się dzieckiem i szczerze wierzyłam, że mogę utrzymać ją i siebie. Miałam
za sobą trzy lata college'u.
- Nie masz rodziny, przyjaciół? Kogoś - kogokolwiek - kto mógłby ci
pomóc?
- Z mojej rodziny nie pozostał już nikt. - Smutek w jej oczach sprawił, że
Kyle poczuł się nieswojo. - Mam tutaj jedną przyjaciółkę, kelnerkę z restauracji.
Mieszkałam u niej przez parę dni, gdy mnie wyrzucono z poprzedniego
mieszkania, ale mężczyzna,z którym żyła... We dwoje było w sam raz, a troje
stanowiło już tłum. Zwłaszcza że ta trzecia osoba miała dziecko. - Zamknęła
oczy, bezskutecznie starając się odpędzić niemiłe wspomnienia. - Nie lubił,
kiedy dziecko płakało w nocy. Pewnego razu, kiedy Stacy obudziła go, zaczął
wyzywać moją przyjaciółkę. Powiedziała, że nie mam dokąd pójść, a wtedy
on... uderzył ją. Następnego dnia, kiedy była w pracy, przeprosiłam go.
Obiecałam, że odejdę tak szybko, jak tylko znajdę dla siebie jakiś kąt, a on... -
RS
głośno przełknęła ślinę - powiedział, że może nie musiałabym się tak spieszyć,
gdybym była dla niego  miła". Wtedy odeszłam. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • stargazer.xlx.pl