[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Mike'a. Często jej ją śpiewał. Nadal miała płytę z tą
piosenką. Chociaż od jego śmierci nie nastawiła jej ani
razu.
S
R
Widząc wyraz jej twarzy, Gray przestał śpiewać.
- Co? - spytał niepewnie.
- Ja... Mike często śpiewał tę piosenkę. - Zbyt była
wstrząśnięta, by ukrywać prawdę.
- Przepraszam - rzucił Gray i cofnął ręce.
- Nie, ja tylko... Jestem zaskoczona. Szczerze
mówiąc, wiele z tego, co robisz i mówisz, przypomina
mi go.
Wysoko uniósł brwi.
- Chcesz powiedziesz, że jesteś ze mną, bo przypo-
minam ci męża?
Mogła przysiąc, że usłyszała ból w jego głosie. Cho-
ciaż na jego twarzy nie drgnął ani jeden mięsień.
- Na pewno nie. To niemądre.
- Doprawdy? Czy to jest niemądre, gdy człowiek ma
nadzieję, że kobieta, na której zależy mu coraz bardziej,
jest z nim nie tylko dlatego, że przypomina jej kogoś
innego?
- To jest niemądre, bo jest nieprawdziwe - powie-
działa cicho, patrząc mu prosto w oczy. - To jest nie-
mądre, gdyż kobieta, na której zależy ci coraz bardziej,
uważa, że zależy jej na tobie coraz bardziej. I przeraża
to ją śmiertelnie.
- Naprawdę? - Spojrzenie mu złagodniało. Przy-
ciągnął ją ku sobie i pocałował w czoło. Potem odsunął
i spojrzał na nią uważnie. - Przepraszam, jeśli trochę
przesadziłem. Poczułem się trochę zaskoczony, że mam
rywala, z którym nie mogę się mierzyć.
S
R
- Nie masz rywala - powiedziała. Westchnęła głę-
boko. - Czasami mam wrażenie, że rozumiesz mnie
zbyt dobrze, jak na tak krótką znajomość. Mike... Mike
kochał mnie, ale nigdy nie rozumiał, tak naprawdę. Nie
rozumiał moich nadziei, moich marzeń. Chciał zamknąć
mnie w wieży z kości słoniowej. Jak jego matka czyniła
z nim przez całe życie. Nigdy nie zrozumiał, jak ważne
dla mnie jest być częścią świata. Być sobą. - Uśmiech-
nęła się słabo. - Wściekłby się, gdybym poszła do
pracy.
- Ale tobie to odpowiadało.
- Tak. To prawda. - Mogło to wyglądać na brak
lojalności, ale była to prawda. Mike rzeczywiście nie
znał jej do końca. Jemu wystarczyłoby do szczęścia,
gdyby była towarzyskim motylkiem, jak jego matka.
Gdyby, od czasu do czasu, podjęła się jakiegoś pożyte-
cznego zadania, byle niezbyt trudnego i męczącego.
Gdyby przede wszystkim poświęciła się wychowywaniu
dzieci. A ona? Owszem, uwielbiała macierzyństwo. Ale
uwielbiała także nowe wyzwania. Dlatego tak polubiła
swoją pracę. Bez niej nie czułaby się kompletna, speł-
niona. Gray potrafił to zrozumieć. W ogóle potrafił ją
zrozumieć. I to w niezwykle zdumiewający sposób.
Czasem wyglądało to tak, jakby czytał w jej myślach.
- Znam cię dopiero kilka tygodni - powiedziała
drżącym głosem. - A już potrafię wyobrazić sobie cie-
bie jako część mego życia? Na długie lata. I im bardziej
cię poznaję, tym mocniejsze jest to przekonanie.
S
R
- Dobrze, a zatem...
Położyła mu palec na ustach.
- Ale muszę myśleć o Michaelu. Nie mogę popełnić
pomyłki, która mogłaby zaważyć na jego życiu. Dlatego
nie możemy się spieszyć. Rozumiesz mnie?
Pokiwał głową. I pocałował jej dłoń. A potem za-
mknął ją w swoich ramionach.
- Dziękuję ci za szczerość - powiedział. -I ja także
chciałbym ci coś powiedzieć.
- Możemy odłożyć to na pózniej? - Jakże nienawi-
dziła siebie za te słowa. Instynkt podpowiadał jej, że
miało to być coś naprawdę ważnego. - Naprawdę muszę
wracać do domu.
- Jasne. - Ramiona mu opadły. - Odprowadzę cię
kawałek. - Uniósł do góry dwa palce w geście przyrze-
czenia. - Obiecuję, że Patsy mnie nie zobaczy.
Ależ ze mnie tchórz, myślał trzy dni potem, idąc
w stronę domu. Zastanawiał się, czy spostrzegła, jak mu
ulżyło, gdy uniemożliwiła mu wyznanie sekretu. A tak
niewiele brakowało, by powiedział jej wszystko. Chciał
tego, i to jak! Ale czy ona była na to gotowa?
Nie była. To pewne. Bo też nikt nie mógł być przy-
gotowany na taką nowinę, jaką trzymał w zanadrzu.
Powiedziała, że zaczynał coś dla niej znaczyć. Mógł
tylko mieć nadzieję, że te jej rosnące uczucia wystarczą,
żeby mu przebaczyła kłamstwo. I żeby potrafiła pogo-
dzić się z myślą, że Mike był jego częścią już na zawsze.
S
R
Starał się nie myśleć o tym, jak bardzo obecność
Mike'a zaznaczyła się w jego życiu. Nie mógł jej tego
opowiedzieć. Uznałaby, że zwariował.
A, poza tym, potrzebna była jeszcze sposobność do
takiej rozmowy. Czekał, wypatrywał jej, ale bez powo-
dzenia.
Dwa dni wcześniej Michael zagorączkował i Cathe-
rine nie odstępowała go nawet na krok. Potrafił to zro-
zumieć. Poza tym miała w pracy mnóstwo dodatko-
wych zajęć.
Dlatego postanowił zaprosić ją tego wieczora na ko-
lację gdzieś poza domem. Im szybciej, tym lepiej. Po-
został mu już tylko tydzień, kiedy mógł swobodnie
dysponować czasem. A przecież, kiedy opowie jej
o przeszczepie, może to być o wiele za mało.
Zastukał do drzwi. Otwarła je Catherine. Ale Patsy
i Michael byli w pobliżu. Poprzestał więc tylko na
uściśnięciu jej dłoni.
Kolacja była urocza. Potem kąpali Michaela. Tym
razem to on mył chłopca. I to on wyszedł z tego cały
mokry. W skupieniu przyglądał się, jak Catherine ukła-
da syna do snu. Pózniej szedł za nią korytarzem. Jakże
jej pragnął! U szczytu schodów chwycił ją za rękę i po-
ciągnął do siebie. Trzymając jej ręce za plecami, przy-
cisnął ją do siebie. I wpił się wargami w jej usta.
- Pragnę cię - szepnął. - Przyjdz dzisiaj do mnie.
Zpij w moim łóżku. Zbudz się w mych ramionach.
- Ja... Nie mogę - wyszeptała słabo.
S
R
Wiedział, że miała rację. Nie powinna zostawiać Mi-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]