[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pojawia się i znika? Szepcze się, że to wielki mag, który zmarł przed tysiącami lat, lecz wrócił z
szarej krainy śmierci, aby strącić z tronu króla Akwilonii i wskrzesić dynastię, której dziedzicem jest
Valerius.
 I co z tego?  zawołał ze złością Conan.  Uciekłem z nawiedzanych przez demony lochów
Behrerusu i przed diabelstwem, które ścigało mnie w górach. Jeśli lud powstanie&
Servius potrząsnął głową.
 Twoi najzagorzalsi stronnicy we wschodnich i centralnych prowincjach zginęli, uciekli lub zostali
uwięzieni. Gunderlandia leży daleko na północy, Poitain na południu.
Bossończycy wrócili na swe odległe, zachodnie pogranicze. Potrzeba tygodni, żeby zebrać i
poprowadzić te siły, a nim się to uda, każda z nich może zostać zniszczona przez Amalryka.
 Ale powstanie w centralnych prowincjach przewjiżyłoby szalę na naszą korzyść! 
zawołał Conan.  Moglibyśmy zdobyć Tarantię i obronić ją przed Amalrykiem, dopóki nie przybędą
Gunderlandczycy i Poitaińczycy.
Servius zawahał się, a jego głos zniżył się do szeptu.
 Powiadają, że zginąłeś przeklęty. Mówią, że zamaskowany nieznajomy rzucił na ciebie czar, który
zabił cię i zniszczył twoją armię. Wielki dzwon obwieścił twój zgon. Lud wierzy, że zginąłeś. A
centralne prowincje nie powstaną, nawet gdyby wiedziano, że żyjesz. Nie odważą się. Magia
pokonała cię nad Valkią. Magia przyniosła wieści o twej śmierci do Tarantii, bowiem jeszcze tej
samej nocy ludzie krzyczeli o tym na ulicach. Nemedyjski kapłan ponownie użył czarnej magii na
ulicach Tarantii, aby uśmiercić ludzi wiernych twej pamięci.
Widziałem to na własne oczy. Wojownicy padali na bruk i marli jak muchy w niepojęty sposób. A
ten chudy kapłan śmiał się i mówił:  Jam jest tylko Altaro, akolita Orastesa, który jest ledwie akolitą
tego, który nosi zasłonę; nie moją jest moc  ona tylko przeze mnie przepływa .
 Cóż  rzekł Conan  czyż nie lepiej zginąć z honorem niż żyć w niesławie? Czy śmierć gorsza
jest od ucisku, niewoli, a wreszcie od zguby?
 Nie ma miejsca na rozum, gdy przemówią czary  odpowiedział Servius.  Centralne prowincje
zbyt się boją, byś mógł tu wzniecić powstanie. Te dalej położone walczyłyby dla ciebie  lecz ta
sama magia, która zniszczyła twą armię nad Valkią, znów by cię pokonała.
Nemedyjczycy panują nad największą, najbogatszą i najgęściej zaludnioną częścią Akwilonii i nie
zdołasz ich pokonać siłami, jakie zdołałbyś zebrać. Poświęciłbyś swych lojalnych poddanych na
próżno. Mówię to z żalem, lecz to prawda: królu Conanie, jesteś władcą bez królestwa.
Conan w milczeniu spoglądał w ogień. Płonąca kłoda rozsypała się w proch, nie sypiąc snopu iskier.
Zupełnie jak jego królestwo.
I znów Conan poczuł obecność ponurej rzeczywistości za zasłoną materialnej ułudy.
Ponownie poczuł nieubłaganą dłoń bezlitosnego losu. W jego duszy bliska paniki wściekłość
schwytanego w potrzask zwierzęcia walczyła z szaloną żądzą krwi i zniszczenia.
 A gdzie moi dworzanie?  spytał w końcu.
 Pallantides, ciężko ranny nad Valkią, został wykupiony; przez rodzinę i teraz przebywa w swym
zamku w Attalusie.; Będzie miał szczęście, jeśli jeszcze kiedyś zdoła dosiąść konia.
Kanclerz Publius w przebraniu umknął z królestwa, nikt nie wie dokąd. Radę rozwiązano.
Część jej członków stracono, część skazano na banicję. Wielu twych lojalnych poddanych skazano na
śmierć. Dziś w nocy na przykład odda głowę katu księżniczka Albiona.
Conan drgnął i spojrzał na Serviusa z takim gniewem w swych błękitnych oczach, że patrycjusz aż
skurczył się na stołku.
 Dlaczego?
 Ponieważ nic chciała zostać kochanką Valeriusa. Jej dobra skonfiskowano, sługi sprzedano w
niewolę, a dziś w nocy jej głowa spadnie w %7łelaznej Wieży. Przyjmij moją radę, królu  bo dla
mnie zawsze pozostaniesz mym królem  i uciekaj, zanim cię odnajdą. W
dzisiejszych czasach nikt nie jest bezpieczny. Szpiedzy i donosiciele kręcą się wszędzie, meldując o
najdrobniejszym uczynku i o każdym objawie niezadowolenia jako o zdradzie i buncie. Jeśli
objawisz się swoim poddanym, doprowadzisz jedynie do swego pojmania i śmierci. Moje konie i
wszyscy ludzie, którym mogę ufać, są do twojej dyspozycji. Przed świtem będziesz daleko od
Tarantii i blisko granicy. Skoro nie mogę ci pomóc w odzyskaniu tronu, przynajmniej mogę
towarzyszyć ci na wygnaniu.
Conan pokręcił głową. Servius niespokojnie patrzył na króla, który siedział ze wzrokiem utkwionym
w ogień i brodą wspartą na potężnej pięści. Płomienie odbijały się czerwonym blaskiem w jego
stalowej kolczudze i jarzących się złym blaskiem oczach. I znów, jak wielokrotnie w przeszłości,
lecz teraz silniej niż kiedykolwiek, Servius zdał sobie sprawę z obcości tego człowieka. Ogromne
ciało pod szarą kolczugą było zbyt twarde i gibkie jak na cywilizowanego człowieka, a te płonące
oczy jarzyły się pierwotnym ogniem. Barbarzyńskie pochodzenie króla dawało teraz silniej znać o
sobie, jakby ostatnie wydarzenia odarły Cymeryjczyka z cienkiej otoczki cywilizacji i odsłoniły
prymitywny rdzeń. Conan wracał do swego naturalnego stanu. Nie postępował tak, jak w tych
okolicznościach postąpiłby cywilizowany człowiek, a jego myśli biegły innymi torami. Był
nieobliczalny. Ledwie mały krok dzielił króla Akwilonii od odzianego w skóry zabójcy z
cymeryjskich wzgórz.
 Udam się do Poitain, jeśli to będzie możliwe  rzekł w końcu Conan.  Pojadę sam.
Ale przedtem jako król Akwilonii muszę dopełnić jeszcze jednej powinności.
 Co masz na myśli, Wasza Wysokość?  spytał Servius, pełen najgorszych przeczuć.
 Dziś w nocy ruszam do Tarantii po Albionę  odparł król.  Wygląda na to, że zawiodłem
wszystkich mych lojalnych poddanych& Jeśli więc wezmą jej głowę, mogą wziąć i moją.
 To szaleństwo!  zawołał Servius, wstając chwiejnie i chwytając się za gardło, jakby już czuł
zaciskający się na nim stryczek. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • stargazer.xlx.pl