[ Pobierz całość w formacie PDF ]
myślach. Był już podobno kiedyś jeden taki facet, co to namyślał się za
długo, Hamlet się nazywał. Wahał się, wahał, być albo nie być, no i
smutno się to dla niego skończyło!
Jedząc w pośpiechu śniadanie, Luke doszedł wreszcie sam z sobą do
ładu i opracował sobie dorazny plan działania. Postanowił, że przede
wszystkim pojedzie do Caringbah, poobserwuje uważnie dom Rachel
Manning i spróbuje zobaczyć jej dziecko.
Jej i być może swoje własne!
Dla niepoznaki, zamiast nowiutkiego białego forda z wypożyczalni,
wziął, pod pretekstem, że zaprowadzi go do warsztatu na przegląd tech-
niczny, sfatygowany niebieski wóz matki. Szczęśliwie dotarł nim jakoś
do Caringbah. Zaparkował w wąskiej uliczce nieopodal domu Rachel,
w jaskrawym dziennym świetle prezentującego się jeszcze gorzej niż po
ciemku. Rozpoczął uważną obserwację.
Przez długi czas nie działo się nic ciekawego, ani na sennej, mało ru-
chliwej ulicy, ani w posesji. Podwórze domu było puste, drzwi i okna
pozamykane. Znużony bezowocnym wypatrywaniem i wyczekiwaniem,
Luke już zaczynał zapadać w drzemkę, gdy nagle ...
O mało nie zerwał się na równe nogi i nie przebił głową dziury w dachu
matczynej limuzyny. Drzwi otworzyły się i w progu domu stanęła 'ona,
Rachel Manning!
Z dużą, płócienną torbą na zakupy w ręku, z włosami związanymi w
koński ogon, w wytartych dżinsach i podniszczonej dżinsowej bluzie
wydała się Luke' owi równie piękna, jak w eleganckim stroju wieczo-
rowym z naturalnego jedwabiu.
Westchnął głęboko i mruknął sam do siebie:
- Spokojnie, St Clair. Ta kobieta jest piękna, ale piekielnie przewrotna i
76
diabli wiedzą, jaka jeszcze. Zamiast podziwiać, masz wyprowadzić w
pole i poskromić tę ponętną złośnicę, tę rozpustną kłamczuchę!
Skulił się mocno za kierownicą, obawiając się, że Rachel mogłaby go
przypadkiem zauważyć. Ona jednak zupełnie nie zwróciła uwagi na
wiekowÄ… landarÄ™ pani St Clair.
Rzuciła parę słów i pomachała ręką starszej damie, która wyjrzała za
niÄ…, uchyliwszy okno. Po czym spokojnie, niczego nie podejrzewajÄ…c,
ruszyła po sprawunki.
Teraz albo nigdy, St Clair! - pomyślał Luke.
Odczekał, aż Rachel zniknie za rogiem ulicy, wysiadł z samochodu,
podszedł do otwartej furtki, minął zaniedbane podwórko i z bijącym
mocno sercem zastukał do drzwi domu, w którym przebywał pewien
niemowlak, mały chłopiec, być może St Clair - junior! Jego syn!
Starsza dama uchyliła drzwi.
- Pani Cleary? - zapytał Luke.
- Owszem. A o co chodzi? - Sądząc z tonu głosu, starsza dama była -
najwyrazniej zaniepokojona wizytą nie znanego jej postawnego męż-
czyzny. - Dlaczego mnie pan szuka? Kim pan właściwie jest?
- Pozwoli pani, że się przedstawię: moje nazwisko St Clair - szar-
mancko zaprezentował się Luke. - Jestem tym fotografem, z którym
Rachel, pani synowa, wczoraj pracowała. Czy zastałem Rachel w do-
mu? Nie skończyliśmy sesji, chciałbym się z nią umówić na dalszy
ciąg zdjęć. Jest taką świetną modelką.
Pani Cleary uśmiechnęła się i natychmiast odprężyła, gdy dowiedziała
się, z kim ma do czynienia i o co niespodziewanemu gościowi chodzi.
- Och, trochę pechowo pan trafił, panie St Clair, bo Rachel właśnie
wyszła - zaczęła tłumaczyć Luke'owi. Ale jeśli tylko dysponuje pan
czasem, to bardzo proszę wejść i na nią poczekać. Niedługo powinna
wrócić, wybrała się tylko do najbliższego sklepu. I do apteki, po lekar-
stwo dla małego Dereka. Wyrzynają mu się ząbki, ma w związku z
tym problemy z dziąsełkami. Biedaczek, przepłakał prawie całą dzi-
siejszą noc. Teraz na szczęście śpi.
77
- Derek? - zdziwił się Luke. - Myślałem, że synek Rachel ma na imię
Patrick?
- Patrick? Nie! - zaprzeczyła starsza pani. -.Musiał się pan przesłyszeć.
Patrick to imię mojego zmarłego syna, a jego ojca. No, prawda ... - do-
dała gwoli wyjaśnienia Patrick chciał nadać małemu swoje imię, to sa-
mo, które nosił już jego ojciec, czyli mój mąż i jego dziadek, czyli mój
teść. Ale Rachel .. Widzi pan, moja synowa to bardzo rozsądna dziew-
czyna. Na szczęście nie zgodziła się przeciągać na kolejne pokolenie
tego pretensjonalnego zwyczaju familii Clearych, wedle którego naj-
starszy syn zawsze otrzymywał imię po ojcu. Ja w swoim czasie nie
odważyłam się być taka rozsądna i dlatego mój syn był trzecim z kolei
Patrickiem Reginaidem Clearym. Ale mój wnuk ma już na szczęście na
imiÄ™ Derek. No, ale ja tu opowiadam w progu rodzinne historie, zamiast
wprowadzić pana dalej, panie St Clair! - zreflektowała się pani Cle ary.
- Bardzo proszę. - Cofnęła się, umożliwiając Luke'owi wejście do środ-
ka. - Proszę uprzejmie dalej, proszę się rozgościć, panie St Clair!
- A ja bardzo proszę mówić mi Luke, pani Cleary!
_ W takim razie z wzajemnością: proszę mówić mi Sarah! - zapropo-
nowała z uśmiechem starsza pani. - Zgoda, młody człowieku?
_ Cała przyjemność po mojej stronie, pani Cleary .,. to znaczy Sarah. -
Luke czuł się z lekka onieśmielony, zwracając się po imieniu do kobie-
ty, która, jeśli chodzi o wiek, mogłaby z powodzeniem być jego matką.
- Tak, tak, początki zawsze są najtrudniejsze, Luke, mylić się jest rze-
czą ludzką - stwierdziła Sarah sentencjonalnie. - Ale nie przejmuj się,
nie takie przeszkody można pokonać przy odrobinie dobrej woli. Z
obydwu stron, ma się rozumieć. No, to wejdz z łaski swojej do naszego
saloniku, tędy. - Gestem zaproszenia wskazała Luke'owi odpowiednie
drzwi. - Rozgość się wygodnie, czuj. się jak u siebie w domu. A ja tym-
czasem wpadnÄ™ na momencik do kuchni, zrobiÄ™ herbatÄ™·
Salonik był przytulny i schludny, jakkolwiek zdecydowanie zbyt mocno
zagracony. Nagromadzone w nim sprzęty i bibeloty najwyrazniej mu-
siały być niegdyś rozlokowane w jakimś dużo obszerniejszym, bardziej
78
reprezentacyjnym wnętrzu.
Umeblowanie salonu, gustowne i eleganckie, jeśli chodzi o wykonanie
i formę, było niestety mocno podniszczone.- Należałoby przyjrzeć się
poszczególnym sprzętom uważnym, koneserskim okiem, chcąc w nich
dostrzec niewątpliwe ślady minionej świetności.
Luke St Clair był zbyt zakłopotany i przejęty, żeby się wdawać w tak
szczegółowe oględziny. Jego wzrok z miejsca zresztą przykuły do
siebie nie meble, ale pozawieszane na ścianach saloniku, na każdym
niemal skrawku wolnego miejsca, rodzinne fotografie.
Zlubny portret Rachel i Patricka w ozdobnych ramach, bardzo podobny
do opublikowanego w gazecie i najpewniej również zrobiony przez
Raya Hollanda. Jakieś stare zdjęcia rodziny Clearych ...
- Zaraz, zaraz ... - mruknął z przejęciem sam do siebie Luke St Clair,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]