[ Pobierz całość w formacie PDF ]
piaskach, które były niegdyś morzami.
A teraz te szyny.
Pójdziemy wzdłuż nich powiedział.
Chłopiec nie odezwał się ani słowem.
Rewolwerowiec zgasił ogień i poszli spać. Kiedy się obudził, chłopiec, który
wstał wcześniej, siedział na jednej z szyn, obserwując go niewidzącym spojrze-
niem w ciemności.
Ruszyli wzdłuż torów niczym ślepcy, rewolwerowiec pierwszy, chłopiec
w ślad za nim. Towarzyszył im miarowy szum płynącej po prawej stronie rze-
ki. Nie rozmawiali ze sobą i tak minęły im trzy okresy pomiędzy przebudzeniem
115
się a udaniem na spoczynek. Rewolwerowiec nie czuł potrzeby, by się nad czymś
konkretnie zastanawiać albo coś planować. Miał pozbawione wizji sny.
Po trzecim popasie dosłownie wpadli na drezynę.
Rewolwerowiec walnął o nią piersią, a idący obok chłopiec uderzył się w czoło
i z krzykiem przewrócił się na ziemię.
Rewolwerowiec natychmiast skrzesał ogień.
Nic ci się nie stało?
Jego słowa zabrzmiały ostro, prawie wrogo. Chłopiec skrzywił się.
Nic odpowiedział.
Trzymając się ostrożnie za głowę, potrząsnął nią, żeby upewnić się, czy rze-
czywiście nie doznał żadnego urazu. Po chwili przyjrzeli się temu, na co wpadli.
Na torach stała płaska metalowa platforma z podobną do huśtawki dzwignią po-
środku. Rewolwerowiec nie miał pojęcia, co to może być, ale chłopiec od razu się
zorientował.
To drezyna powiedział.
Co takiego?
Drezyna powtórzył niecierpliwie chłopiec. Taka jak na starych
filmach. Zobacz.
Wdrapał się na platformę, podszedł do dzwigni i starając się przesunąć ją
w dół, cały się na niej uwiesił, z ust wydarło mu się stęknięcie. Drezyna poto-
czyła się z cichą bezczasowością po torach i stanęła kilkanaście cali dalej.
Trochę ciężko chodzi stwierdził przepraszającym tonem chłopiec.
Rewolwerowiec wskoczył na platformę i opuścił dzwignię. Pojazd ruszył po-
słusznie do przodu, a potem się zatrzymał. Pod stopami czuł obracający się wał
napędowy. Drezyna spodobała mu się z wyjątkiem pompy w przydrożnym za-
jezdzie, była to pierwsza widziana przez niego od lat stara maszyna, która funkcjo-
nowała jak trzeba lecz również zaniepokoiła. Dzięki niej dotrą do celu o wiele
szybciej. Kolejny pocałunek śmierci, pomyślał. Wiedział, że człowiek w czerni
chciał, żeby ją znalezli.
Sprytne, nie? mruknął chłopiec i w jego głosie zabrzmiała skrajna nie-
chęć.
Co to są filmy? zapytał rewolwerowiec.
Jake ponownie nie odpowiedział. Przez chwilę stali w czarnym milczeniu ni-
czym w grobie, z którego umknęło życie. Rewolwerowiec słyszał, jak funkcjonują
jego organy wewnętrzne, i słyszał oddech chłopca. To było wszystko.
Stań po jednej stronie. Ja stanę po drugiej powiedział Jake. Musisz
pompować sam, aż się porządnie rozpędzi. Wtedy będę mógł ci pomóc. Najpierw
pchasz ty, potem ja. Możemy ruszać. Rozumiesz?
Rozumiem odparł rewolwerowiec.
Ale musisz pompować sam, dopóki się nie rozpędzi powtórzył chłopiec,
wbijając w niego wzrok.
116
Rewolwerowiec zobaczył nagle wyraznie przed oczyma Wielką Salę rok po
wiosennym balu, zrujnowaną podczas rewolty, wojny domowej i inwazji. Chwilę
pózniej ujrzał Allie, kobietę z blizną, odrzucaną do tyłu przez kule, które ją zabiły,
w ślad za nią pojawiła się śmiertelnie sina twarz Jake a, a potem Susan, wykrzy-
wiona i zalana łzami. Wszyscy moi starzy przyjaciele, pomyślał i wstrętnie się
uśmiechnął.
Pcham oznajmił.
I opuścił dzwignię.
* * *
Toczyli się w ciemności, teraz szybciej, nie musząc macać przed sobą ręko-
ma. Po jakimś czasie nieużywany od wieków mechanizm przetarł się i drezyna
potoczyła się razniej. Chłopiec nie próbował się wcale oszczędzać i rewolwero-
wiec pozwalał mu na krótkie zmiany w większości jednak pompował sam sil-
nymi skłonami, przy których napinały się mięśnie jego klatki piersiowej. Rzeka
towarzyszyła im czasami bliżej, czasami dalej po prawej stronie. Raz zahuczała
głośniej, jakby przepływała przez kruchtę jakiejś prehistorycznej katedry. Innym
razem jej szum prawie zupełnie ucichł.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]