[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pieczne, wywołujące uzależnienie preparaty będące obecnie w powszechnym uży-
ciu. I. . .
— I - dokończył ponuro Leo — oznajmi fakt utworzenia firmy zajmującej się
opychaniem tego nienarkotycznego produktu.
— Tak — rzekł Barney. — Nazywanego Chew-Z. Slogan reklamowy: „Bądź
wybredny — żuj Chew-Z”.
— O rany. . . !
— Wszystko ustalono dużo wcześniej, drogą radiową. Jego córka pośredni-
czyła, a zaaprobowali to Santina i Lark z ONZ. Nawet sam Hepburn-Gilbert. Chcą
w ten sposób skończyć z handlem Can-D.
Zapadło milczenie.
— W porządku — rzekł po dłuższej chwili Leo. — To wstyd, że nie przewi-
działeś tego kilka lat temu, ale. . . do diabła, jesteś pracownikiem i nie otrzymałeś
takiego polecenia.
Barney wzruszył ramionami.
Zasępiony Bulero rozłączył się.
A więc to tak, pomyślał Barney. Pogwałciłem pierwsze przykazanie kariero-
wicza: nigdy nie mów zwierzchnikowi czegoś, czego on nie chce usłyszeć. Cie-
kawe, jakie będą konsekwencje.
Wideofon włączył się ponownie. Na ekranie jeszcze raz pojawiła się rozma-
zana twarz Leo.
— Słuchaj, Barney. Właśnie coś mi przyszło do głowy. To ci nie poprawi
samopoczucia, więc przygotuj się.
— Jestem gotowy — odparł Barney.
— Zapomniałem, a powinienem o tym pamiętać, że rozmawiałem wcześniej
z panną Fugate i ona wie. . . o pewnych wydarzeniach w przyszłości dotyczących
mnie i Palmera Eldritcha. Wydarzeniach, które — gdyby poczuła się zagrożona,
a na pewno by się poczuła, gdybyś zaczął ją rozstawiać po kątach — mogłaby
ujawnić i sprawić nam kłopoty. Prawdę mówiąc zaczynam podejrzewać, że wszy-
scy moi konsultanci mogli uzyskać te informacje i pomysł zrobienia cię kierow-
nikiem wszystkich jasnowidzów. . .
— Te „wydarzenia” — przerwał mu Barney — dotyczą oskarżenia pana
o morderstwo pierwszego stopnia dokonane na osobie Palmera Eldritcha, prawda?
Leo chrząknął, sapnął i spojrzał na niego ponurym wzrokiem. Wreszcie, po
chwili wahania, skinął głową.
— Nie mam zamiaru pozwolić panu wycofać się z umowy, którą dopiero co
zawarliśmy — rzekł Barney. — Poczynił pan pewne obietnice i oczekuję, że. . .
46
— Jednak — bąknął Leo — ta głupia dziewczyna. . . Ona jest nieobliczalna,
gotowa polecieć do glin ONZ. Przyparła mnie do muru, Barney!
— Ja też — stwierdził spokojnie Mayerson.
— Tak, ale ciebie znam od lat. — Leo wydawał się szybko wracać do siebie.
Oceniał sytuację swoim, jak często i z satysfakcją podkreślał, „zewoluowanym
umysłem drugiej generacji”. — Jesteśmy kolegami. Nie zrobiłbyś tego, do czego
ona jest zdolna. W każdym razie wciąż zgadzam się na ten procentowy udział
w zyskach firmy. W porządku?
Spoglądał na Barneya niespokojnie, ale ze zdecydowaniem.
— Zawrzemy umowę?
— Zawarliśmy już wcześniej.
— Przecież ci mówię, cholera, że zapomniałem. . .
— Jeżeli się pan nie zgodzi — powiedział Barney — zrezygnuję z pracy.
I udam się gdzie indziej.
Zbyt wiele lat czekał, by tracić taką okazję.
— Tak? — rzekł z niedowierzaniem Leo. — Rozumiem, nie chodzi ci tylko
o pójście do policjantów ONZ. Mówisz o. . . o przejściu do Palmera Eldritcha!
Barney nic nie odpowiedział.
— Nędzny zdrajco — rzekł Leo. — Oto co się dzieje z ludźmi, którzy za [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • stargazer.xlx.pl