[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Pan MacLeod kazał przynieść pani śniadanie - powiedziała wyjątkowo chłodno, sznurując usta. -
Chociaż podawanie posiłków do łóżka nie należy do moich obowiązków.
- Ja też nie jestem zwolenniczką jadania w łóżku. - Lainie starała się udobruchać gospodynię. - Ale to
miło ze strony Rada, prawda? Czy mogłaby pani postawić tacę na stoliku pod oknem?
Gospodyni żachnęła się lekko, ale wykonała polecenie. Najwyraźniej nie była przyzwyczajona do
obsługiwania obcych kobiet. Zwłaszcza że Lainie pojawiła się zupełnie nie wiadomo skąd, a w dodatku
podobno była samą panią MacLeod, Lainie wiedziała, że musi postępować z wyczuciem, o ile nie chce
popaść w konflikt z gospodynią Rada.
- Przepraszam, nie wiem, jak się pani nazywa - powiedziała, zanim tamta zdążyła opuścić pokój.
- Dudley.
Lainie uśmiechnęła się do niej życzliwie.
- Miło mi panią poznać, pani Dudley. Czy mój... Czy Rad wyszedł do pracy?
- Nie. Panna Sondra Gilbert przyszła parę minut przed ósmą. Omawiają jakieś sprawy - wyjaśniła
gospodyni i wyszła.
Lainie wstała, sięgnęła po leżący na pobliskim krześle błękitny szlafrok, który musiał należeć do Rada,
sądząc po wielkości. Podwinęła przydługie rękawy i podeszła do stolika. Zignorowała pieczywo i jajka na
bekonie, nalała sobie kawy i machinalnie podniosła filiżankę do ust.
No tak. Ledwo zdążyła ponownie zostać jego żoną, a natychmiast wróciły stare kłopoty. Jednak to niebo
nad jej głową nie było tak zupełnie bezchmurne. Myślała, że przez te pięć lat separacji wiele się nauczyła,
że okaże się teraz bardziej wyrozumiałą żoną i że wszystko się w końcu ułoży. A jeśli nie? A jeśli Rad
wkrótce się nią znudzi, tak jak zapowiedział?
- Dzień dobry. Pani Dudley powiedziała mi, że już nie śpisz.
Zerknęła na niego kątem oka. Gdyby wszedł tu parę minut temu, bez wahania pobiegłaby uściskać go
na powitanie. Teraz jednak obawiała się odrzucenia. Została więc na miejscu, choć jej serce wyrywało się
do niego.
- Dzień dobry - mruknęła.
Spojrzał na nią pytająco, wydawał się być zaskoczony jej chłodem.
Odchyliła nieco zasłonę i wyjrzała za okno. Wolała, by mąż nie mógł wyczytać z jej oczu, jak bardzo
jest zagubiona.
Podszedł i stanął po przeciwnej stronie stolika.
- Jedzenie ci wystygnie.
- Nie jestem głodna - odparła sztywno.
Nie, to naprawdę prowadziło donikąd. Rozmawiali jak nieznajomi, a nie jak ludzie, którzy spędzili noc
w miłosnym uniesieniu. Lainie z determinacją puściła zasłonę, która wróciła na miejsce i odgrodziła ich
od zewnętrznego świata.
- Dlaczego chciałeś, żebym wróciła? - Musiała poznać odpowiedź na dręczące ją pytanie.
- A jak myślisz? - Jego głos zabrzmiał ostro.
Zapatrzyła się niewiążącym wzrokiem w trzymaną w dłoni filiżankę.
- Nie wiem. Może chciałeś się zemścić na tej dziewczynie, którą niegdyś poślubiłeś, a która nie okazała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]