[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zimy.
Nie odpowiadając lensmanowi, Tore odwrócił się do Olego i podał mu rękę na powitanie,
mówiąc:
- A więc jednak wróciliście?
- A dlaczego nie mielibyśmy wrócić? - Ole popatrzył zaskoczony na gospodarza i uścisnął
mu dłoń. - Zresztą powiadomiliśmy cię o tym.
- Tak, tak. Sądziłem jednak, że zdecydujecie się zostać dłużej, skoro tu, w dolinie, nastały
takie ciężkie czasy.
- Właśnie o powrocie Olego Rudningena chcielibyśmy z tobą pomówić - nawiązał szybko
lensman. - Możemy gdzieś usiąść?
Tore zaprosił ich do izby. Na ich widok Sigrun poderwała się i ze spuszczonym wzrokiem
wycofała się do alkierza. Dobrze wiedziała, dlaczego Ole się zjawił. Nie spodziewała się jednak, że
przyprowadzi ze sobą lensmana.
Kiedy mężczyzni siedli na ławie przy stole, Ole splótł dłonie i oparł się o ścianę. Bardzo był
ciekaw, jak lensman zamierza rozmawiać z Torem.
- Jak rozumiem, przez ostatnie półtora roku podczas nieobecności Olego i jego rodziny
zajmowałeś się gospodarstwem w Rudningen. Zdaje się, że zawarliście pewną umowę w tej
sprawie.
Tore pokiwał głową w milczeniu. Nie zamierzał niczego ułatwiać lensmanowi, unikał
jednak starannie wzroku Olego.
- Wydaje się dość dziwne, że w zagrodzie nie ma ani krów, ani owiec - ciągnął ze spokojem
lensman, wyraznie akcentując każde słowo, by nie pozostawiać żadnych niedomówień. - W
Rudningen są rozległe pastwiska i urodzajne pola, więc nie powinno brakować paszy dla zwierząt.
- Nawet urodzajne grunty mogą ucierpieć z powodu suszy i nieurodzaju - odparł Tore trochę
butnie.
- Jak to? Przecież w ubiegłym roku nie dotknęła nas susza. - Lensman uniósł brwi
zdziwiony.
- A jednak zbiory w Rudningen były słabe i zabrakło paszy dla zwierząt. Poza tym bydło
zachorowało i musiałem je ubić.
- Ach tak? Zakopałeś je?
- Tak, musiałem przecież pozbyć się ścierwa.
- Zwietnie, możesz nam więc pokazać, w którym miejscu to było. Miałeś sporo roboty, żeby
wykopać dół dla tylu zwierząt.
Ole dostrzegł w oczach Torego błysk niepewności. Nerwowo odgarniał grzywkę, ale nie
umknął wzrokiem, gdy lensman dopytywał się dalej.
- Czy to nie dość rzadki przypadek, że zwierzęta z tego samego gospodarstwa trzeba było
pozbawić życia w krótkim czasie?
- Zdarza się - odparł lakonicznie Tore Langehaug z przekorą w głosie.
Ole z trudem się powstrzymywał, by nie wtrącać się do rozmowy.
- Niestety, mam powody przypuszczać, że nie odpowiadasz szczerze. Widziano cię, jak
zeszłej jesieni i wczesną wiosną tego roku wyprawiałeś się zarówno na wschód, jak i na zachód. I to
nie z pustymi rękami. Możesz to wyjaśnić?
Tore spoglądał rozbieganym wzrokiem, po czym spuścił głowę. Chyba zrozumiał w końcu,
że trudno mu będzie się z tego wytłumaczyć.
- Przeprowadziłem parę krów przez góry do Borlaug
- tłumaczył. - Krowy w każdej chwili można sprowadzić z powrotem. Postąpiłem tak w
dobrej wierze, żeby uniknąć ubijania reszty stada.
- Wspaniale - stwierdził lensman i wstał raptownie, podjąwszy decyzję. - W takim razie
zaprowadz nas teraz w miejsce, gdzie pogrzebałeś zabite krowy. Odsłonimy warstwę ziemi i
przeliczymy zakopane sztuki.
- Ale po co odkopywać szczątki martwych zwierząt! - prychnął Tore, siedząc uparcie. -
Jeszcze nie słyszałem podobnej głupoty.
- Jako lensman ja tu decyduję. Idziemy!
Nagle Tore oparł się łokciami o blat stołu i ukrył twarz w dłoniach, głośno wzdychając, a po
chwili przemówił:
- Nie spisałem się, no cóż. Ale jaka to sprawiedliwość? My tu harujemy w Langehaug,
tracąc zdrowie, i ledwo wiążemy koniec z końcem, a w takim Rudningen rok w rok mają nadwyżki.
Na dodatek tamtejszy gospodarz niczym się nie przejmuje i sobie wyjeżdża, pozostawiając
wszystko na głowie innych.
- A więc uważasz, że bardziej sprawiedliwie jest kraść niż uczciwie pracować w polu?
- Kraść? - zapytał Tore, wbijając mroczne spojrzenie w Olego. Po raz pierwszy w izbie ich
spojrzenia się napotkały, ale Ole zauważył wyłącznie rozpacz i rezygnację w oczach mężczyzny.
Ani śladu żalu i skruchy. Lensman kiwnął dyskretnie głową, pozwalając Olemu wypowiedzieć
swoje zdanie.
- Sprzedaż cudzych krów i wkładanie zarobionych szylingów do własnej kieszeni nazywa
się kradzieżą. Poza tym nie dotrzymałeś umowy, jaką zawarliśmy. Pozostawiłeś konie bez siana i
wody. Nie uprawiałeś roli, jak należy.
- Skąd możesz wiedzieć, że sprzedałem krowy? Przecież nie było tu ciebie.
- Jeśli nie znajdziemy w ziemi szczątków zwierząt, pozostanie tylko ta jedna możliwość.
- Jest tak, jak mówię - upierał się Tore. - Zaprowadziłem krowy na pastwiska. Możesz je w
każdej chwili sprowadzić z powrotem.
Ole zastanawiał się, czy Tore rzeczywiście wierzy w to, co mówi, bo w jego głosie nie
słychać było nawet odrobiny żalu i pokory. Ole powoli tracił cierpliwość.
- Wiesz, równie dobrze jak ja, że krowy zostały sprzedane, a zarobione w ten sposób
szylingi przeznaczyłeś na wódkę i paszę dla własnych zwierząt. Wpędziłeś Rudningen w biedę.
Moja rodzina znalazła się w beznadziejnym położeniu. Pozbawiłeś nas inwentarza, ogołociłeś
spichlerz, opróżniłeś stodołę. Gdybym wiedział, że okażesz się taki niesolidny, poprosiłbym kogoś
innego o nadzór nad zagrodą podczas swojej nieobecności. We wsi nie brakuje młodych
pracowitych ludzi, którzy by się tego chętnie podjęli.
Ole zamilkł. Nie zamierzał tyle mówić, ale gniew wziął w nim górę. Popatrzył wyczekująco
na lensmana, który zwrócił się do Torego, domagając się odpowiedzi.
- Czy jest tak, jak mówi Ole?
Langehaug, oszołomiony, powoli pokiwał głową i wydusił:
- Tak, no cóż, ten człowiek rzeczywiście widzi wszystko. Nie ma więc co zaprzeczać.
Zapadła cisza, z daleka dochodziło jedynie pobrzękiwanie krowich dzwonków. Stado pasło
[ Pobierz całość w formacie PDF ]