[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kiedy Kellie wróciła do Szwajcarii.
Ona także uklękła przed kanapą i przyglądała się dziecku.
Zafascynował ją ten mały aniołek. Pomyślała, że już niedługo
będzie oglądać własnego. Nie potrafiła sobie wyobrazić, że
mogłaby kochać go bardziej niż Jean-Luca.
Dziecko miało cerę Philippe'a, ale krępa budowa świad-
czyła, że raczej nie będzie tak wysokie i szczupłe jak tatuś.
Może figurę odziedziczyło po matce? Oględziny obudziły
chłopczyka. Najpierw zatrząsł się mały podbródek, potem
otworzyły się oczka, odsłaniając zamglone, szarobrązowe tę
czówki. W jego krzyku nie było śladu wahania. Uroczą buzię
wykrzywił grymas. Cichy śmiech Philippe'a wzruszył Kellie.
Jej mąż pochylił się i ucałował brzuszek dziecka.
- Już dobrze. Tatuś jest przy tobie - szepnął synkowi do
ucha. Zręcznie przewinął chłopca, ubrał go i zawinął z powro
tem w kocyk.
- Proszę, może go pan nakarmić.
Analise podała mu butelkę i pieluszkę, którą Kellie poło
żyła na szerokim ramieniu Philippe'a. Dziecko ssało smoczek
tak mocno i szybko, że nie mogli się powstrzymać od śmiechu,
zwłaszcza gdy Philippe zabrał butelkę i uniósł malca, któremu
po chwili głośno się odbiło.
Kellie miała ogromną ochotę wziąć Jean-Luca na ręce, ale
postanowiła nie przeszkadzać. Nie wiadomo, jak długo Analise
zostanie u nich. Najważniejsze, żeby Philippe nacieszył się
dzieckiem. Zwróciła się do matki Yvette.
- Pani Boiteux?
- Proszę mi mówić po imieniu.
- Analise - powiedziała cicho Kellie. - Kolacja jest go
towa. Zapraszam do jadalni. Philippe dołączy do nas, gdy skoń
czy karmić dziecko.
- Nie chciałabym się narzucać.
- Ależ skąd. Gdy tylko powiedział mi, że przyjedziesz,
nakryłam na trzy osoby.
Zostawiły Philippe'a, który był tak zaabsorbowany syn
kiem, że nie zauważył nawet ich wyjścia.
Kełlie zaprowadziła Analise do stołu i podała przygotowa
ne wcześniej dania. Miała ochotę uściskać starszą panią i oka
zać jej swoją wdzięczność, nie znała jednak dalszych planów
Analise, nie wiedziała też, jak zareagowałaby na taką wylew
ność. Mogły tylko razem zjeść kolację. Kellie ze zdziwieniem
zdała sobie sprawę, że znów jest głodna.
- Macie znakomitą kucharkę. Nigdy nie jadłam nic równie
smacznego.
- Moja żona jest szefem kuchni francuskiej - rozległ się
głos Philippe'a.
Odwróciwszy głowę, Kellie zobaczyła Philippe'a wchodzą
cego do jadalni. Jedną rękę opierał na lasce, drugą podtrzy
mywał niemowlę.
- Naprawdę? - zapytała z niedowierzaniem Analise.
- Tak. - Skinęła głową Kellie, stawiając talerz przed mę
żem. - Dziadkowie, którzy pomagali mnie wychowywać, mają
restaurację. Zawsze marzyłam o prowadzeniu własnej. Oczy
wiście francuskiej, bo moim zdaniem kuchnia francuska jest
najlepsza.
Philippe zajął miejsce u szczytu stołu i dodał:
- Każdy przygotowany przez nią posiłek bije na głowę ko
lację w pięciogwiazdkowym lokalu.
Starsza pani uśmiechnęła się.
- Nigdy nie znałam żadnego szefa kuchni. To ogromne
szczęście mieć tak zdolną żonę, monsieur.
Spojrzał przelotnie na Kellie, którą ucieszyła pochwała
Analise.
- To prawda, ale proszę mi mówić po imieniu.
Ku radości Kellie z apetytem zabrał się do jedzenia. Gdy
skończył, podała ciastka z malinami i kawę.
- Powiedz mi coś, Analise - Philippe odstawił filiżankę.
- Czy Jean-Luc zawsze jest taki grzeczny? Zawsze zasypia po
opróżnieniu butelki?
Jej oczy zalśniły.
- Odpowiedz na oba pytania brzmi - tak. Czy chcielibyście
zatrzymać go na noc?
- Naprawdę moglibyśmy?! - wykrzyknęła Kellie, zanim
zdała sobie sprawę, że nie ma prawa się wtrącać.
- Oczywiście - odparła Analise. - Na wszelki wypadek
zabrałam dla niego tyle jedzenia, żeby wystarczyło do jutra.
Wszystko, czego mały potrzebuje, jest w torbie z pieluszkami.
Philippe położył dłoń na jej ramieniu.
- Nie będziesz się czuła osamotniona?
Ton jego głosu poruszył Kellie do łez.
- Będę za nim tęskniła - przyznała Analise. - Ale nigdy
go nie poznacie, jeśli nie będziecie mieli okazji się nim za
opiekować. Powinnam iść, zanim się obudzi.
- Nie wiem, jak ci dziękować - powiedział Philippe drżą
cym głosem.
Kellie z trudem przełknęła ślinę.
- Philippe? Może odwiozę Analise do domu, a ty zajmiesz
siÄ™ dzieckiem?
- Byłabym bardzo wdzięczna - uprzedziła jego
odpowiedz Analise. - Po drodze dam ci parę wskazówek, Jutro
zadzwonię, żeby sprawdzić, czy wszystko w porządku.
Philippe skinął głową i rzucił Kellie ponure, przenikliwe
spojrzenie.
- Jedz ostrożnie.
Kiedyś byłyby to słowa troski, teraz jednak martwił się nie
o niÄ…, ale o Analise.
- Dobrze.
Matka Yvette wstała od stołu.
- Dobranoc, Philippie. Dobranoc, maleństwo. - Pocałowa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]