678. Winters Rebecca Ucieczka z raju 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kiedy Kellie wróciła do Szwajcarii.
Ona także uklękła przed kanapą i przyglądała się dziecku.
Zafascynował ją ten mały aniołek. Pomyślała, że już niedługo
będzie oglądać własnego. Nie potrafiła sobie wyobrazić, że
mogłaby kochać go bardziej niż Jean-Luca.
Dziecko miało cerę Philippe'a, ale krępa budowa świad-
czyła, że raczej nie będzie tak wysokie i szczupłe jak tatuś.
Może figurę odziedziczyło po matce? Oględziny obudziły
chłopczyka. Najpierw zatrząsł się mały podbródek, potem
otworzyÅ‚y siÄ™ oczka, odsÅ‚aniajÄ…c zamglone, szarobrÄ…zowe tÄ™­
czówki. W jego krzyku nie było śladu wahania. Uroczą buzię
wykrzywił grymas. Cichy śmiech Philippe'a wzruszył Kellie.
Jej mąż pochylił się i ucałował brzuszek dziecka.
- Już dobrze. Tatuś jest przy tobie - szepnął synkowi do
ucha. ZrÄ™cznie przewinÄ…Å‚ chÅ‚opca, ubraÅ‚ go i zawinÄ…Å‚ z powro­
tem w kocyk.
- Proszę, może go pan nakarmić.
Analise podaÅ‚a mu butelkÄ™ i pieluszkÄ™, którÄ… Kellie poÅ‚o­
żyła na szerokim ramieniu Philippe'a. Dziecko ssało smoczek
tak mocno i szybko, że nie mogli się powstrzymać od śmiechu,
zwłaszcza gdy Philippe zabrał butelkę i uniósł malca, któremu
po chwili głośno się odbiło.
Kellie miała ogromną ochotę wziąć Jean-Luca na ręce, ale
postanowiła nie przeszkadzać. Nie wiadomo, jak długo Analise
zostanie u nich. Najważniejsze, żeby Philippe nacieszył się
dzieckiem. Zwróciła się do matki Yvette.
- Pani Boiteux?
- Proszę mi mówić po imieniu.
- Analise - powiedziaÅ‚a cicho Kellie. - Kolacja jest go­
towa. Zapraszam do jadalni. Philippe doÅ‚Ä…czy do nas, gdy skoÅ„­
czy karmić dziecko.
- Nie chciałabym się narzucać.
- Ależ skąd. Gdy tylko powiedział mi, że przyjedziesz,
nakryłam na trzy osoby.
ZostawiÅ‚y Philippe'a, który byÅ‚ tak zaabsorbowany syn­
kiem, że nie zauważył nawet ich wyjścia.
KeÅ‚lie zaprowadziÅ‚a Analise do stoÅ‚u i podaÅ‚a przygotowa­
ne wczeÅ›niej dania. MiaÅ‚a ochotÄ™ uÅ›ciskać starszÄ… paniÄ… i oka­
zać jej swoją wdzięczność, nie znała jednak dalszych planów
Analise, nie wiedziaÅ‚a też, jak zareagowaÅ‚aby na takÄ… wylew­
ność. Mogły tylko razem zjeść kolację. Kellie ze zdziwieniem
zdała sobie sprawę, że znów jest głodna.
- Macie znakomitą kucharkę. Nigdy nie jadłam nic równie
smacznego.
- Moja żona jest szefem kuchni francuskiej - rozległ się
głos Philippe'a.
Odwróciwszy gÅ‚owÄ™, Kellie zobaczyÅ‚a Philippe'a wchodzÄ…­
cego do jadalni. JednÄ… rÄ™kÄ™ opieraÅ‚ na lasce, drugÄ… podtrzy­
mywał niemowlę.
- Naprawdę? - zapytała z niedowierzaniem Analise.
- Tak. - Skinęła gÅ‚owÄ… Kellie, stawiajÄ…c talerz przed mÄ™­
żem. - Dziadkowie, którzy pomagali mnie wychowywać, mają
restauracjÄ™. Zawsze marzyÅ‚am o prowadzeniu wÅ‚asnej. Oczy­
wiście francuskiej, bo moim zdaniem kuchnia francuska jest
najlepsza.
Philippe zajął miejsce u szczytu stołu i dodał:
- Każdy przygotowany przez niÄ… posiÅ‚ek bije na gÅ‚owÄ™ ko­
lację w pięciogwiazdkowym lokalu.
Starsza pani uśmiechnęła się.
- Nigdy nie znałam żadnego szefa kuchni. To ogromne
szczęście mieć tak zdolną żonę, monsieur.
Spojrzał przelotnie na Kellie, którą ucieszyła pochwała
Analise.
- To prawda, ale proszę mi mówić po imieniu.
Ku radości Kellie z apetytem zabrał się do jedzenia. Gdy
skończył, podała ciastka z malinami i kawę.
- Powiedz mi coś, Analise - Philippe odstawił filiżankę.
- Czy Jean-Luc zawsze jest taki grzeczny? Zawsze zasypia po
opróżnieniu butelki?
Jej oczy zalśniły.
- Odpowiedz na oba pytania brzmi - tak. Czy chcielibyście
zatrzymać go na noc?
- Naprawdę moglibyśmy?! - wykrzyknęła Kellie, zanim
zdała sobie sprawę, że nie ma prawa się wtrącać.
- Oczywiście - odparła Analise. - Na wszelki wypadek
zabrałam dla niego tyle jedzenia, żeby wystarczyło do jutra.
Wszystko, czego mały potrzebuje, jest w torbie z pieluszkami.
Philippe położył dłoń na jej ramieniu.
- Nie będziesz się czuła osamotniona?
Ton jego głosu poruszył Kellie do łez.
- Będę za nim tęskniła - przyznała Analise. - Ale nigdy
go nie poznacie, jeÅ›li nie bÄ™dziecie mieli okazji siÄ™ nim za­
opiekować. Powinnam iść, zanim się obudzi.
- Nie wiem, jak ci dziÄ™kować - powiedziaÅ‚ Philippe drżą­
cym głosem.
Kellie z trudem przełknęła ślinę.
- Philippe? Może odwiozę Analise do domu, a ty zajmiesz
siÄ™ dzieckiem?
- Byłabym bardzo wdzięczna - uprzedziła jego
odpowiedz Analise. - Po drodze dam ci parę wskazówek, Jutro
zadzwonię, żeby sprawdzić, czy wszystko w porządku.
Philippe skinął głową i rzucił Kellie ponure, przenikliwe
spojrzenie.
- Jedz ostrożnie.
Kiedyś byłyby to słowa troski, teraz jednak martwił się nie
o niÄ…, ale o Analise.
- Dobrze.
Matka Yvette wstała od stołu.
- Dobranoc, Philippie. Dobranoc, maleÅ„stwo. - PocaÅ‚owa­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • stargazer.xlx.pl