[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Zastali jednak krowy wydojone, a wszystkie zwierzęta, małe i duże, zadbane lepiej niż
zazwyczaj, wszystkie były spokojne i aż lśniły czystością. Bydlęta dostały paszę i wodę, ale
mleko zniknęło, a krowom ktoś powiązał nogi sznurami.
Po tym wszystkim zarządca i jego żona też odmówili pracy w oborze. Tutaj toczą się jakieś
diabelskie gry, oświadczyli.
Upierali się, by do nawiedzonego dworu sprowadzić księdza, bo uznali, że sam Szatan musi
w tym maczać palce. Wierzyli, że dobry pastor znajdzie odpowiednie słowa i potrafi
przepędzić demony.
Kiedy więc Heike i Vinga wraz z liczną eskortą zjawili się tego dnia na plebanii, dowiedzieli
się, że proboszcz przebywa w Grastensholm, gdzie odprawia egzorcyzmy i wyświęca złe
duchy.
Młodzi państwo spojrzeli po sobie.
- To my też możemy tam pójść - zdecydował Heike i cały orszak ruszył w dalszą drogę.
W Grastenshalm zamieszanie panowało nie do opisania.
Została tam co prawda już tylko garstka mieszkańców: Snivel, jego wierny Larsen, nawy
zarządca z małżonką i dwaj ludzie z ochrony.
Ci dwaj na rozkaz Snivela sprowadzili też lensmana i sędzia, pieniąc się z wściekłości,
opowiadał mu, jakiego potwornego przestępstwa dopuścił się ten Heike Lind z Ludzi Lodu.
Rozmyślnie i z całą świadomością zamordował najzupełniej niewinnego człowieka, który był
na służbie u Snivela. Złapcie tego bękarta, lensmanie, złapcie go, do wszystkich diabłów, i
ukarzcie za to morderstwo!
Snivel sapał z przejęcia i oburzenia.
152
Tak, tak, lensman kręcił się i wiercił, czuł się paskudnie. %7ływił co prawda wielki respekt dla
sędziego Snivela, który okazał tyle łaski parafii Grastensholm, że się w niej osiedlił, z drugiej
jednak strony ludzie z Elistrand także do niego przyszli i przekazali mu całkiem inną wersję
wydarzeń. %7łe mianowicie Heike i Vinga są od dawna prześladowani przez ludzi Snivela i że
śmierć w zagajniku była nieszczęśliwym wypadkiem, bo pan Heike występował w obronie
koniecznej. Jest wielu, którzy widzieli to na własne oczy!
Lensman nie wiedział, w co ma wierzyć.
Bo, oczywiście, prościej było wierzyć jednemu z najwyżej postawionych urzędników w
państwie! W dodatku własnemu zwierzchnikowi!
Zanim zdążył się zdecydować, jakie zajmie stanowisko, przybył proboszcz. Snivel wyjaśniał
lensmanowi:
- Powstały jakieś głupie pogłoski, że we dworze straszy. Ja osobiście niczego nie widziałem,
ludzie z ochrony także nie, ale służba ucieka ode mnie, to okropnie nieprzyjemne, mogę
pana zapewnić! Zgodziłem się więc na nalegania zarządcy, że trzeba wezwać pastora, żeby
wyświęcił i pobłogosławił dom. To w każdym razie nie zaszkodzi.
Proboszcz i lensman przywitali się na dole we wspaniałym hallu starego dworu Meidenów.
Wkrótce zebrali się tam wszyscy pozostali: Larsen, zarządca z małżonką i obaj pozostali
przy życiu ludzie z ochrony sędziego.
Nazywanie tych ludzi ochroną służyć miało jedynie ukryciu prawdy, w istocie bowiem ich
zadaniem było tropienie przeciwników Snivela i unieszkodliwianie ich.
- Gdzie złe najbardziej daje się we znaki? - zapytał proboszcz z powagą i przyglądał się
uważnie ścianom oraz sufitowi, jakby w oczekiwaniu, że zobaczy przemykające tam upiory.
- Wszędzie, na to przynajmniej wygląda - mruknął Snivel. - Służba utrzymuje jednak, że
najgorzej jest na strychu. Głupoty, przeklęte głupoty, powiadam! Proszę mi wybaczyć,
pastorze, ale tak mnie oburza podobna ciemnota! Mój ochmistrz, obecny tu Larsen, niczego
nigdy nie widział. Mój zarządca i jego małżonka, ludzie prawdziwie bogobojni, mówią
wprawdzie, że ktoś był dziś w nocy w stajni i w oborach i próbował rzucić czary, ale to
przecież mogli zrobić ludzie. Mam tu sąsiadów, w innym dworze, wie pastor, którzy chcą
odebrać mi mój majątek, porozmawiamy zresztą o tym pózniej. Sam zarządca na nic
narażony nie był ani inni z tu obecnych. Ale dwór ma złą opinię! To nie może mieć miejsca u
tak wysokiego urzędnika, piastującego tyle godności i z taką... - chciał powiedzieć:  władzą ,
ale rozmyślił się i powiedział: - z takim poważaniem. %7ładne tego rodzaju skandale nie mogą
rzucać cienia na moją osobę.
Pastor słuchał, zachowując powściągliwość. Był człowiekiem odpowiedzialnym, do swoich
parafian odnosił się z troską, ale miał też świadomość własnej pozycji najgodniejszej osoby
w parafii. Sędzia Snivel był może rangą nieco wyżej od niego, ale, Boże drogi, toż to tylko
świecki urząd! W dzień sądu znajdzie się daleko, daleko za proboszczem!
153
- O, to będzie prosta sprawa - rzekł w końcu sługa boży. - Zaraz wejdę na strych, który
rzeczywiście sprawia wrażenie, jakby się zło na nim zagniezdziło, i odmówię tam stosowne
modlitwy. Jak państwo widzą, zabrałem remedia potrzebne do odprawienia egzorcyzmów.
Zdarzało mi się już i przedtem wypędzać złe duchy, przeważnie z kuszonych przez demony
kobiet, które to nieszczęśnice nie umiały znalezć sobie miejsca. W takich kobietach Szatan
najczęściej obiera sobie mieszkanie.
Proboszcz wyjął z kieszeni krzyż i jakąś grubą księgę, która nie była co prawda Biblią, ale
wyglądała równie dostojnie. Zarządca i jego żona westchnęli przejęci.
- To jest niezawodna księga zaklęć przeciwko demonom - wyjaśnił pastor. - Są w niej
wszystkie niezbędne teksty, żaden diabeł im się nie przeciwstawi. Jest bardzo, bardzo
skuteczna, wielekroć mogłem się o tym przekonać. Po raz ostatni używałem tych zaklęć do
poskromienia pewnej młodej kobiety, która odmawiała swemu drogiemu małżonkowi prawa
do karcenia jej i dzieci.
Następnie pastor wyjął buteleczkę święconej wody i gałązkę oliwną, której miał zamiar użyć
jako kropidła. Czworo z jego widzów spoglądało na to wyposażenie z szacunkiem. Snivel
zmarszczył tylko brwi, a jego dwaj strażnicy skrzywili się z niesmakiem. Przede wszystkim
nie wierzyli w duchy, a jeszcze mniej w te hokus-pokus, które pastor zamierzał tu odprawiać.
Sługa Pana był gotów, wobec czego wszyscy udali się na piętro, pastor i zarządca z
małżonką śpiewali po drodze psalm. Wypadało to niezbyt czysto, bo żona zarządcy głos [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • stargazer.xlx.pl