[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Czy coś się stało? - Przesunęła opuszkami po gładkiej skórze jego ramienia.
Popatrzył nią pustym wzrokiem. Po chwili oznajmiła
- Miałaś rację. Nabałaganiliśmy. Zmieńmy pościel. Lecz najpierw wez prysznic. -
Odrzucił prześcieradło i wstał.
R
L
T
Poczuła się, jakby weszła na pole minowe. Przez chwilę, gdy wyjmował ubrania z
szafki, wbiła wzrok w jego silne plecy, a następnie wstała i prześlizgnęła się do własnej
kabiny. Zamknęła za sobą drzwi, czego normalnie nie robiła.
Nie sprzeciwił się.
W milczeniu pościelili łóżko. Napięcie między nimi było wprost namacalne.
Jak? Dlaczego? - zastanawiała się.
Nie miała możliwości uzyskać odpowiedzi na te pytania, bo odezwał się telefon,
który zawsze leżał gdzieś blisko. Dzwonił Roger. Z miny Cama i kilku zadanych do apa-
ratu pytań wywnioskowała, że wydarzyło się coś poważnego.
Złapała się za szyję.
- Scout? - wyszeptała.
- Nie, Liz. Wszystko z nią w porządku. Z Archiem też. Ale pani Preston leży w
szpitalu. Problemy z sercem. Wspomniałaś, że się o nią martwisz, więc kazałem jej obie-
cać, że pójdzie na badania.
Ręka Liz opadła.
- Och! - odetchnęła z głęboką ulgą podszytą troską.
- To nie wszystko. Daisy zachorowała na grypę.
- O, nie! Zatem kto...?
- Dowodzenie objęła twoja matka, z pomocą żony Boba, jednak, moim zdaniem,
powinniśmy niezwłocznie wracać.
- Oczywiście. - Rozejrzała się trochę bezradnie. - Jak prędko damy radę wyruszyć?
Cam już rozmawiał przez komórkę.
- Roger organizuje lot z Hamilton. Halo, Rob? - powiedział do telefonu. - Słuchaj,
stary, muszę dostać się do domu tak szybko, jak to możliwe. Załatw, żeby helikopter za-
brał nas z plaży Whitehaven. Sam przyleć razem z pilotem, a z powrotem pożeglujesz na
Leilani". - Dobrze - oznajmił, gdy skończył rozmowę przez telefon. - Podnosimy kotwi-
cę. Za mniej więcej pół godziny dopłyniemy do Whitehaven.
- A co, jak nie będzie wolnych helikopterów?
Spojrzał na nią, jak gdyby chciał powiedzieć: Nie powiedziałaś tego, prawda?
- Wtedy jakiś kupię.
R
L
T
- No co ty. Chyba nie myślisz, że w to uwierzę?
- Niech pani wierzy lub nie, pani Montrose, ale już tak robiliśmy. - Rozejrzał się. -
Spakuj, proszę, nas oboje, dobrze?
Rozpoznała tego Cama Hilliera, więc odwróciła się do niego plecami, mówiąc bar-
dzo cicho:
- Oczywiście.
Nie zauważyła, jak się zawahał, jak wbił wzrok w jej plecy czy jak zacisnął usta w
wąską linię, zanim wyszedł z kabiny.
Przez kilka minut nie ruszyła się z miejsca.
Zlizała słoną łzę z górnej wargi. Coś poszło strasznie nie tak, a nie miała pojęcia,
co. Pani Montrose pomyślała. Czy wrócili do stosunków służbowych. Dlaczego?
Skąd ten niemal szaleńczy pośpiech? Owszem, gdy podjął jakąś decyzję, często re-
alizował ją z prędkością stu kilometrów na godzinę. Ona też chciała wrócić jak najszyb-
ciej - ale w taki sposób?
Czyż nie będą już więcej sami? A co z ich gwałtownym aktem miłosnym? Gdzie
on się mieścił?
Ukryła twarz w dłoniach.
Do Yewarry dotarli po zmroku, tego samego dnia.
Dzieci już spały, lecz Mary Montrose czekała, by ich przywitać. Zapewniła, że Da-
isy wygodnie odpoczywa, pani Preston również, choć wciąż przebywa w szpitalu.
- Bardzo dziękuję, że przejęła pani obowiązki, pani Montrose - zwrócił się do niej
Cam. Oczarowana matka zarumieniła się. - Mam nadzieję, że wprowadziła się pani do
rezydencji?
- Tak - odparła. - Razem ze Scout zamieszkałyśmy w skrzydle dziecięcym. Rozu-
miem, że też się tam zatrzymasz? - spytała córkę.
- Właściwie - zaczął Cam - Liz i ja mamy dla pani nowinę. Postanowiliśmy się po-
brać.
R
L
T
ROZDZIAA DZIEWITY
- Co ci strzeliło do głowy?
Zamknęli się w gabinecie. Była wietrzna noc. Słyszała, jak na zewnątrz wiatr targa
gałęzie drzew i rozlegają się sporadyczne odległe grzmoty.
Liz siedziała z nieufnym wyraz twarzy, a w jej sercu szalała burza. Na wieść o ślu-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]