Nietzsche Fryderyk Wilhelm Z genealogii moralności 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

się przyglądał. Policzcie poszczególne popędy i cnoty filozofa po kolei  jego popęd powąt-
piewajÄ…cy, jego popÄ™d zaprzeczajÄ…cy, jego popÄ™d wyczekujÄ…cy (»ephektyczny«), jego popÄ™d
analityczny, jego popęd badawczy, szukający, ważący, jego popęd porównawczy i wyrów-
nawczy, jego wolÄ™ bezstronnoÅ›ci i przedmiotowoÅ›ci, jego wolÄ™ wszelkiego »sine ira et stu-
55
dio«  : czyÅ›cie też już pojÄ™li, że wszystko to razem przez najdÅ‚uższy okres czasu nie zgadzaÅ‚o
się z elementarnemi żądaniami moralności i sumienia? (nie mówiąc wcale o r o z u m i e wo-
góle, który Luter jeszcze lubił nazywać p a n i ą M ą d r o c h ą, m ą d r ą n i e r z ą d n i c
ą). %7łe filozof, j e ś l i b y b y ł się sobie uświadomił, byłby się wprost musiał czuć ucieleśnio-
nem »nitimur in v e t i t u m«  i byÅ‚by nastÄ™pnie w y s t r z e g a Å‚ s i Ä™ »czuć siebie«, uÅ›wia-
damiać się sobie?... Nie inaczej, jak się rzekło, ma się rzecz z wszystkiemi dobremi rzeczami,
z których dziś dumni jesteśmy. Mierząc nawet jeszcze miarą starych Greków, wydaje się całe
nasze istnienie nowoczesne, o ile nie jest słabością, lecz mocą i świadomością mocy, czystą
Hybris i bezbożnością: bo właśnie odwrotność rzeczy, które dziś czcimy, miała przez najdłuż-
szy okres czasu sumienie po swej stronie i Boga swoim strażnikiem. Hybris jest dziś nasz cały
stosunek do natury, nasze pogwałcenie natury z pomocą machin i tak beztroskiej wynalazczo-
ści techników i inżynierów; Hybris jest nasz stosunek do Boga, to znaczy do jakiegoś przy-
puszczalnego pająka celu i obyczajności poza wielką pajęczą siecią przyczynowości  może-
my, jak Karol ZmiaÅ‚y w walce z Ludwikiem XI, rzec »je combats l universelle araignée«  ;
Hybris jest nasz stosunek do s i e b i e, bo eksperymentujemy tak na sobie samych, jakbyśmy
sobie względem żadnych nie pozwolili zwierząt, rozpruwamy sobie w zadowoleniu i cieka-
woÅ›ci duszÄ™ w żyjÄ…cem ciele: cóż nam zależy jeszcze na »zbawieniu« duszy! Potem uzdra-
wiamy siebie samych: choroba jest pouczajÄ…ca, nie wÄ…tpimy o tem, bardziej jeszcze pouczajÄ…-
ca niż zdrowie,  c h o r o b o t w ó r c y zdają nam się dziś nawet potrzebniejsi, niż jacykol-
wiek lekarze i »zbawiciele«. GwaÅ‚cimy teraz siebie samych, to nie ulega wÄ…tpliwoÅ›ci, my
duchowi wyłuskiwacze orzechów, my pytający i pytania godni, jak gdyby życie nie było ni-
czem, innem, jeno wyłuskiwaniem orzechów; właśnie dlatego musimy koniecznie stawać się
codzień bardziej pytania godni, g o d n i e j s i, by pytać, z tego powodu może godniejsi 
życia?... Wszystkie dobre rzeczy były niegdyś ziemi rzeczami; każdy grzech pierworodny stał
się cnotą pierworodną. Małżeństwo naprzykład uchodziło długo za grzech przeciwko prawu
gromady; niegdyś płacono pokutą, jeśli kto był tak nieskromny, że przywłaszczał sobie ko-
bietę (tu należy naprzykład jus primae noctis, które dziś jeszcze w Kambodży jest przywile-
jem kapÅ‚anów, tych przestrzegaczy »starych dobrych obyczajów«). Uczucia Å‚agodne, przy-
chylne, ustÄ™pcze, litoÅ›ne  wÅ‚aÅ›nie dlatego tak wartoÅ›ciÄ… wysokie, że sÄ… prawie »wartoÅ›ciami
w sobie«  miaÅ‚y przez najdÅ‚uższy czas wÅ‚aÅ›nie pogardÄ™ wÅ‚asnÄ… przeciw sobie: wstydzono siÄ™
Å‚agodnoÅ›ci, jak siÄ™ dziÅ› wstydzÄ… twardoÅ›ci (porównaj »Poza dobrem i zÅ‚em« str. 243 i nast.)
Poddanie się p r a w u:  och, z jakimż oporem sumienia zrzekały się wszędzie na ziemi
szczepy dostojne vendetty i ustępowały przemocy prawa! Prawo było długo vetitum, zbrod-
nią, nowinką; występowało, używając przemocy, j a k o przemoc, której jedynie ulegano ze
wstydem przed sobą samym. Każdy najmniejszy krok na ziemi zdobywano niegdyś katuszami
ducha i ciaÅ‚a: ten wÅ‚aÅ›nie punkt widzenia: »Å¼e nie tylko postÄ™p naprzód, nie! pochód, ruch,
zmiana potrzebowaÅ‚y niezliczonych mÄ™czenników«, brzmi nam dziÅ› wÅ‚aÅ›nie tak obco, 
oÅ›wietliÅ‚em go w »Jutrzence« na str. 25 i nast »Niczego nie okupiono drożej, napisano tamże
na str. 27, nad tę odrobinę rozumu ludzkiego i uczucia wolności, które są dziś dumą naszą. Ta
duma jednak jest powodem, dla którego nam dziś niemożliwem jest prawie czuć wespół z
owymi ogromnymi okresami »obyczajnoÅ›ci obyczaju«, poprzedzajÄ…cymi »dzieje Å›wiata«,
jako prawdziwe i rozstrzygające główne dzieje, które ustaliły charakter człowieka, gdzie cier-
pienie uchodziło za cnotę, okrucieństwo za cnotę, udawanie za cnotę, zemsta za cnotę, zapar-
cie się rozumu za cnotę, natomiast zadowolenie za niebezpieczeństwo, żądza wiedzy za nie-
bezpieczeństwo, pokój za niebezpieczeństwo, litość za niebezpieczeństwo, wzbudzanie litości
za hańbę, praca za hańbę, szaleństwo za boskość, z m i a n a za nieobyczajność i grozbę za-
gÅ‚ady!«
56
10.
W tej samej książce na str. 47 wyłuszczono, wśród jakiej oceny, pod jakim n a c i s k i e m
oceny musiało żyć najstarsze pokolenie ludzi kontemplacyjnych,  pogardzane w tej samej
mierze, w jakiej się go nie bano! Kontemplacya przyszła na samym początku na świat w po-
staci o zakrytej twarzy, o wyglądzie dwuznacznym, z złem sercem i często z zaniepokojoną
głową: co do tego niema wątpliwości. Pierwiastek nieczynny, zadumany, niewojowniczy w
instynktach ludzi kontemplacyjnych roztaczał długo wokół nich głęboką nieufność: przeciw
temu nie było innego środka jak tylko wzbudzić stanowczo s t r a c h przed sobą. I na tem
znali się naprzykład starzy braminowie! Najstarsi filozofowie umieli swemu istnieniu i zja-
wieniu nadawać znaczenie, postawę i tło, z powodu których nauczono się ich b a ć: jeśli się
rozważy dokładniej, czynili to z gruntowniejszej jeszcze potrzeby, to jest, by nabrać strachu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • stargazer.xlx.pl