[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Postanowiła jednak zaryzykować.
Rozhuśtała się mocno. Jej stopy dosięgły okna. Zaczepiła się nimi o parapet i...
nic. Wisiała rozpięta między dębem a strychem, modląc się w duchu, żeby nie
spaść.
Jej modlitwy zostały wysłuchane. Nagle poczuła mocny męski uchwyt. Ktoś
wciągał ją do środka. Przestępcy najwyrazniej mieli bazę we wnętrzu domu.
Chciała krzyczeć.
Hej, Callie usłyszała znajomy głos. Odepchnij się teraz rękami.
Krzyk zamarł jej na ustach. Kto to mógł być? Nie miała wątpliwości, że nie
złoczyńca.
W porządku. Posiedz teraz chwilę. Jesteś bardzo zmęczona.
Devon? Do licha, to przecież Devon! Wiedziała, czemu nie mogła go
rozpoznać. Po raz pierwszy mówił i zachowywał się jak normalny człowiek.
Devon?! jęknęła. Co, do diabła, się tutaj dzieje?
Devon położył palec na ustach.
Cii... Usiłuję opracować z Lincolnem plan uratowania Quincy'ego szepnął.
Z Lincolnem? Z jakim Lincolnem?
Znowu miała wrażenie, że przyjaciel zaczął bredzić.
Wszystko ci pózniej wyjaśnię. Zostań tutaj. Quincy by mi nigdy nie darował,
gdyby ci się coś stało.
Callie pokręciła głową, ale Devon nawet na nią nie spojrzał i ulotnił się jak
duch. Podeszła do klapy prowadzącej na dół. Wcale nie miała zamiaru słuchać.
Devon stał na schodach i rozmawiał szeptem z jakimś człowiekiem.
Są na zewnątrz. Nie można ich dopaść usłyszała.
Może byśmy spróbowali odbić wuja szepnęła.
Mężczyzni podnieśli do góry głowy.
Miałaś przecież zostać na miejscu warknął Devon.
Callie w ogóle go nie słuchała. Ześlizgnęła się na dół i stanęła obok. Spojrzała
na nieznanego mężczyznę. Gdzieś już słyszała jego imię.
To jedyne, co możemy zrobić powiedziała, rozkładając ręce.
Dobrze. Będziesz miała piękny pogrzeb w rodzinie szepnął Devon.
Lincoln milczał. Jego wzrok błądził między Callie a Devonem.
Konkrety! zażądała.
Obaj mężczyzni uśmiechnęli się ponuro.
Pokaż jej mruknął Lincoln.
Devon wziął ją za rękę i poprowadził w milczeniu. Mieli rację. Od wewnątrz
cała sytuacja przedstawiała się zupełnie inaczej. Nie można było zaatakować
bandyty, nie narażając wuja na śmierć. Jednocześnie sam złoczyńca znajdował się
w o wiele gorszej sytuacji, niż przypuszczała. Od samochodu dzieliło go dobrych
parę metrów. Ale to nie wszystko. Po drodze znajdowała się kupa żwiru, stos
cegieł, jakieś zdradliwe deski i parę innych rzeczy pozostałych po budowie. Callie
dziwiła się, że nie zauważyła tego wcześniej.
Odwróciła się od okna i rozejrzała bezradnie po wnętrzu pokoju. Nie wiedziała,
co robić. Nagle jej wzrok padł na rozgrzebany kominek, przy którym leżały jeszcze
worki po cemencie. Dziewczyna uśmiechnęła się i wskazała mutry rozsiane po
podłodze.
Mam! wykrzyknęła.
Podbiegła do kominka i nie zważając na brud padła na kolana. Devon spojrzał
na nią jak na wariatkę. Miał już dosyć przygód z tą rodziną. Chciał jak najszybciej
zakończyć tę sprawę i wyjechać.
Callie dostrzegła jego wzrok i wskazała pogrzebacz. Devon już chciał popukać
się w czoło, kiedy nagle na jego twarzy również pojawił się uśmiech. Pomknął
chyżo do kominka.
Myślisz, że się uda? spytał.
Nie wiem szepnęła, podnosząc z podłogi kolejne mutry. To olbrzymie
ryzyko...
Devon chwycił za pogrzebacz. Oboje podeszli do pustego okna. Powierzchnia
parapetu była gładka jak lodowisko. Powoli zaczęli rozstawiać mutry z nadzieją, że
policja nie dostrzeże tego, co dzieje się w domu. Inaczej mogłoby dojść do tragedii.
Kto... ?--spytała.
Devon podał jej bez słowa pogrzebacz. Wyjrzała za okno. Przestępca stał
zaledwie dwa metry od nich. Musiała mocno uderzyć i od razu trafić go w plecy.
Lincoln stał bezradnie przy ścianie. Wciąż nie rozumiał, co się dzieje. Devon
podszedł do niego i zaczęli rozmawiać szeptem. Po chwili przyczaili się po obu
stronach drzwi.
Callie wyjrzała za okno. Nic się nie zmieniło. Bandyta krzyczał coś w stronę
policji. Złożyła się do uderzenia. Jeszcze nigdy nie pragnęła tak mocno, żeby bile"
dotarły do celu.
Usłyszała tylko: Cholera, co to?! Osunęła się pod ścianę. Lincoln i Devon
rzucili się na zewnątrz. Ich pomoc okazała się jednak zbędna. Quincy trzymał w
dłoni pistolet i przyciskał kolanem przestępcę do ziemi.
Wewnątrz domu Callie szlochała, siedząc pod ścianą. Liczyła sekundy,
czekając na strzał. Nic jednak nie nastąpiło.
Wykorzystałeś Iana warknęła Callie i spojrzała niechętnie na strażnika.
Jak mogłeś to zrobić?!
Quincy poruszył się nerwowo na stołku. Siedzieli właśnie na posterunku i
czekali na moment składania zeznań.
To dla Lincolna, Callie wyjaśnił. Przestępcy grozili jego rodzinie.
Dziewczyna pokręciła głową.
Chcesz powiedzieć, że po to, aby udowodnić czyjąś niewinność, wrobiłeś
innego niewinnego człowieka? spytała, pukając się w czoło.
Quincy westchnął ciężko.
Wiem, że to brzmi jak kiepski dowcip, ale... to prawda. Uwierz mi.
Callie odwróciła się od niego ze wstrętem. Quincy chciał ją pogłaskać po
plecach, ale w porę się powstrzymał.
Uspokój się, Callie powiedział, patrząc na jej drżące barki.
Nigdy ci tego nie wybaczę, nigdy!...
Callie...
Zawsze ci wierzyłam. Byłeś dla mnie wzorem... Nie kłamałeś tak jak inni, a
teraz...
Kochasz go?
Spojrzała na niego przez łzy.
Naprawdę, bardzo mi przykro. Wrócimy jeszcze do tej rozmowy...
Nie powiedziała, zaciskając pięści. Nie mamy już o czym rozmawiać.
Callie bez przerwy wycierała w dżinsy brudne palce. Nienawidziła procedury
pobierania odcisków palców, rewizji osobistych i upokarzających przesłuchań.
Wciąż nie mogła uwierzyć, że Quincy zdecydował się na podobne szaleństwo.
Wydawało jej się, że zna go dobrze i że są pewne granice, których wuj nie jest w
stanie przekroczyć...
Jeszcze raz przypomniała sobie całą historię. Jakiś mężczyzna zagroził
Lincolnowi, że zamorduje całą jego rodzinę, jeśli nie udostępni mu warsztatów.
Lincoln musiał się zgodzić. Quincy, który bardzo szybko połapał się w sytuacji, nie
chciał wsypać kolegi. Postanowił sam rozpracować szajkę. Wysłał Lincolna na
przedłużony urlop, a sam... No właśnie, zajął się rozpracowywaniem, co jak zwykle
obróciło się przeciwko niemu.
Callie poruszyła się niespokojnie na pryczy. A Ian? Miała powody, żeby sądzić,
że jest już wolny. Lincolnowi i wujowi groziła rozprawa, z której prawdopodobnie
uda im się wyjść cało. Devon, który jedynie pomagał w akcji, już pewnie cieszył
się słońcem i ciepłem wrześniowych dni. A ona? Cóż, od początku przecież
wiedziała, co jej grozi.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]