[ Pobierz całość w formacie PDF ]
morderstwa. Pózniej rozjaśniła się z dumy, kiedy Cadfael podkreślił, że jest jedyną
uprzywilejowaną osobą oprócz niego, Marka i przedstawiciela prawa, która dowiedziała się
otym, ku swej uldze, że nikt w to nie wierzy.
To istne szaleństwo! - powiedziała natychmiast. - Chwała Bogu, że brat przejrzał go
na wskroś. A czy ten jego głupi ojciec wierzy w to? On nigdy naprawdę nie znał Merieta, nie
doceniał go ani nie próbował się do niego zbliżyć od chwili, gdy on się urodził. A jednak jest
uczciwym człowiekiem, muszę to przyznać, świadomie nikomu nie wyrządziłby krzywdy.
Musiał mieć podstawy, żeby w to uwierzyć. A sprawa Merieta jest tak poważna, że on mógł
trwać w tym przekonaniu - choć z pewnością na jego niekorzyść przemawia to, że tak łatwo
skłonny jest uwierzyć w zło popełnione przez syna ze swej krwi i kości. Powiem bratu, że
nigdy wcześniej nie widziałam, tak wyraznie jak teraz, jak bardzo ci dwaj są do siebie
podobni, dumni, uparci samotni, biorą na swe barki każdy napotkany ciężar z własnej woli,
odcinając się od swych najbliższych, od krewnych i lenników, w ogóle od wszystkich.
Miałabym ochotę stuknąć ich głowami. Cóż jednak może z tego wyniknąć, jeśli nie będzie
odpowiedzi, która im obu zamknie usta? Chyba że będzie to skrucha.
- Będzie taka odpowiedz - rzekł Cadfael. - A jeśli kiedyś doprowadzisz do tego, żeby
się stuknęli głowami, obiecuję, że obydwie będą nie ogolone. Jutro zabiorę cię, żebyś się
zajęła jednym z nich, ale po obiedzie, gdyż przedtem zamierzam skłonić twego wuja Leorica
do odwiedzenia syna, czy będzie tego chciał czy nie. Powiedz mi, jeśli wiesz, jakie mają
plany na jutro? Został nam tylko jeden wolny dzień przed ślubem.
- Zamierzają pójść na sumę - powiedziała. - Potem kobiety będą mierzyły suknie,
wybierały biżuterię i robiły poprawki w swych odświętnych sukniach. Nigel będzie sam,
dopóki nie pójdziemy na uroczysty obiad u wielebnego ojca opata. Moim zdaniem, on i Janyn
wybiorą się do miasta, żeby zrobić jakieś drobne zakupy. Wuj Leoric zapewne będzie sam po
mszy. Może uda się bratu złapać go w sieć, wykorzystując odpowiednią chwilę.
- Postaram się - zapewnił ją Cadfael. - A potem, po obiedzie u opata, jeśli będziesz
mogła wyjść, zabiorę cię do Merieta.
Była bardzo zadowolona. Kiedy zorientowała się, że na nią już czas, wstała i odeszła,
pewna siebie, swej dobrej gwiazdy poparcia mocy niebieskich. Cadfael zaś wziął odpowiedni
zestaw ziół dla brata Petrusa, zapewne obmyślającego już wspaniałe potrawy, jakimi
zamierzał się popisać następnego dnia w południe.
*
Po sumie dwudziestego grudnia, kiedy kobiety udały się do swych pokoi, żeby
dokonać starannego wyboru ozdób, w jakich zamierzały wystąpić podczas obiadu u opata,
syn Leorica i jego serdeczny przyjaciel poszli do miasta, a jego goście rozproszyli się, by
złożyć wizyty miejscowym znajomym, do czego nieczęsto mieli okazję. Inni, wykorzystując
to, że znajdowali się tak blisko miasta, robili zakupy, uzupełniając zapasy w spiżarniach
swoich wiejskich domów. Jeszcze inni zajęli się przygotowaniem odświętnych szat na dzień
następny. Leoric ruszył energicznie, mijając ogrody, staw rybny i pola schodzące do
strumienia Meole, otoczonego już cienką niby delikatna koronka, warstwą lodu, i zniknął.
Cadfael czekał, chcąc spotkać się z nim sam na sam, lecz stracił go z oczu. Znalazł po chwili,
w pogrzebowej kaplicy, gdzie bogato przyozdobiona draperiami trumna Cle - mence a, teraz
zamknięta, czekała na decyzję biskupa Henryka, co dalej z nią zrobić. Dwie nowe grube
świece płonęły u wezgłowia trumny w rozgałęzionym lichtarzu, u stóp zaś klęczał na
kamiennych płytach Leoric Aspley. Wargi jego poruszały się bez słów, odmawiał jakąś długą
modlitwę, wpatrując się w katafalk. Kiedy Cadfael to zobaczył, wiedział, że stoi na twardym
gruncie. Zwiece mogły być po prostu kurtuazyjną ofiarą umiejącego się zachować człowieka,
zadośćuczynieniem dla zmarłego, choć dalekiego krewniaka. Jednak ponura, zatroskana twarz
Leorica zdradzała, iż pamięta o winie, dotąd jeszcze nie wyznanej ani nie odkupionej,
potwierdzając rolę, jaką odegrał, kiedy odmówił zmarłemu człowiekowi pochówku, i co
wskazywało wyraznie, jaka była tego przyczyna.
Cadfael wycofał się bezszelestnie i czekał, aż Leoric wyjdzie. Ukazał się po chwili,
mrugając z powodu rażącego światła dziennego. Przy wyjściu natknął się na niskiego,
krępego, mocno opalonego zakonnika. Ten podszedł do niego i odezwał się, zastępując mu
drogę jak anioł stróż.
- Mam do waszej łaskawości pilną sprawę. Proszę pójść ze mną. To konieczne, syn
waszej łaskawości jest śmiertelnie chory.
Było to tak nagłe i tak szybkie jak uderzenie lancy. Obaj
młodzi ludzie odeszli pół godziny temu, było więc dość czasu, by dosięgnął ich
morderczy cios, nóż podstępnego złodzieja czy jakiekolwiek inne nieszczęście. Leoric uniósł
głowę i przerażony głośno jęknął:
- Mój syn...?
Dopiero w tym momencie rozpoznał zakonnika, który przybył do Aspley na polecenie
opata. Cadfael dostrzegł w jego głęboko osadzonych oczach błysk podejrzenia i uprzedził to,
co zapewne jego antagonista zamierzał powiedzieć.
- Jest najwyższy czas - odezwał się Cadfael - żeby wasza łaskawość przypomniał
sobie, iż ma dwóch synów. Czy wasza łaskawość chce, żeby jeden z nich zmarł bez
pocieszenia?
Rozdział 11
Leoric szedł z Cadfaelem, stawiając duże kroki, najwyrazniej zniecierpliwiony,
podejrzliwy, lecz mimo to postanowił mu towarzyszyć. Kiedy jednak zakonnik powiedział:
- Proszę zawrócić, jeśli taka jest wola waszej łaskawości, i sam na własny rachtmek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]