[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mają ogromne uprawnienia, ale kiedy są na tropie herezji lub czarnoksięstwa, a
nie ot tak, dla własnego widzimisię.
A nie jestem na tropie? Spalony na stosie biskup to mało? A jeszcze dochodzi
martwa przeorysza...
Czemu łączycie te dwa dramaty? wykrzyknął kapelan.
Bo listy pochodziły od tej samej osoby i występował w nich identyczny cytat.
Zastanawia mnie tylko jedno. Wpatrywałem się w staruszka, a on wyglądał
niczym mysz sparaliżowana kocią obecnością. Dlaczego ten sam człowiek miał
zapowiadać śmierć grzesznika, jakim był biskup, i świętej, jak mówicie, kobiety,
jaką była matka Konstancja. Zresztą... Machnąłem ręką. Może mu było po
prostu wszystko jedno.
Potem uśmiechnąłem się.
Zastanawia mnie również, kto będzie następny. Potarłem kciukiem
podbródek.
Ksiądz aż podskoczył. Zakonnica zachowała o wiele więcej zimnej krwi, lecz
wydawało mi się, że zadrżały jej ramiona.
Jaki następny? Co za następny?
Byli już biskup i przeorysza, więc znowu pewnie zginie ktoś z
duchowieństwa... Nie żeby mnie to szalenie martwiło, ale rozumiecie sami:
obowiązki inkwizytora wymagają, bym zajął się tą sprawą.
Siostra Matylda wstała.
Inkwizytorze, wysłuchałam was grzecznie i uważnie. Wiem, że macie kłopot i
musicie rozwiązać tajemnicę tragicznej śmierci Jego Ekscelencji biskupa
Augustyna Schaeffera. Ale nie życzę sobie, byście łączyli z tym dramatem imię
naszej ukochanej matki Konstancji oraz narażali na szwank dobre imię
zgromadzenia adelanek. Matka Konstancja zgasła w pokoju ducha, przyjęła
święte sakramenty i wyraziła ostatnią wolę. Zaręczam wam, że nie została przez
nikogo otruta, bo nawet gdyby ktoś był na tyle szalony, by zdobyć się na
podobnie grzeszny uczynek, to sami widzieliście, iż niełatwo obcemu wejść na
teren klasztoru...
Ile zakonnic mieszka teraz w klasztorze?
Cco takiego? Przerwałem siostrze tak niespodziewanie, że zupełnie się
zmieszała.
Ile zakonnic mieszka teraz w klasztorze? powtórzyłem ostrzejszym tonem.
A co wam...
Ile?!
Widziałem, że kapelan chce coś powiedzieć, lecz chwyciłem go tak silnie za
dłoń, że aż przyklęknął.
Dwadzieścia sześć odparła wreszcie siostra Matylda.
Puściłem rękę księdza, wtedy on uniósł się z kolan ze zbolałym wyrazem
twarzy.
Oszalał ten inkwizytor warknął. Jeszcze dzisiaj wyślę pismo do biskupa,
by powiadomił waszych przełożonych o waszej niesłychanej bezczelności.
Teraz spojrzał prosto na mnie i widziałem, że jest autentycznie wściekły. Aż
szczęki mu drgały ze złości. Pociesznie wyglądał, trzeba przyznać.
Nikt wam nie może odmówić takiego prawa.
Opuśćcie już mój klasztor, inkwizytorze. Siostra Matylda stała nade mną
niczym surowa królowa nad tarzającym się w pyle złoczyńcą. I nie wracajcie
nigdy!
Wstałem z ławy.
Uważajcie na siebie poradziłem serdecznie. Bowiem ktoś rozpoczął
polowanie i kto wie czy któreś z was nie jest upatrzone na następną ofiarę.
Oboje zamarli, więc pochyliłem uprzejmie głowę.
Dziękuję za miłe przyjęcie i proszę wybaczyć kłopot, jaki sprawiłem. Cieszę
się, że siostrę poznałem. Uśmiechnąłem się samymi kącikami ust. Piękne
pantofelki dodałem, odwróciłem się i ruszyłem w stronę drzwi.
Mogłem zażądać otwarcia grobu przeoryszy. Owszem, mogłem. Tyle tylko, że
nic by mi to nie dało. Byłem pewien, że siostra Matylda natychmiast zwołałaby
wszystkie mniszki, które zasłoniłyby mogiłę murem z własnych ciał. I co wtedy?
Miałem walczyć z dwudziestoma czterema lub dwudziestoma sześcioma
zakonnicami? Zdeterminowanymi kobietami, które niedopuszczenie mnie do
grobu uznałyby za najważniejsze zadanie ich życia? No cóż, nawet jeśli
wyszedłbym z klasztoru żywy, to na pewno niezle pokiereszowany, a to nie
zrobiłoby dobrze ani mojej reputacji, ani reputacji Zwiętego Officjum. Dlatego
lepiej było wycofać się i zadowolić faktem, że mocno wstrząsnąłem tym ulem.
Bo w klasztorze coś się działo, coś złego, czego nie chciano ujawniać przed
nikim z zewnątrz. Oczywiście nie musiało to mieć nic wspólnego z zadaniami
inkwizytorskimi. Może mniszki prowadziły nazbyt światowe życie i nie stroniły
od uciech właściwych ludziom świeckim? Może przeorysza umarła w czasie
spędzania płodu? A może została zabita przez siostrzyczkę, której nazbyt dała się
we znaki, które zbyt surowo karała czy złośliwie upokorzyła? Nie takie rzeczy
zdarzały się w klasztorach, zwłaszcza żeńskich. Przyznam, że zawsze z
niezwykłą podejrzliwością przyglądałem się zakonnicom. Kobiet nie stworzono
przecież, by spędzały życie w zimnej celi klasztoru, zajmując się jedynie
modlitwą i umartwieniami. Kobiety stworzono, by grzały męskie łoża (i męskie
serca) oraz by zajmowały się rodzeniem dzieci i pielęgnowaniem ogniska
domowego. Jeśli jakaś niewiasta tego nie rozumiała lub nie chciała rozumieć,
oznaczało to, że nie jest przy zdrowych zmysłach. Dlatego też, jak mówiłem
wcześniej, przyglądałem się ogromnie podejrzliwie żeńskim klasztorom, jako
siedliskom ludzi mających kłopoty z pojmowaniem właściwego znaczenia spraw.
Nurtował mnie jeszcze jeden problem. Ile w klasztorze mieszkało, tak
naprawdę, zakonnic? Dwadzieścia cztery, jak chciał kapelan, czy dwadzieścia
sześć, jak powiedziała siostra Matylda? I czy ta kwestia w ogóle była istotna?
***
Czekającym przed klasztorem żołnierzom sprawa mojego bezpiecznego powrotu
najwyrazniej nie spędzała snu z powiek, gdyż wszyscy trzej drzemali sobie na
słoneczku, a obok nich leżało kilka butelek po winie. Albo naprawdę szybko pili,
albo wizyta w klasztorze zajęła mi
więcej czasu, niż sądziłem... Szturchnąłem Giuseppe Francisca w żebra i ledwo
zdążyłem odsunąć stopę, kiedy jego sztylet wbił się w ziemię tuż przed czubkiem
mojego buta. %7łołnierz poderwał się na równe nogi, lecz kiedy mnie zobaczył,
wstrząsnął głową.
Wybaczcie, mistrzu inkwizytorze powiedział wcale nie skruszonym tonem.
Ja to śpię czujnie jak zając pod krzaczkiem. Nie wiedziałem, że to wy. Bóg
łaskaw, że przez przypadek was nie trafiłem.
Nie trafiłeś, boś zbyt powolny odparłem.
Nabierałem coraz większej pewności, iż uderzenie było zamierzone. Cóż, nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]