[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dniowe podchody w niezłą zabawę.  Jest moim obowiązkiem zakomunikować,
że moja misja została, hmm, wypełniona.
Ostatnie słowo wyszeptał nawet ciszej niż całą resztę. %7łołnierze z Dywizji F
jednocześnie ostrożnie złożyli swój ładunek na błyszczącej marmurowej podło-
dze. Z sakw uniosła się złowieszczo czarna, gęsta mgiełka.
 Wszystkie produkty końcowe uzyskane z nielegalnie importowanego ży-
wego inwentarza  otwórz nawias gryzoń zamknij nawias  odzyskano i do-
starczono, sire.  Wicekapitan zasalutował bezwładnie królowi oraz ministrowi
55
Bezpieczeństwa i Wojen. %7łołądek Baraka rozpoczął razny metaforyczny marsz ku
gardłu, sprawiając, że jego właścicielowi zrobiło się niewyobrażalnie niedobrze.
 Doskonale  oznajmił król, wychylając się do przodu, żeby lepiej przypa-
trzeć się zdobyczy.
 Napotkaliście opór?  warknął wielce gniewny Eutanazjusz Hekatomb.
 Nie, sir.  Barak ciężko przełknął.
 Nie było nawet maciupciego, ślicznego starciątka?
 Nawet takiego, sir.
Barak wpatrywał się w punkt trzy cale nad głową ministra. Na zewnątrz wi-
doczna była tylko jedna oznaka przerażenia wicekapitana  pulsująca rytmicz-
nie żyła na czole. Gdyby mógł cofnąć czas, wróciłby do momentu wcześniej tego
ranka, kiedy %7łołdak zasugerował:  To tylko takie spostrzeżenie, sir, ale czy nie
sądzi pan, że rozkazy, które otrzymaliśmy, odnosiły się do nienaruszonych pro-
duktów uzyskanych z nielegalnie importowanego żywego inwentarza  otwórz
nawias gryzoń zamknij nawias, sir? Sir? Dobrze się pan czuje, sir? Strasznie pan
pobladł . Coś mogłoby przynajmniej przeszkodzić %7łołdakowi albo zranić go, al-
bo zabić, lub cokolwiek; kapral nie uczyniłby spostrzeżenia i Barak stałby przed
Radą Cranachanu w błogiej nieświadomości monumentalnej różnicy pomiędzy
oczekiwaniami rady, a przerażającą rzeczywistością zawartości sakw.
Hekatomb był zachwycony łatwym zwycięstwem.
 Zdaje się, wasza wysokość, że te nędzne stworzenia, które rozpanoszyły
się w Rhyngill, w końcu uznały potężniejszą siłę.  Odwrócił się do Baraka
i szeptem dodał:  Dobra robota, stary. Możesz spodziewać się nagrody.
Barak wrzasnął i pędem wybiegł z sali, szaleńczo wymachując rękami nad
głową. Przynajmniej jego umysł tak zrobił. On sam, śmiertelnie przerażony, po-
woli przełknął ślinę w sposób, w jaki przełknąłby ją mężczyzna, dowiedziawszy
się, że w jego spodniach tkwi kilka funtów trotylu.
%7łyła na czole wicekapitana pulsowała teraz w znacznie żywszym tempie.
Szef Spraw Wewnętrznych dyskretnie chciwie zatarł ręce.
 Sire  zaczął tonem, jaki przybierają ludzie, którym wydaje się, że roz-
poczynają historyczną mowę.  Wewnątrz tych skromnych, leżących przed nami
sakw znajduje się roczny uzysk skórek lemingów, zwrócony prawowitym wła-
ścicielom. Oto jesteśmy świadkami historycznego faktu: tu i teraz, od tej chwili,
odtąd, Cranachan dzierży klucze sił podaży i popytu. Kontrolujemy teraz cały ry-
nek całego znanego świata. . .
 Hmm. . . proszę wybaczyć, że pytam  odezwał się Patafian, skryba Han-
dlu i Przemysłu  ale w rzeczywistości nie wydaje się tego znowuż tak wiele.
Fisk, niezwykle przejęty i całą swą uwagę kierujący na przemówienie, nie
dosłyszał słów Patafiana.
 . . . i tak oto możemy ustanowić kompletny i totalny monopol na skórki
lemingów. Monopol, w którym to my ustalamy ceny, kontrolujemy. . .
56
 Cały rok. . . tutaj?  rozważał Frundle, cicho drapiąc się po nosie.
 . . . w którym to my rozdajemy karty, mogąc podnosić przychody i dostar-
czać paliwa naszej maszynie wojennej. . .
 . . . w pięciu torbach?
 . . . co da nam finansową swobodę w odnowieniu pałacu i jego otoczenia. . .
Wszyscy w komnacie usiłowali ignorować drącego się Fiska.
 Muszę przyznać  oświadczył król Frundle owi  że spodziewałem się
nieco większej, hmm, objętości.
Fisk wciąż pozostawał nieświadomy kiełkujących szybko wokół niego ziaren
zwątpienia.
 . . . i kapitał na doinwestowanie każdego inżynieryjnego lub rolnego planu,
jaki nam się wymarzy, dla nas, i dla przyszłych pokoleń Cranachan!  Fisk rozej-
rzał się w oczekiwaniu aplauzu. Oczy wszystkich zwrócone były na pięć czarnych
od sadzy sakw, walających się bezceremonialnie przed nimi.
 Barak, stary druhu  zaczął Hekatomb łagodnie.  Czy byłbyś tak miły
i otworzył dla nas jedną z tych toreb?
Nienienienienie  pomyślał.
 Tia  pisnął. Krople potu kapały mu na brwi, żyła przyśpieszyła o kolejne
kilka uderzeń na minutę. Schylił się i zaczął mocować z zatrzaskami.
 Barak!  zawołał król, skinąwszy długim, władczym palcem.  Otwórz
to tutaj.
Wicekapitan ruszył naprzód z szybkością człowieka wiedzącego, że idzie na
spotkanie prawie pewnej śmierci.
Kiedy kładł sakwę przed królem, uniósł się z niej mały kłąb sadzy. Barak
uśmiechnął się ponuro i jął od nowa niespiesznie zmagać się z zatrzaskami, usi-
łując odsunąć w czasie nieuchronną chwilę, mając nadzieję, że jakimś cudem po-
pioły zamieniły się z powrotem w lśniącą skórę.
 Otwieraj, Barak!  nalegał władca. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • stargazer.xlx.pl