[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wiarygodnego, coś w związku z filatelistyką albo modelami kolejek na szynach. Tutaj
najbliższa tenisowi była gra na ekranie automatu wrzutowego. Znajdował się tam
miniaturowy kort; kierowało się graczami, pokręcając gałką.
Klub miał trzy bary oraz restaurację i było to dobre miejsce spotkań dla ludzi z Daily
Mail lub z Mirror , gdzie czasem można było dostać pracę.
Kevin zjawił się tam tuż przed piątą. Wziął sobie kufel beczkowego piwa i siedział
przy stoliku, gawędząc od niechcenia z przelotnie poznanym reporterem z Evening News .
Ale nie mógł się skupić na rozmowie, ciągle jeszcze wrzały w nim emocje. Reporter oddalił
się po chwili i Kevin zauważył wchodzącego Artura Cole'a, który podszedł do baru.
Ku zdziwieniu Kevina, zastępca redaktora działu wiadomości przysiadł się ze swym
kuflem do jego stolika.
- Co za dzień! - rzucił zamiast powitania.
Kevin przytaknął ruchem głowy. W gruncie rzeczy nie życzył sobie towarzystwa
Cole'a, chciał w samotności uporządkować stan swego ducha.
Artur wypił duszkiem połowę swego piwa i odstawił kufel, westchnąwszy z
zadowoleniem.
- Podczas lunchu nie miałem czasu się napić - wyjaśnił.
- Musiałeś sam dowodzić fortecą - powiedział przez grzeczność Kevin.
- Tak. - Cole wyjął paczkę papierosów i zapalniczkę i położył na stole. - Przyrzekałem
sobie, że nie będę palił. Ciekawe, jak długo wytrzymam.
Kevin zerknął ukradkiem na zegarek, zastanawiając się, czy nie zmienić lokalu na El
Vino .
- Zapewne uważasz, że zrobiłeś błąd wybierając ten zawód - odezwał się Artur.
Kevin był zaskoczony. Nie posądzał Cole'a o taką przenikliwość.
- Owszem - przyznał.
- Możliwe, że masz rację.
- Nader pocieszające.
- Wiesz, to twoja sprawa - westchnął Cole. - Masz swoje słuszne powody.
- Jeżeli mam wciąż kłaść uszy po sobie, nie dla mnie taki zawód.
Artur sięgnął po papierosa, ale cofnął rękę.
- Nauczyłeś się dzisiaj czegoś, prawda? Chyba rozumiesz, o co w tym wszystkim
chodzi, i jeśli coś to dla ciebie znaczy, zaznałeś smaku pokory.
Ten ojcowski ton zirytował Kevina.
- Zdumiewa mnie - powiedział - że po tym, co się dzisiaj stało, nikt najwyrazniej nie
odczuwa porażki.
Cole zaśmiał się z goryczą. Kevin zrozumiał, że trafił w sedno. Artur cierpiał, w
mniejszym lub większym stopniu, na chroniczne poczucie porażki.
- Ludzie tacy jak ty - mówił - pochodzą z nowego chowu i myślę, że jesteście nam
potrzebni. Stare metody, kiedy każdy musi zaczynać od podstaw i piąć się powoli w górę,
były może dobre dla reporterów, ale nie dla menedżerów. Bóg świadkiem, że naszemu
kierownictwu brakuje pomyślunku. Mam nadzieję, że jakoś to wytrzymasz. Napijesz się
jeszcze?
- Z chęcią.
Artur podszedł do baru. Kevin był zbity z tropu. Nie szczędził Cole'owi krytycznych
uwag, a teraz facet namawiał go, by został w dziennikarstwie i przymierzał się do funkcji
menedżera. Nie leżało to w jego planach, nigdy o tym nie myślał. I wcale nie pragnął. Lubił
ujawniać sprawy, pisać, służyć prawdzie.
Ogarnęło go poczucie niepewności. Musi o tym pomyśleć.
Kiedy Artur wrócił z piwem, Kevin powiedział:
- Jeżeli sprawy przybierają taki obrót, gdy trafia mi się bombowy temat, to jak mogę
dojść do czegokolwiek?
Artur znowu roześmiał się gorzko.
- Myślisz, że jesteś jeden? Czy uświadamiasz sobie, że to ja dziś byłem szefem
wiadomości? Ale ty jeszcze będziesz miał swój bombowy temat. - Sięgnął znów po papierosy
i tym razem zapalił.
Kevin obserwował, jak się zaciąga.
Tak - pomyślał - ja jeszcze będę miał swój bombowy temat.
Artur już nie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]