[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zrozumiałem, to z tego składa się teraz jej życie. - Pokręcił głową, ale
właściwie wyglądał na całkiem zadowolonego. - Skończy się pewnie
całkiem małomiasteczkowo Mężem, domem i dziećmi.
- Tak jak u ciebie? - Uśmiechnęła się. Spojrzał na nią ze zdziwieniem.
- U mnie? Wydawało mi się, że robię wszystko, co mogę, żeby zmącić
stabilizację.
-ADicte?
Widocznie zastanawiał się, co odpowiedzieć. Przechylił filiżankę i
napił się swojej mocnej kawy. Jego spojrzenie rozświetliło się.
- Dicte. Ona nigdy nie będzie całkiem normalna. Na szczęście.
Pochylił się nad stołem. Pomyślała o blondynce. O jej dołeczkach i
biuście. Zauważyła, że był czymś zmartwiony.
- Rose trochę się o nią martwi - powiedział, wyglądając nagle na
niepewnego. - Przez tę historię z małym Mojżeszem i zaginionym
dzieckiem Idy Marie. Mówi, że jej mama stała się pracoholiczką, że nie
może przestać o tym myśleć... A prawda jest taka, że Rose nie wie nawet
połowy.
- Jakiej połowy?
Znowu zbliżali się do tego miejsca. Do tego, które tak bardzo ją
gryzło. Myślała, że zna Dicte na wylot. Może nawet lepiej niż Andersa.
Teraz zaskoczyło ją dziwne przeczucie. Wrażenie, że jednak coś trzyma
przed nią w tajemnicy.
Westchnął cicho i przyglądał się jej. Bawił się przez chwilę kawałkiem
papieru z torebki po cukrze.
- To nie dlatego, że ci nie ufa - zaczął. - Ona już po prostu taka jest.
Nie chce do siebie nikogo dopuścić. To może jedna z przyczyn, dla
których... - Machnął ręką, tak że resztki cukru rozsypały się na stole. -
Widzisz, to w niej siedzi. Siedziało przez wszystkie te lata. Próbowałem
pomóc jej to wydobyć, żeby się z tym zmierzyła, przypomniała i przestała
dusić w sobie. Do cholery, jestem przecież psychologiem z wykształcenia.
- Dicte prawie też - zaznaczyła Anne.
-Prawie - powtórzył. - Tylko prawie, bo kiedy przyszło co do czego,
okazało się, że brakuje jej odwagi. Dziennikarstwo było o wiele
pewniejsze. Redakcja  Gospodarki". W bezpiecznej odległości od
wszystkiego! - Znowu machnął ręką. Cukier wypadł. - Nie mam teraz
oczywiście zamiaru zrzucać na nią całej winy. Też miałem w tym swój
udział, nawet całkiem spory. Czasami czułem się, jakbym żył z duchem. Z
kimś, kto lawirował między przeszłością a terazniejszością.
Anne westchnęła cicho. Czekała. Widziała, że był bardzo bliski
złamania obietnicy. Opadł na oparcie krzesła, kręcił głową i wyglądał na
nieszczęśliwego.
- Była przecież tylko dzieckiem. Opowiedziała mi o tym jeden jedyny
raz. Pózniej nie mogłem o to pytać. Musiałem przysiąc, że nigdy już o tym
nie wspomnę.
- O czym?
- %7łe była w ciąży, oczywiście - powiedział, zgniatając w popielniczce
papierek po cukrze, aż trzeszczał.
- Wtedy, kiedy uciekła z domu. - Znów machnął ręką.
- Wtedy, kiedy została wykluczona - poprawił się.
45
Czuła, że żyje. Pamiętała to uczucie. Pewnego dnia obudziła się i po
prostu wiedziała. Wiedziała również, że nic już nie będzie takie samo.
Dicte dolała wina do szklanki. Południowoafrykańskie. Kupione w
Fotex, dwie butelki za dziewięćdziesiąt koron. Na tym trzeba było się
skupić. Czasem musiała naprostowywać swoje myśli, naprowadzać je na
odpowiedni tor, żeby nie przedostawały się przez mur, który powstał, by
chronić. Zupełnie jak potężny płot wokół działki, który wznieśli kiedyś
wcześniejsi właściciele domu, harley owcy, żeby się osłonić.
Przez okno w pokoju obserwowała ciemność. Słyszała wiatr szumiący
w kominie i deszcz dudniący o szybę. Przyciągnęła nogi do siebie.
Słuchała płyty zespołu Queen. Wyłapywała dzwięki gitary Briana Maya,
który rozrzucał je w tym pomieszczeniu, dokładnie tak, jak niebo zrzucało
na ziemię deszcz. Mieszały się tam radość i ból. Jakby gitarzysta odrywał
kawałek siebie.
Czuła się identycznie, kiedy to odkryła. Radość i ból zmieszały się ze
sobą gdy już wiedziała na pewno, że w wieku szesnastu lat będzie miała
dziecko.
Odsunęła od siebie kieliszek. Wino przynosiło odwrotny skutek, niż
zwykle. Sprawiało, że sobie przypominała. Może to była jej wina, a może
po prostu dotarła do miejsca, w którym mur ochronny był zniszczony?
Wiedziała, że nie może zostać u swoich rodziców. Wiedziała też, że nie
chce. Myślała o tym, że nie pozwoli Strażnicy wychowywać swego
dziecka, a była pewna, że tak by się właśnie stało. To było dla nich
najważniejsze, w pewnym stopniu ważniejsze niż grzech, bo przecież nie
była jeszcze nawet ochrzczona. Zabraliby jej dziecko, wiedziała to z
pewnością. Stałoby się ich. Może nie dosłownie, ale duchowo. Zabraliby
mu duszę. Zadbaliby, żeby wychowało się w tym, co nazywali prawdziwą
wiarą.
Ale poza tym, nie wiedziała nic. Nie miała pojęcia, dokąd powinna
pójść i kto mógłby jej pomóc. Nie wyobrażała sobie, jaki ból sprawia
odcięcie pępowiny. Tej łączącej ją z rodzicami, z domem i tym wszystkim,
co mimo wszystko było znane i bezpieczne. W ogóle nie potrafiła pojąć
ogromu rewolucji, przed którą stała.
Sięgnęła po wino, które jednak trochę ją uspokajało. Ogrzewało w
środku i upewniało, że żyła. Odstawiła kieliszek i przyszło jej do głowy,
może pierwszy raz w życiu, że nigdy by tego nie zrobiła, gdyby znała
konsekwencje. Jeśli by wiedziała, jaką zapłaci cenę, zostałaby na zawsze z
nimi. Ale wtedy tego nie wiedziała. Miała może jakieś bladziutkie pojęcie
i w pewnym sensie okazało się to jej szczęściem.
Zmieniła pozycję na kanapie. Bardzo chciała to odłożyć. Wymyślić
coś, żeby uniknąć tej konfrontacji. Uciekała już jednak bardzo długo i
sama się do tego przyznała, że jest strasznie zmęczona. Nadaremnie
walczyła, gdy to wszystko się na nią zwaliło. Niepotrzebnie. Ponieważ w
końcu doszła do wniosku, że o to właśnie chodziło: musiała sobie
wszystko przypomnieć i przeżyć jeszcze raz. Chociaż nie miała pojęcia,
czemu to ma służyć.
Wspominając, słuchała muzyki, która odsłaniała jej duszę. Gitary,
która wibrowała dziko i na pozór chaotycznie. Razem z innymi
instrumentami, a jednak oddzielnie. Samotnie - pomyślała solidarnie,
ponieważ ona też miała tylko Svendsena, bo Rose była w mieście ze
swoim, pożal się Boże, Janem. Może zawsze taka była? Svendsen podniósł
łeb w swoim koszyku, jakby wymówiła jego imię. Usłyszała, że warczy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • stargazer.xlx.pl