[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ogarnęłyśmy wzrokiem całą promenadę. Zbiegłyśmy na piasek i powtórzyłyśmy tę czynność.
Na plaży było sporo ludzi, ale nie dostrzegałam ani jednej znajomej twarzy.
Serce waliło mi jak młotem, kiedy zwróciłam się do Vee:
- Myślisz, że to był jakiś żart?
- Jeśli tak, to wcale nie śmieszny.
- Czy to Scott?
- Może. Był przecież tutaj.
- A może Marcie? - Marcie była jedyną znaną mi osobą, która potrafiłaby być na tyle
bezmyślna, żeby coś takiego zrobić.
Vee rzuciła mi ostre spojrzenie.
- Jako złośliwy dowcip? Niewykluczone.
Czy jednak Marcie była aż tak okrutna? I czy zawracałaby sobie czymś takim głowę? To
wymagało znacznie więcej zaangażowania niż mimochodem wbita szpila. Notatka,
pierścień... jeszcze dostarczenie. To trzeba było przemyśleć. A Marcie sprawiała wrażenie
osoby, która nudzi się po pięciu minutach planowania.
- Spróbujmy to rozwikłać - powiedziała Vee, wracając ku drzwiom cukierni. W środku
wypatrzyła Madeline. -Musimy porozmawiać. Jak wyglądał ten facet? Wysoki? Niski?
Brązowe włosy? Jasne?
- Miał kapelusz i okulary przeciwsłoneczne - odparła Madeline, rzucając ukradkowe
spojrzenia innym pracownikom cukierni, którzy zaczynali zwracać uwagę na Vee. -Dlaczego
pytasz? Co było w tej kopercie?
- Musisz się bardziej postarać - odrzekła Vee. - Co dokładnie miał na sobie? Jakieś logo na
kapeluszu? Zarost?
- Nie pamiętam - wyjąkała dziewczyna. - Czarny kapelusz. Może brązowy. Wydaje mi się, że
nosił dżinsy.
- Wydaje ci się?
- Daj spokój - wtrąciłam się, mocno ciągnąc Vee za rękę. - Ona nie pamięta. - Zerknęłam na
Madeline. - Dzięki za pomoc.
- Pomoc? - powtórzyła Vee. - Wcale nie pomogła. Nie można przyjmować kopert od obcych
facetów, nie zapamiętując, jak wyglądali!
- Myślała, że to mój chłopak - zauważyłam. Madeline pokiwała żywo głową.
-Właśnie! Tak mi przykro! Myślałam, że to prezent! W tej kopercie było coś niedobrego?
Mam wezwać policję?
- Chcemy, żebyś przypomniała sobie, jak wyglądał ten psychopata - odparowała Vee.
- Czarne dżinsy! - wypaliła nagle Madeline. - Pamiętam, że miał czarne dżinsy. To znaczy,
jestem prawie pewna.
- Prawie pewna? - zapytała Vee.
Wyciągnęłam ją na zewnątrz i dalej na promenadę. Gdy już ochłonęła, powiedziała:
- Kochana, bardzo mi przykro. Powinnam była najpierw zajrzeć do tej koperty. Ludzie są
głupi. A ten, kto dał ci tę kopertę, jest najgłupszy ze wszystkich. Najchętniej udusiłabym go
gołymi rękami.
Wiedziałam, że usiłowała poprawić mi nastrój, ale ja wybiegałam już myślami pięć kroków
naprzód. Nie myślałam o śmierci taty. Doszłyśmy do wąskiego przejścia między sklepami,
więc pociągnęłam Vee w bok, wciskając się między budynki.
- Słuchaj, musimy porozmawiać. Wczoraj miałam wrażenie, że widziałam tatę. Tu, na molo.
Vee gapiła się na mnie, ale nic nie powiedziała.
- Kochana... - zaczęła sceptycznie.
- Myślę, że on może żyć. - Trumna taty była zamknięta na pogrzebie. Może popełniono jakiś
błąd, zaszło nieporozumienie, może to nie mój ojciec zginął tamtej nocy. Może cierpi na
amnezję i dlatego nie wrócił do domu. Może powstrzymywało go coś innego. Albo ktoś...
- Nie wiem, jak ci to powiedzieć - odezwała się Vee, kierując wzrok w górę, w dół, na bok,
byle nie na mnie. - Ale on nie wróci.
- No to jak wytłumaczysz to, co widziałam? - odparłam defensywnie, zła, że akurat ona mi nie
wierzy. Oczy zapiekły mnie od łez, ale szybko je otarłam.
- To musiał być ktoś inny. Jakiś facet podobny do twojego ojca.
- Nie było cię tutaj. Widziałam go! - Nie chciałam na nią krzyczeć. Ale nie zamierzałam się
poddawać. Nie po tym wszystkim, przez co przeszłam. Dwa miesiące temu rzuciłam się z
drabinek gimnastycznych w szkole. Wiedziałam, że umarłam. Nie mogłam wypierać się tego,
co pamiętałam z tamtej nocy. A jednak. A jednak dziś jestem żywa.
Istniała więc szansa, że mój tato też żyje. Wczoraj go widziałam. Naprawdę. Może usiłował
porozumieć się ze mną, wysłać mi wiadomość. Chciał, bym wiedziała, że nie zginął, żebym
się nie poddawała.
Vee pokręciła głową.
- Przestań.
- Nie poddam się. Nie, dopóki nie poznam prawdy. Muszę odnalezć odpowiedz na pytanie, co
stało się tamtej nocy.
- Nie, nie musisz - odparła Vee zdecydowanie. - Zostaw ducha swojego taty w spokoju.
Odgrzebywanie tego nie zmieni przeszłości... Sprawi tylko, że będziesz musiała przeżyć ją na
nowo.
Zostawić ducha taty w spokoju? A co ze mną? Jak ja mam odzyskać spokój, nie znając
prawdy? Vee nic nie rozumiała. To nie jej ojciec został w niewyjaśniony sposób, przemocą
zabrany ze świata. To nie jej rodzina rozpadła się. Ona nadal miała wszystko. A mnie została
tylko nadzieja.
Niedzielne popołudnie spędziłam w bistrze Enzo w towarzystwie układu okresowego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • stargazer.xlx.pl