[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nie chciał wnosić oskarżenia bez dowodów.
- Mimo wszystko pokłócili się.
- Przez Faxmore'a. To furiat, kapany w gorącej wodzie, który na najmniej-
szą aluzję zareagował nieprawdopodobnym wybuchem. Howiard chciał jedynie poroz-
mawiać i wyjaśnić sytuacje, a wpadł na minę. Faxmore z całą pewnością miał sobie
coś do zarzucenia.
Lord Percival zrobił kilka kroków w zwycięskim słońcu, które pochłaniało
ostatni skrawek cienia.
- A pani nie ma sobie nic do zarzucenia, panno Strauss?
Jasnowłosa Niemka podniosła się,
- Co... co pan chce przez, to powiedzieć?
Szkot patrzył na Nil.
- Proszę mi wybaczyć niedyskrecję, ale z pani słów wynika, że była pani
blisko związana z Howardem Langtonem.
Domenica Strauss zacisnęła pięści i odważnie popatrzyła mu w oczy.
- Tak, byłam kochanką Howarda i kochałam go.
- Czy zamierzaliście się pobrać? - zapytał nadinspektor zawsze czujny w
sprawach moralności.
- Ani Howard, ani ja nie zadawaliśmy sobie tego pytania... Po co trosz-
czyć się o przyszłość? Liczyło się tylko uczucie.
- Dlaczego zapomniała pani powiedzieć nam o francuskim egiptologu Villa-
bercie Glotonim, obecnym w Starej Katarakcie?
- Ponieważ... Ponieważ nie mam o nim nic do powiedzenia.
Lord Percival nie wydawał się zbytnio przekonany.
- Glotoni usiłował pani szkodzić, prawda?
Domenica Strauss spuściła wzrok.
- Villabert Glotoni kazał mi wyjechać z Egiptu. Groził, że w przeciwnym
razie ujawni mój związek z Howardem Langtonem i wywoła duży skandal, który zruj-
nuje karierę Howarda. Oczywiście miałam także oddać mu moje akta z wynikami ba-
dań, które by na pewno wykorzystał do publikacji artykułów pod swoim nazwiskiem.
- Czy była pani zdecydowana wyjechać?
- A czy chronienie Howarda nie było najważniejsze?
ROZDZIAA XVI
W palącym słońcu Dodson z coraz większym trudem utrzymywał tempo narzuco-
ne przez niewzruszonego lorda Percivala, któremu południowy skwar najwyrazniej
nie przeszkadzał. W eleganckim białym kapeluszu z szerokim rondem, chroniącym go
przed coraz dokuczliwszym upałem, rozmyślał o zachowaniu Domeniki Strauss, któ-
ra, nie mogąc powstrzymać łez ukryła się w grobowcu.
- Może już pora wracać do hotelu? - zasugerował nadinspektor.
- Niestety, mamy jeszcze jedno spotkanie. Proszę przyjąć moją radę i
osłonić głowę.
27
- Zgubiłem czapkę...
- Proszę sobie sprawić jedną z tych chust, które sprzedają obnośni han-
dlarze. O właśnie idzie jeden z nich... Wytarguję coś dla pana.
Z należycie owiniętą głową nadinspektor znalazł w sobie odrobinę energii,
by udać się w stronę osobliwej budowli z różowego piaskowca, w której mieściło
się mauzoleum Aghi Khana. Wzniesione na wzór meczetu, kryło zwłoki duchowego
przywódcy ismaelitów - ruchu religijnego liczącego cztery miliony wyznawców.
Aby dojść do mauzoleum, mężczyzni minęli willę Begum, żony Aghi Khana.
Nadal tam mieszkała, ciesząc się wyjątkową panoramą, której uroda urągała śmier-
ci.
- Z kim mamy się spotkać?
- Z człowiekiem, który co tydzień przychodzi medytować przed białym, mar-
murowym sarkofagiem Aghi Khana.
- Czyżby pan znalazł autora anonimowego listu?
- Kto wie, nadinspektorze.
Budowla wznosiła się na wzgórzu ponad palmami i kobiercem kwiatów otacza-
jącym willę Begum. Zbyt regularne warstwy kamienia nadawały mauzoleum nieco su-
rowy wygląd. Aby dostać się do wejścia, należało pokonać półokrągłe schody.
Lord Percival zwrócił się do Dodsona:
- Przez szacunek, proszę założyć na buty te płócienne ochraniacze. Podło-
ga mauzoleum musi pozostać czysta.
Wnętrze było skromne i pozbawione ozdób. Pod kopułą znajdowało się sank-
tuarium, w którym poczesne miejsce zajmował marmurowy grób z narożnikami zdobio-
nymi wersetami Koranu.
- Czy ten Agha Khan nie był czasem miliarderem? - zapytał nadinspektor.
- W dniu swoich pięćdziesiątych urodzin - przypomniał lord Percival -
poprosił, by go zważono. Na drugiej szali położono równoważny ciężar w... dia-
mentach. Jego uczniowie mogli tylko pogratulować sobie jego hojności.
Jedyny odwiedzający to miejsce gość jak co dzień medytował, by uczcić
pamięć zmarłego, wpatrując się w czerwoną różę leżącą na grobie.
Był wysoki, wyglądał władczo. Egiptolog Steven Faxmore miał ponad pięć-
dziesiąt lat i kanciastą twarz pooraną głębokimi zmarszczkami. Nosił czarne
spodnie i nieco jaskrawą zieloną koszulę. Bokobrody zachodziły mu na policzki, a
spiczasty podbródek wyglądał złowieszczo.
- Czy możemy przerwać panu medytację, panie Faxmore? - zapytał lord Per-
cival półgłosem.
Mężczyzna odwrócił się, poruszony do żywego.
- Skąd pan zna moje nazwisko?
- W Asuanie jest pan sławny, a każdy właściciel feluki zna pańskie zwy-
czaje.
- Kim panowie są? - zapytał Szkot ochrypłym głosem.
- Lord Percival Kilvanock i nadinspektor Dodson. Za zgodą egipskich władz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • stargazer.xlx.pl