[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Blythe... kochanie... co się stało? Co cię tak zde-
nerwowało?
Rzuciła mu ponure spojrzenie.
- Przestań być dla mnie taki miły! Chcesz rozwodu?
Dobrze, daj te cholerne papiery, to je podpiszę! Będziesz
miał rozwód, ale nie odbierzesz mi Elliotta. Nie teraz.
Nawet gdybyś wynajął dla niego tuzin pielęgniarek.
Obiecałeś, że pierwszy rok spędzi ze mną. Tak się uma-
wialiśmy!
Adam uśmiechnął się i niespodziewanie w jego ser-
cu zagościła nadzieja. Blythe zrobiła mu awanturę, bo
myślała, że on chce się z nią natychmiast rozwieść!
Ujął ją za ramiona.
- Nie mam zamiaru odbierać ci Elliotta.
Spojrzała w jego ciemne oczy, niepewna, czy może
uwierzyć w to, co tam zobaczyła.
- Czy to ma znaczyć, że nie chcesz naprzemiennej
opieki?
- Chcę powiedzieć, że... Nie będzie żadnego rozwo-
S
R
du. Nie pozwolę ci odejść. Nawet jeśli ci się wydaje, że
z naszego małżeństwa nic nie wyjdzie, udowodnię ci, że
się mylisz. Elliott nie musi mieszkać na przemian z mat-
ką i z ojcem. Będzie się wychowywał w domu z oby-
dwojgiem rodziców.
Blythe przez kilka sekund wpatrywała się w niego
nieruchomo.
- Chcesz, żebyśmy zostali małżeństwem ze względu
na Elliotta? Ale dla niego nie będzie dobrze, jeśli je-
go rodzice będą usiłowali mieszkać razem i u-
trzymać małżeństwo, nie kochając się. To się nie może
udać.
- Nawet jeśli teraz mnie nie kochasz, to może kiedyś
pokochasz. - Położył rękę na jej dłoni. - Wiem, że nie
jestem twoim ideałem mężczyzny, ale będę się starał nie
doprowadzać cię do szału swoim zachowaniem. Mamy
więcej wspólnego, niż sobie wcześniej uświadamiali-
śmy. I nie chodzi tylko o Elliotta.
Przyciągnął jej głowę do swojej i z ustami tuż przy
jej ustach dodał:
- A seks między nami jest niewiarygodny. Więk-
szość ludzi jest tego pozbawiona.
Pokusa była wielka.
- Och, Adamie - odrzekła Blythe całując go lekko.
- Ale jak możemy spędzić razem resztę życia, nie ko-
chając się?
- Naprawdę myślisz, że nigdy ci się nie uda mnie
pokochać?
- Mnie? - powtórzyła oszołomiona. - Ciebie? Och,
S
R
Adamie!
Puścił ją i odwrócił się.
- Tak, pewnie mam zbyt wielkie nadzieje.
- Co takiego? - Nie zważając na ból szwów, Blythe
przesunęła się na łóżku tak, by dosięgnąć jego ręki.
- Czy możesz powtórzyć to, co powiedziałeś?
- Głupi byłem zakochując się w tobie, skoro wie-
działem przecież, że ty...
- Ale ja cię kocham, Adamie - wyjąkała, przyciska-
jąc twarz do jego pleców. - Zakochałam się w tobie
niedługo po naszym ślubie.
Obrócił się na pięcie i wpatrzył w jej piwne oczy.
- Ty mnie kochasz?
- Tak, ty głupcze - uśmiechnęła się przez łzy. - Nie
mogę uwierzyć, że dotychczas tego nie zauważyłeś.
Przecież za każdym razem, kiedy mnie dotykasz, rozpa-
dam się na kawałki.
- Myślałem, że to tylko seks - rzekł oszołomiony. -
W każdym razie powtarzałem sobie, że to tylko seks.
- A kiedy sobie uświadomiłeś, że to coś więcej?
- Kobieto, gdyby nie to, że jesteś świeżo po operacji,
to bym ci pokazał... kochałbym się z tobą dzień i noc.
- Objął dłońmi jej twarz. - Zrozumiałem to już daw-
no.
Tego dnia, kiedy Joy zawiozła cię do szpitala. Uświado-
miłem sobie wtedy, że moje życie bez ciebie nic nie
byłoby warte.
Pochylił się i ułożył Blythe na poduszkach, po czym
zaczął ją delikatnie całować.
S
R
- Oszaleję, zanim lekarz znowu pozwoli nam się ko-
chać.
- To jeszcze kilka tygodni - uśmiechnęła się Blythe,
przytulając się do niego.
- Nie mam ochoty czekać tak długo, ale jakoś wy-
trzymam. Mogę przecież każdej nocy spać obok ciebie,
trzymać cię w ramionach i całować. Będę ci też pomagał
opiekować się naszym synem. Na razie to mi wystarczy.
- Kłamiesz - zaśmiała się Blythe radośnie. - Ale ko-
cham cię za to.
- Ja też cię kocham. Bardziej niż cokolwiek innego.
Usnęli w swoich ramionach. W godzinę pózniej obu-
dziła ich pani Hobart.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale Elliott jest
głodny i bardzo krzyczy.
Blythe rozpięła aksamitną bluzkę i wyciągnęła ramio-
na po chłopca. Pielęgniarka pomogła jej przystawić ma-
łego do piersi, po czym wyszła z pokoju.
Adam patrzył zafascynowany, jak chłopiec ssie
pierś. Ogarnęło go zupełnie nowe uczucie, szczęście,
które chciałby zatrzymać na zawsze.
- Mamy wszystko, Adamie - powiedziała Blythe. -
Wszystko co naprawdę jest ważne.
S
R
EPILOG
- Przyjęcia urodzinowe u Wyattów można porównać
jedynie z cyrkiem - uśmiechnęła się Joy, rozdając lizaki
dzieciom biegającym po wielkim patio eleganckiego ce-
glanego domu, który Adam zbudował dla Blythe przed
ponad ośmiu laty.
- Nie mieliby takiego problemu, gdyby byli rozsądni
i poprzestali na dwójce, tak jak my - zauważył Craig.
- Dzieci nie są żadnym problemem. - Blythe uśmie-
chnęła się do Craiga, mocniej obejmując swoją roczną
córeczkę. - Problemem jest to, jak Adam ma znalezć
czas na prowadzenie firmy, a ja dwóch, skoro jednocześ-
nie chcemy być dobrymi rodzicami. Bogu dzięki, że
Martha Jean daje sobie sama radę w Petals Plus, a dzieci
bardzo lubią chodzić ze mną do szkółki roślin.
- Joy i Craig uważają chyba, że mamy za dużo dzie-
ci, kochanie. A ty co o tym myślisz? - zapytał Adam, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • stargazer.xlx.pl