305. Lucas Jennie Na wyspie marzeń 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ły zawiezć ich do miasta. Kilka minut pózniej siedzieli już na tylnym fotelu bentleya,
mknącego do centrum sześciopasmową autostradą.
Wpatrywała się w niego tak długo, aż wreszcie na nią spojrzał.
- Talos, dlaczego tak siÄ™ zachowujesz?
- Jak?
- Jak gbur.
Zacisnął zęby i wyjrzał przez okno na ciemną drogę.
- Przykro mi, że jesteś tak zaborcza i niepewna siebie, że musisz bez przerwy
znajdować się w centrum mojej uwagi. Ale w przeciwieństwie do ciebie, ja nie wydaję
R
L
T
pieniędzy ciężko zarobionych przez kogoś innego. Mam firmę i muszę ją prowadzić. To,
że jesteśmy małżeństwem, nie oznacza, że będę spędzać każdą minutę na uwielbianiu
ciÄ™!
Patrzyła na niego z rozdziawionymi ustami.
- Naturalnie, rozumiem, że masz dużo pracy - zaczęła najbardziej życzliwym i wy-
rozumiałym tonem. - Ale to nie tłumaczy, dlaczego przez całą noc byłeś dla mnie taki
oschły. Ani dlaczego nie pozwoliłeś nam zostać w Toskanii. Po tym, jak twoi przyjaciele
zadali sobie tyle trudu, wypadało przynajmniej zostać tam na noc...
Jego spojrzenie przeszyło ją niczym sztylet.
- Nie interesowało mnie to.
Oblała się rumieńcem wstydu i upokorzenia. Przez cały wieczór miała motylki w
brzuchu, gdy wyobrażała sobie ich noc poślubną. Najwyrazniej jednak jego to ani trochę
nie interesowało.
- Dlaczego mnie tak odpychasz? - wyszeptała.
- %7łałujesz, że mnie poślubiłeś?
Przez chwilę wpatrywał się w nią, po czym odwrócił wzrok i wyjął laptop ze skó-
rzanej teczki.
- Niedługo będziemy w domu - powiedział.
- Dlaczego zachowujesz się tak, jak gdybyś mnie nagle znienawidził?
- Nie zamierzam o tym teraz rozmawiać.
- W takim razie kiedy?
Zadzwonił jego telefon. Zerknął na wyświetlacz, po czym rzucił jej spojrzenie spod
zmrużonych powiek.
- Niebawem wszystkiego się dowiesz. - Obrócił się do niej plecami i burknął: -
SÅ‚ucham.
Podczas gdy Talos rozmawiał po grecku przez telefon, Eve przyglądała się ob-
rączce. Ostry brylant wydał jej się całkowicie bezduszny.
Po co Talos ją poślubił, skoro zamierzał ją tak traktować? Czy to możliwe, że zro-
bił to jedynie ze względu na dziecko? A może miał jakiś własny, tajemny powód?
Bo na pewno nie kierowała nim miłość!
R
L
T
Bentley zatrzymał się przed elegancką kamienicą z końca XIX wieku, znajdującą
się przy wspaniałym placu w centrum miasta. Talos natychmiast wyszedł z samochodu,
nie oglądając się za siebie. Po raz pierwszy pozwolił, by to szofer otworzył Eve drzwi.
Wyszła na chodnik i przyjrzała się najpierw kamienicy, a następnie pięknie pod-
świetlonemu Akropolowi, wznoszącemu się ponad nimi. Niemal podskoczyła, słysząc
głos Talosa za plecami.
- Pięknie, prawda?
Obróciła się. Jej mąż patrzył na nią z okrutnym rozbawieniem w oczach.
- Tak - zgodziła się przez ściśnięte gardło.
Kierowca zajął się bagażem, a Talos podszedł do niej. Stał tak blisko, że czuła na
sobie jego oddech. Pochylił się do przodu, ale nie dotknął jej.
- Będziesz zachwycona widokiem z penthouse'u.
Eve przeszył zimny dreszcz.
- Właśnie tam po raz pierwszy mi się oddałaś - wyszeptał, muskając ustami płatek
jej ucha. - Całymi tygodniami nie wychodziliśmy z łóżka.
Odsunął się i patrzył na nią lśniącymi oczami.
Choć starała się ukryć reakcję, jaką w niej wywołał, czuła, że Talos widzi jej na-
pięcie. Jej pragnienie.
Ta świadomość rozzłościła ją. Uniosła wyzywająco głowę.
- Mam nadzieję, że ci się podobało, bo drugi raz się to nie stanie.
Jego oczy pociemniały. Złapał ją za rękę i nie puszczał, choć próbowała się wy-
rwać. W towarzystwie ochroniarzy i pracowników przeszli przez elegancki hol do windy.
Dopiero gdy znalezli się w przestronnym apartamencie, puścił jej dłoń. Zaczęła
gwałtownie rozcierać nadgarstek.
- Dlaczego tak bardzo zależało ci, żeby się ze mną ożenić? Powiedz mi wreszcie
prawdÄ™!
- Prawdę? - burknął. - To dla ciebie chyba zupełnie nowe pojęcie!
- Czy to dlatego, że jestem w ciąży?
Odwrócił wzrok.
- Zawsze będę chronił moje dziecko.
R
L
T
- Skoro zrobiłeś to tylko ze względu na nie, dlaczego kłamałeś?
- Nigdy nie kłamałem. Powiedziałem tylko, że chcę się z tobą ożenić i przekazać
dziecku moje nazwisko. Obie te rzeczy sÄ… prawdÄ….
Pokręciła głową, starając się powstrzymać łzy.
- Sugerowałeś, że mnie kochasz. Podstępem doprowadziłeś do tego, że zgodziłam
się na ślub. Czy ty nie masz ani krztyny honoru?
- Honoru! - Prześwidrował ją drwiącym spojrzeniem. Dzieliły ich od siebie zaled-
wie centymetry. - Ty oskarżasz mnie o brak honoru!
Jego mocne dłonie ścisnęły jej nadgarstki niczym kajdany. Czuła na skórze jego
oddech; słyszała, jak jego rytm zmienia się w miarę narastania napięcia między nimi.
Gdy Talos zacisnął mocniej dłonie i opuścił wzrok na jej usta, serce na chwilę zamarło
jej w piersi, po czym zaczęło tłuc się jak szalone.
Wziął gwałtowny oddech i wypuścił ją z uścisku. Obrócił się i ruszył korytarzem,
stąpając głośno po marmurowej podłodze. Po chwili wrócił z kawałkiem srebrnego ma-
teriału w dłoniach.
- Załóż to - powiedział, wykrzywiając usta z pogardą.
Rzucił błyszczący materiał w jej stronę.
Przez chwilę patrzyła na niego w osłupieniu, przyciskając do piersi wyszywany ce-
kinami fatałaszek. Z wysokich okien za jego plecami rozciągał się widok na majesta-
tyczny Akropol. Podświetlony, wyglądał jak wznosząca się ponad miastem pochodnia.
Wciąż waliło jej serce; wciąż kręciło jej się w głowie od jego bliskości. Wreszcie
spojrzała na ubranie, które jej rzucił - skąpą sukienkę koktajlową. Seksowną i wulgarną
jak wszystkie rzeczy, które oddała w Wenecji.
- Nie - powiedziała twardo. - Już ci mówiłam: nie chcę się tak więcej ubierać.
- Zrobisz, co ci każę.
- Jestem twoją żoną, nie niewolnicą.
Przemierzył pokój trzema długimi krokami i złapał ją za ramiona.
- Będziesz mnie słuchać, bo inaczej...
Odrzuciła wyzywająco włosy do tyłu.
- Bo co?
R
L
T
Ich wzrok spotkał się. Eve słyszała jego przyspieszony oddech.
Chciał ją pocałować. Wiedziała to. Czuła.
Zamiast tego niespodziewanie wypuścił ją z uścisku, a jego twarz przybrała wyraz
obojętności. Wydawał się niemal znudzony, gdy zerknął na swój kosztowny platynowy
zegarek.
- Lepiej się pospiesz. Wychodzimy za dziesięć minut. - Zatrzymał się przy
drzwiach. - Masz wyglądać olśniewająco. Na przyjęciu będzie twój szczególny przyja-
ciel.
- Przyjęciu? Jakim przyjęciu? Jaki przyjaciel?
Nie odpowiedział. Wyszedł, zostawiając ją w pokoju, by przebrała się w samotno-
ści.
Samotności - pomyślała gorzko.
Nie wiedziała, co oznacza to słowo, dopóki nie wyszła za mąż.
R
L
T
ROZDZIAA ÓSMY
Talos doszedł do wniosku, że obchodził się z nią zbyt delikatnie.
Siedział obok Eve podczas krótkiej jazdy do pobliskiej dzielnicy Monastiraki, nie
zwracając uwagi na jej wściekłe prychanie. Kusiło go, by powiedzieć jej całą prawdę już
w apartamencie, ale powstrzymał się ze względu na dziecko. Bał się, że szok spowoduje
poronienie.
Teraz, zgrzytając zębami, stwierdził, że to niedorzeczne. Jego była kochanka - po-
prawka, jego żona - była twarda i zimna jak stal. Byłoby absurdem martwić się o wpływ
ewentualnego szoku emocjonalnego na dziecko, skoro Eve, jaką znał, nie miała żadnych
uczuć! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • stargazer.xlx.pl