[ Pobierz całość w formacie PDF ]

miała. Panie inspektorze  zawołała  budzę pana!
 Przypomniałem sobie, że muszę na moment wpaść do hotelu "Tarascon". Wezmę
taksówkę i za pół godziny będę z powrotem. Panie mi wybaczą?
 Proszę się nie krępować  skinęła głową panna Camlis, a kiedy przepadł w płynącym
wzdłuż kawiarni nurcie, dodała:  Ci detektywi są okropni, nie uważasz, Ninon?
Panna Rouy przemilczała pytanie koleżanki.
W taksówce Merlin zanadto był podniecony, żeby zdawać sobie sprawę z fiaska
projektowanego aż do rana zawieszenia broni. Maszynistki naprowadziły jego myśli na nowy
tor. Kobieta, która architektowi Leclot przedstawiła się jako lady Wintermoor, wyjechała z
Nicei nazajutrz po wypadku w "Cacadou", a tego samego ranka do hotelu "Tarascon"
wprowadziła się niejaka Patrycja Higgins i zajęła tylko co opróżniony pokój. Merlin
zapragnął ujrzeć Patrycję Higgins i porównać ją z damą, której egzaltowana panna Rouy
przypisywała cechy demoniczne.
Cottard siedział na dole i pełnił o tej porze funkcję portiera. Ujrzawszy w drzwiach
Merlina, wykonał rękami kilka gwałtownych ruchów, jakby odganiał koszmarną zjawę. Kiedy
inspektor podszedł do lady, Cottard był już opanowany.
 Moje uszanowanie. Czym mogę służyć?  zapytał głosem rozpaczliwie naturalnym.
 Chciałbym zobaczyć panią mieszkającą w pokoju zajmowanym poprzednio przez
Amerykanina Stevensona, któremu przeszkadzało słońce. O ile pamięć mnie nie zawodzi,
nazywa się ona Patrycja Higgins i od dziewiątej wieczór przebywa w swoim numerze?
Właśnie minęła dziewiąta.
Cottard, który przed chwilą uniósł się był z fotela  teraz opadł na siedzenie i zasłonił
oczy.
 Panie Cottard, szanuję pański ból, lecz doprawdy nie mam wiele czasu  rzekł
inspektor.
 Najpierw hałasy, a teraz policja. Koniec! Ta osoba wyprowadzi się, a z nią opuszczą
hotel wszyscy Anglicy. To naród bezwzględny. Cha! Cha!  wybuchnął strasznym
śmiechem.  Jestem zniszczony! Doczekałem się na stare lata. Dali mi radę.
 Niech pan zostawi te sztuczki!  przerwał niecierpliwie Merlin.  Przecież i tak
zrobię, co do mnie należy. Nie ma pan chyba wątpliwości.
 Niech pan robi. Proszę. Ale pytam, dlaczego w moim hotelu? Dlaczego tu właśnie?
Ona trzy razy w ciągu dnia spaceruje z pieskiem po parku Lympia, to nie może pan tam
załatwić swoich interesów?  Wyciągnął z impetem rękę i wskazujący palec wbił w wylot
drzwi.  Tam, inspektorze Merlin, tam! Tak postąpiłby człowiek z sercem.
Nagle opuścił dłoń, przymknął occzy i zduszonym głosem wyrzucił z siebie jedno fatalne
słowo:
 Idzie.
Merlin obejrzał się i zobaczył leciwą damę wlokącą na smyczy maleńkiego pekińczyka.
Pekińczyk miał na szyi pretensjonalną obrożę, wysadzaną zielonymi kamieniami. Doznał
rozczarowania i równocześnie widok ten rozbawił go. Kobieta była jedną z tych
podstarzałych angielskich turystek, samodzielnie przemierzających świat i stanowiących
solidną podstawę ekonomiczną setek przyzwoitych hoteli. Poprosiła władczo o klucz, na
okrzyk Cottarda "dobranoc, panno Higgins" skinęła głową i razem ze swym pupilem zniknęła
w windzie.
Inspektor powiedział:
 Tym razem daruję panu, Cottard. Ale będziemy się jeszcze spotykali. Trudno, to pana
nie ominie. Dzisiaj ja panu poszedłem na rękę, jutro pan pójdzie na rękę policji.
 Potrafię być wdzięczny i znam swoją powinność  rzekł grobowym tonem Cottard.
 Do zobaczenia.
 Moje uszanowanie  Cottard skłonił się i trzy razy stuknął w nie malowane drzewo.
Kiedy Merlin wrócił do maszynistek, panna Camlis zajadała trzecią porcję lodów, a przed
panną Rouy stała pełna szklanka ciemnego płynu. Inspektor zatrzymał kelnera i poprosił o
przyniesienie jeszcze jednego pernod.
 Mam nadzieję, że nie nudziły się panie beze mnie?
 Nie, nie nudziłyśmy się  odpowiedziała szczerze panna Camlis.  Przez cały czas
mówiłyśmy o tej damie z "Cacadou", o tej pańskiej lady. Bo skoro wyjechała z Nicei zaraz
następnego dnia, to jednak bardzo podejrzane...
XII
Inspektor Merlin siedział w skupieniu nad swymi notatkami, gdy do pokoju wpadł
rozgorączkowany Alain Carpeau. Rzucił kapelusz na krzesło, porwał gazetę z biurka i zaczął
się nią wachlować. Było bardzo gorąco i nawet w mrocznym gabinecie Merlina upał dawał
się mocno we znaki.
Inspektor nie mógł się oprzeć pokusie, by zażartować.
 Wygląda pan, jakby pan przyprowadził ze sobą mordercę.
Carpeau uśmiechnął się nieprzekonująco w odpowiedzi na dowcip Merlina i nadal
operował koło twarzy zwiniętą w rulon gazetą.
 Co to, to nie, ale mam inne nowiny.
 Doskonale. Widzę, że wziął się pan ostro do pracy. Słucham.
Carpeau oparł się obydwiema rękami o biurko i nachylił się w kierunku inspektora.
 Znalazłem w mieszkaniu Candy'ego ten oto papier. Był wsunięty pomiędzy stare
tygodniki ilustrowane. Widocznie dostał się tam przez nieuwagę Candy'ego.
Merlin wziął kartkę papieru podaną mu przez Carpeau.
Była to zwykła ćwiartka listowego papieru do połowy zapisana okrągłym pismem.
Szukam mojego chłopca,@ czy nie ma go wśród was?@ Szukam mojego chłopca,@ [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • stargazer.xlx.pl