[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ulicy i obserwuje Potocką. W razie czego będziecie gwizdać, a my damy dyla przez ogród na
BarszczewskÄ….
W porządku... zgadza się Antek ale co będziecie robić, gdy nie spotkacie tam
właściciela pistoletów?
Nie wiem przyznaje się szczerze Lisowski jakby coś nie wychodziło, to powiemy,
\e przyszliśmy kupić trochę jabłek. I pamiętajcie, wy te\ tu przyszliście tylko po jabłka.
Bo jabłka mają rzeczywiście cudowne podchwytuje Wojtek patrząc łakomie w
kierunku czterech dorodnych jabłoni, rosnących w równym rzędzie wzdłu\ ogrodowej
ście\ki.
No, to w drogę mówi podnieconym głosem Michał bo się ju\ na nas Cyganie
zaczynają gapić.
Zaskrzypiały zardzewiałe zawiasy furtki. Znalezli się w ogrodzie. Szli powoli, spokojnie,
chocia\ do tego spokoju zmuszali się ostatnim wysiłkiem. W ogrodzie pachniały kwiaty,
czerwieniły się na niskich jabłoniach ogromne jabłka. Mo\na je było zerwać wyciągnąwszy
po prostu rękę, ale nawet o tym nie pomyśleli. Ich myśli zaprzątnięte teraz były tylko jedną
sprawą: kto im otworzy drzwi? Jak zostanie przyjęte ich ostrze\enie?
Ty zapukaj... szepcze Lisowski do Romka. Tylko ty mo\esz poznać właściciela
pistoletów.
Roman nabiera powietrza w płuca, jakby miał za chwilę nie pukać, lecz trąbić. Wyciągnięta
ręka zamarła mu w bezruchu.
No, pukaj... na co czekasz? przynagla go Michał. Pukanie jest ciche i trzeba je
powtórzyć kilkakrotnie, ale ju\
słychać kroki za drzwiami i chrobot odsuwanej zasuwy. W uchylonych drzwiach pojawia się
twarz starszej kobiety. Patrzy na chłopców z uśmiechem i ze zdziwieniem zarazem.
Słucham... nie pomylił wam się czasami adres?
Na pewno nie mówi Roman i milknie patrząc błagalnym wzrokiem na Michała, jakby
od niego oczekiwał pomocy.
¦ WiÄ™c mówcie, o co wam chodzi?
Przez chwilę trwa cisza, kobieta przestaje się uśmiechać.
Czy tu mieszka taki młody mę\czyzna, co chodzi w brązowym swetrze i ma bardzo jasne
włosy? zdobywa się znów na odwagę Roman.
3. My z Marymontu
33
W brązowym swetrze? w oczach kobiety pojawia się błysk niepokoju nie wiem, o
co wam chodzi? I po co te głupie pytania? Co was to obchodzi, czy mieszka, czy nie...
Proszę panią, to jest bardzo wa\na sprawa naciera Michał my widzieliśmy, jak on tu
wchodził, i musimy z nim rozmawiać. To jest naprawdę bardzo dla niego wa\ne.
Kobieta uchyla szerzej drzwi, wpuszcza chłopców do ciemnej
sieni.
Proszę, wejdzcie... nie wiem ciągle, czy trafiliście pod właściwy adres, ale o wa\nych
sprawach nie mo\na przecie\ rozmawiać na podwórzu. Więc mówicie, \e macie interes do
mÄ™\czyzny w brÄ…zowym swetrze...
Bardzo wa\ny interes. Czy powie nam pani, gdzie go mo\na
spotkać?
Nie wiem głos kobiety załamuje się, jakby za chwilę miała się rozpłakać nie wiem,
ale mo\e mnie coś powiecie, gdybym go spotkała...
Jemu grozi wielkie niebezpieczeństwo woła teraz tragicznym głosem Michał. Ju\ się
nie potrafi bronić przed nerwami. Pękła bariera sztucznego spokoju. Przez cały dzień łaził
za nim niemiecki szpicel i ten szpicel wszystko widział. Ale niech pani powie temu
mę\czyznie, \e pistolety, które schował, są bezpieczne. My zakopaliśmy je w innym miejscu.
I niech pani mu jeszcze powie, \eby nigdy tu nie przychodził, bo szpicel zna ten dom i mo\e
tu sprowadzić \andarmów...
Mój Bo\e... szepcze kobieta i zaczyna krą\yć w kółko po małej, ciemnej sieni a
przecie\ mówiłam mu tyle razy. Prosiłam, przestrzegałam... i co teraz będzie?
Mityguje się jednak po chwili, uświadamiając sobie, \e powiedziała o kilka słów za wiele.
Podchodzi do Michała i zaczyna go głaskać po głowie.
Dziękuję wam, chłopcy... jesteście bardzo dzielni.
Ka\dy by to zrobił, co my uśmiecha się Michał.
Bo Polacy muszą sobie teraz pomagać dodaje Roman i zapominając na moment o
wielkich sprawach, wyskakuje z pytaniem: Czy mo\emy sobie urwać tych czerwonych
jabłek?
Jabłek? kobieta jest wyraznie zaskoczona, ale natychmiast na jej ustach pojawia się
uśmiech. Taki sam, jakim ich po-
34
witała przed chwilą na progu. Zerwijcie sobie, ile chcecie, nawet wszystkie. I wezcie sobie
kwiatów z ogrodu. Zanieście swoim rodzicom. Powinni być dumni, \e mają takich synów.
Roman opuścił nagle głowę, a pózniej bez słowa wyszedł na podwórze.
Co się stało, czy powiedziałam coś złego? Zaniepokoiła się kobieta.
Nie. Nic złego. Tylko \e mój kolega nie ma ani ojca, ani matki szepnął Michał i
wybiegł za Szlendakiem.
Rozdział czwarty
w którym następuje aresztowanie Kmiecika. Bitwa na podwórzu. Wielkie pisanie listów
Znalezli się na du\ym, zaniedbanym podwórzu, na którym kilku wyrostków kopało z wielką
zaciętością szmacianą piłkę.
To na pewno w tym domu... powiedział Szlendak odnosiłem kiedyś Kmiecikowi
zeszyty i pamiętam, \e to była ta brama.
Zmęczeni piłkarze przerwali na chwilę grę. Najwy\szy z nich występujący w roli bramkarza,
przycisnÄ…Å‚ mocno do piersi szma-ciankÄ™, jakby w obawie, \e grozi jeJ JakieÅ›
niebezpieczeństwo, i zawołał zaczepnie:
Czego tu szukacie?
Nie twój interes odpowiedział takim samym tonem Tytus.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]