[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mógł ją powąchać. Zrobił to, a potem przesunął jej
szorstkim jęzorem po skórze. Olivia uśmiechnęła się
i pochyliła, żeby pogłaskać go po głowie i podrapać za
uszami. Jeśli uznać, że wystawiony z pyska jęzor był
oznaką zadowolenia, to pieszczota musiała sprawić
Brutusowi dużą przyjemność. - Tak, grzeczny pies -
powtórzyła - Chcesz iść ze mną na spacer?
Brutus poznał znajome słowo i szczeknął, tym razem
jednak wcale nie wrogo, lecz radośnie.
- O, tak, chcesz - powiedziała Olivia tonem zwykle
zarezerwowanym przez ludzi dla szczeniaków i małych
dzieci. - Zdaje się, że już od dawna czekasz na to, żeby
ktoś się nad tobą zlitował. Wobec tego chodz, przejdzie-
my się, a potem poprosimy panią Jenkins, żeby dała ci
smakowitą kość.
Brutus szczeknął na znak zgody i pobiegł przodem.
Był dużym i żywiołowym psem, wyraznie jednak uznał
01ivię za przyjaciela, bo raz po raz zawracał i podbiegał
do niej. Gdy przyniósł kawałek złamanej gałęzi, 01ivia
zrozumiała, o co chodzi, wyjęła ją z psiego pyska i od-
rzuciła najdalej, jak umiała.
- Przynieś! - zawołała. - Dobry pies, przynieś!
Brutus usłuchał bez wahania. 01ivia roześmiała się,
a gdy zaaportował gałąz, jej łęk przed wielkim zwierzę-
ciem znikł bez śladu. Tymczasem Brutus usiadł u jej
stóp i błagalnie spojrzał na nią wilgotnymi, brązowymi
oczami.
- Dobry, mądry pies - powiedziała łaskawie i zno-
wu rzuciła mu kij.
Zabawa trwała przez następne pół godziny, a tym-
czasem Olivia doszła do wniosku, że najwyższy czas
wrócić do domu. Zaprowadziła więc Brutusa do ku-
chennych drzwi i zaskoczyła służbę, wpuściła bowiem
psa do środka.
- Zaraz wyrzucę tego kundla - zapewniła pomy-
waczka i chciała spełnić swój zamiar, ale Olivia ją po-
wstrzymała.
- Pozwól mu zostać. Myślę, że kucharka mogłaby
dać mu kość.
- Naturalnie, milady - potwierdziła kucharka, która
szybko wyszła z kuchni. - Właśnie chciałam zapytać,
czy milady chciałaby zmienić coś w jadłospisie.
- Na razie nie - odparła Olivia. - Pieczeń podana
wczoraj wieczorem była wyśmienita, podobnie jak ner-
kówka w sosie śmietanowym. Milord bardzo je chwalił.
Biszkopt w winie też był znakomity. Proponuję, żeby
przez najbliższe dwa tygodnie nie robić żadnych zmian.
Potem zdecyduję, czy mam jakieś życzenia.
- Dobrze, milady. - Kucharka uśmiechnęła się.
Zerknęła na Brutusa. - Nigdy nie widziałam, żeby ten
pies tak lgnął do kogokolwiek oprócz jego pana. Czy
kość z szynki będzie dobra?
- Tak sądzę -zgodziła się Olivia. - Niech ją wezmie
na dwór, żeby tutaj nikomu nie zawadzał.
Kucharka przyniosła gnat ze spiżarni i pokazała go psu.
Brutus bardzo się ożywił i podszedł za nią do drzwi, ale
gdy okazało się, że 01ivia nie idzie za nim, zatrzymał się
i zaczął skamleć z głową zwróconą w jej stronę.
- A to ci dopiero - powiedziała kucharka. - Wyglą-
da na to, że on woli być z milady, niż zająć się kością.
- Rzeczywiście. - Olivia wybuchnęła śmiechem,
zdziwiona tym przejawem przyjazni, lecz zarazem bar-
dzo zadowolona. - Gdyby któryś z lokajów przyniósł
derkę do mojego salonu, to może pies aż tak bardzo by
nie nabrudził.
- Chyba nie chce pani wpuścić tego bandyty do do-
mu? - zdumiała się służąca.
- Nie taki znów z niego bandyta - sprzeciwiła się
Olivia. - Owszem, nie jest zbyt piękny, ale ja go polu-
biłam. Jeśli jest nauczony czystości, to myślę, że może-
my pozwolić mu pobyć w domu.
Kucharka wyraznie miała poważne wątpliwości, ale
Olivia była tutaj panią, nie należało więc jej się sprze-
ciwiać.
- Powiem Henry'emu, żeby przyniósł jakiś stary
koc do salonu, milady.
- Nie zapomnij o kości, psie. - Olivia zwróciła się
znowu do kucharki: - Nie będziemy wprowadzać takie-
go zwyczaju. Brutus ma jeść tutaj albo na dworze, ale
sądzę, że raz możemy potraktować go wyjątkowo.
- Jak milady sobie życzy - odrzekła kucharka, ale
po wyjściu Olivii i podążającego za nią jak cień Brutusa
pokręciła głową. - A to ci dopiero. Takie bydlę w domu.
Sir Joshua przewraca się w grobie.
Olivia wróciła do salonu i usiadła na krześle przy ko-
minku. Brutus położył się u jej stóp z łbem wspartym
na przednich łapach i uważnie ją obserwował. Nawet
gdy po kilku minutach przyszedł lokaj, pies ani drgnął,
póki Olivia nie wstała i nie pokazała mu koca.
- To dla ciebie - powiedziała. - Nagroda dla grzecz-
nego psa. Nie chcesz? Połóż się i zjedz swoją kość. No,
bądz grzeczny. - Wróciła na miejsce przy kominku. Bru-
tus również zawrócił i przycupnął u jej stóp. - Och, ty
głupie stworzenie - zawołała Olivia. - Dlaczego nie jesz?
- Bo wie, że mu nie wolno - rozległ się głos na pro-
gu. - Czy zamierzasz zrobić z niego salonowego pies-
ka, Olivio? On jest nauczony, że mieszka na dworze,
aby pilnować posiadłości i jej mieszkańców.
- O, jesteś, milordzie - powiedziała Olivia. - Sły-
szałam, że wybrałeś się na przejażdżkę. Czy jesteś z niej
zadowolony?
- Miałem sprawę do moich dzierżawców - wyjaśnił
Jack i usiadł na krześle. - Wybacz mi, że cię opuściłem.
Mam nadzieję, że się nie nudzisz.
- Czemu miałabym się nudzić? - zdziwiła się Oli-
via, przesyłając mu uśmiech. - Oglądałam dom. Mówi- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • stargazer.xlx.pl