[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ry leżał spokojnie na plecach i nie miał już na tym padole nic do roboty prócz
stygnięcia i sztywnienia.
Popatrzyłem na pozostałych i pochyliłem się, żeby zbadać puls. Ani śladu.
Wiedziałem, że tak będzie, zanim jeszcze dotknąłem szyi: starczył jeden rzut oka
na głowę. Część skroniowa zmieniła się w biało-czerwoną miazgę.
Spojrzałem na zabójcę.
 Zmykaj do domu, chłopie. Załatwiłeś go na dobre.
Młody Floon uniósł lekko brwi i cisnął metalowy drąg na ziemię. Wylądował
z brzękiem i potoczył się parę stóp. Chyba wszyscy śledziliśmy go uważnie, aż
180
znieruchomiał. Nagle zyskał osobowość. Starczyło półtorej minuty, żeby z anoni-
mowego masztu antenowego zmienił się w narzędzie mordu.
PILOT
Niemal wszystko, co działo się potem, było bardzo dziwne, jednak najbardziej
zaskoczyło mnie nasze zachowanie. Bez słowa wzięliśmy się do roboty. Mały
patrzył.
Podszedłem do samochodu i pokazałem Floonowi juniorowi, by otworzył tyl-
ne drzwi. Odsunął je, a ja wróciłem po ciało. Spojrzałem tylko na George a i po-
wiedziałem:  Przynieś torby . Poszedł do domu i po chwili pojawił się z kartonem
wielkich toreb na śmieci, których używał do pakowania gałęzi po przycinaniu ja-
błoni. Zaraz wyciągnął kilka i wysłał nimi podłogę w samochodzie. W ślad za
nim przybiegł jego dachsound Chuck. Przez ostatnie dziesięć minut nie spojrza-
łem nawet wkoło, żeby sprawdzić, czy nie obserwuje nas ktoś z sąsiedztwa. Teraz
też nie miałem do tego głowy.
Manewrując niezręcznie ciałem, zapakowaliśmy je do kolejnej czarnej i lśnią-
cej torby i władowaliśmy ją do bagażnika. Szeleszcząc rozgłośnie, wylądowała na
zasłanej plastikiem podłodze. Upchnęliśmy ją w kącie. Obok cisnąłem narzędzie
mordu. Uznałem, że też powinno zniknąć.
Zrobiwszy to wszystko, wyciągnąłem rękę po kluczyki. Sprawa nie podlegała
dyskusji: ja prowadzę. Floon podał mi je i całą czwórką (razem z psem) wsiedli-
śmy do zupełnie nowego isuzu i odjechaliśmy.
W ciszy prowadziłem przez miasto, co pewien czas zerkając na boki. Pamię-
tałem, jak odmiennie wyglądało tu jeszcze rano, gdy Crane s View było młodsze
o trzydzieści lat. Z tego, co mogłem dostrzec po drodze, wychodziło, że ekipa
ze Szczurzego Ziemniaka uwinęła się, jak trzeba. Wszystko było na swoim miej-
scu. Ib znaczy chyba było, bo przecież nie mogłem się zatrzymać, by sprawdzić
szczegóły. Nie z taką bombą w bagażniku.
George i Floon siedzieli z tyłu, chłopiec obok mnie. Milczeliśmy wszyscy, aż
nagle dotarło do mnie, że przecież nie wiem, kurwa, gdzie mamy jechać. Spoj-
rzałem we wsteczne lusterko ciekaw, czy pasażerowie też są podobnie zagubieni.
Obaj gapili się w okna z dłońmi na podołkach.
 Patrzcie.
Zamrugałem i zerknąłem na chłopca.
 Czego chcesz?
182
Trzymał w dłoni to słynne pióro. Bawił się nim, okręcając je w palcach.
 Skąd je masz?
Nic nie powiedział, tylko przechylił głowę i przytulił ją do ramienia.
 Co to ma znaczyć?
 Od niego. Od tego w torbie.
 Jak?
 Po prostu mam.  Całkiem nagle dostał napadu lakoniczności.
 Daj mi je.
Nie obrócił nawet głowy. Strzeliłem mu palcami przed nosem.
 Daj mi je.
Westchnął ciężko i podał mi pióro.
 Ten stary kutas poranił mi ucho w środku. Ciągle boli.
 Nie wątpię.  Zerknąłem we wsteczne lusterko i napotkałem spojrzenie
Floona. Wyciągnąłem rękę z piórem do tyłu i pomachałem, że ma je wziąć. 
Przyda ci się.
Wziął, obejrzał pobieżnie i nic nie powiedział.
 Masz krew na policzku, lepiej ją zetrzyj. A teraz słuchaj, to pióro jest niesa-
mowicie ważne, chociaż nie pytaj mnie dlaczego, bo nie wiem. To nie jest zresztą
zwykłe pióro i wbrew pozorom nie pochodzi z żadnego ptaka. To coś całkiem in-
nego. Co dokładnie, to już sam sprawdzisz, zbadawszy je w swoim laboratorium
czy gdziekolwiek. Odegra kluczową rolę w twoim życiu, więc dobrze go pilnuj.
 Skąd wiesz to wszystko, Frannie?
 Po prostu wiem, George, i nie przeszkadzaj mi, bo to jeszcze nie koniec.
Po drugie, Floon, jeśli masz jakieś pieniądze, zainwestuj je w kompanię zwaną
SeeReal. . .
 Cereal?
 Nie. SeeReal. Dwa wyrazy razem. Giełdowy skrót to S-E-E-R. Zajmij się
tym jak najszybciej i kupuj jak najwięcej.  Usilnie próbowałem sobie przy-
pomnieć, co jeszcze stary Floon przekazał mi w bibliotece, ale miałem pustkę
w głowie. Potem odgrzebałem jeszcze wzmianki o  rozkładzie tankretycznym
i zimnej fuzji, ale stało się to za pózno, gdy potencjalni słuchacze odżeglowali
w swoją przyszłość.
 Co teraz zrobimy, Frannie?  spytał George, biorąc Chucka na kolana.
Nawet rozdokazywany psiak musiał wyczuć powagę chwili, bo nie pchał się do [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • stargazer.xlx.pl