[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rozumiała.
- Sprzeczała się ze mną, mówiła, że da ci nowe marzenia
- ciągnęła. - Inne marzenia. Równocześnie przyznawała się
do błędu. Odwdzięczyła ci się tak, jak potrafiła, powierzyła
ci swój fundusz powierniczy, gdy tylko mogła nim samo-
dzielnie dysponować.
- Powiedziała mi, że te pieniądze są przeznaczone na
moją naukę, jako inwestycja w naszą wspólną przyszłość
- wyjaśnił z goryczą. - Wcale nie chciałem jej pieniędzy.
Pokłóciliśmy się. Ona pragnęła, żebym potraktował je jako
naszą wspólną własność - szeptał. - Jaka inwestycja na przy-
szłość, u diabła? Z jej strony to była najzwyklejsza pokuta.
Olivia próbowała pogodzić... próbowała uspokoić swoje nie-
czyste sumienie.
- Ależ ona inwestowała w przyszłość - sprzeciwiła się
Rachel. - W swoją przyszłość. Ale nie tylko, także w twoją
i dziewczynek. I kochała cię, bez dwóch zdań. Może tylko
trochę za późno odkryła, co to znaczy: że zamiast intrygować
i manipulować, powinna była wsłuchać się w ciebie i twoje
pragnienia, pomóc ci osiągnąć twoje cele i spełnić twoje
marzenia. W końcu się tego nauczyła.
Oparł się wygodniej i studiował twarz siedzącej przed nim
kobiety. Wciąż znać było na niej zdenerwowanie. I tysiące
innych emocji, dla których nie znajdował nazwy. Swoją dro-
gą, w całej tej rozmowie było coś, co wymykało się jego
rozumieniu.
- Ale dlaczego? - spytał. - Dlaczego mi to wszystko mó-
wisz? Dlaczego uznałaś za konieczne, żebym dowiedział się,
że Olivia wrobiła mnie w małżeństwo? Czemu tak ci zależy,
żebym zrozumiał jej motywy? Czemu nie pozwalasz mi na
złość, którą czułby w takiej sytuacji każdy normalny czło-
wiek?
Odpowiedziała mu bez chwili wahania:
- Nie mówiłabym tego, gdyby nie nasza rozmowa w ka-
wiarni tamtego ranka, kiedy wyjawiłeś mi, że nie kochałeś
Olivii tak, jak mąż powinien kochać swoją żonę, i że czujesz
się z tego powodu winny. Powiedziałeś, że to zabarwia ne-
gatywnie każdy twój dzień. Każde twoje doświadczenie jest
tym naznaczone. Musisz się od tego uwolnić, Sloan. A żeby
tak się stało, powinieneś, moim zdaniem, poznać i zrozumieć
prawdę. Całą prawdę.
- Wiesz, co czuję, kiedy już ją poznałem? Gorycz - przy-
znał szczerze.
Zwilgotniały jej oczy, i była w nich ta sama prośba, która
brzmiała w jej głosie.
- Proszę, postaraj się ją zrozumieć. Nie ze względu na
nią, ale przez wzgląd na siebie. Zamiana poczucia winy na
gniew i gorycz nic ci nie da. Nie pomoże, nie uwolni cię.
- Mrugnęła powiekami, i pojedyncza łza spłynęła po jej po-
liczku. - Za to przebaczenie może zdziałać cuda.
- Chcesz, żebym jej wybaczył? - Niedowierzanie prze-
toczyło się przez niego, aż zdawało mu się, że go pochłonie.
Bawił się machinalnie ołówkiem, zaciskał i rozluźniał palce.
W końcu ołówek złamał się na pół i jednocześnie coś pękło
w Sloanie. - Chcę zostać sam, Rachel. - Nie ruszając się,
powtórzył: - Chcę zostać sam.
Kiedy drzwi zamknęły się za nią, starał się uwolnić z na-
pięcia. Tyle rzeczy musi zrozumieć, tyle spraw sobie poukła-
dać. I powinien ogarnąć to wszystko jak najszybciej.
Czuł się jednak jak sparaliżowany. Odrętwiały i niewyob-
rażalnie smutny.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Sobotni ranek wstał rześki i słoneczny. Wycierając się
puszystym ręcznikiem, Rachel podjęła decyzję. Postanowiła
złożyć w pracy wymówienie.
Nie oznaczało to bynajmniej, że wyprowadzi się gdzieś
daleko. Zostanie w Filadelfii. Pragnęła, by Sasha, Sydney
i Sophie miały ją zawsze pod ręką. Ale nie musi się przecież
torturować dzień po dniu, pracując ze Sloanem.
Kocha go, temu nie da się zaprzeczyć.
Nie mogła też przed sobą ukrywać, że nic, absolutnie nic [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • stargazer.xlx.pl