[ Pobierz całość w formacie PDF ]

z naręczem pozasezonowych tulipanów.
 Czegokolwiek chcą  podkreśliła Renata, odcinając ostre kolce z
żółtej róży.
%7łółta róża na ślub jej siostrzenicy  jej uciekającej, kryjącej się,
wykorzystującej ją siostrzenicy.
Zazdrość, zdrada. Obojętnie którą wziąć definicję, żadna nie wróżyła nic
dobrego. Skończyłam ostatnią kompozycję na stół i spojrzałam na zegarek.
Piętnaście po drugiej.
 Zaniosę to do samochodu  powiedziałam do Renaty i chwyciłam tyle
waz, ile zdołałam udzwignąć. Były zbyt pełne i wylewająca się woda zalała
mi bluzkę.
 Zostaw to  odparła Renata.  Grant czeka pod sklepem od dwóch
godzin. Powiedziałam mu, że może zostać, jeśli nie będzie odstraszał klientów
i pomoże mi załadować samochód.
 Zgodził się?
Kiwnęła głową, więc odstawiłam wazy. Założyłam plecak i pomachałam
jej na do widzenia, unikając jej wzroku.
Grant siedział na chodniku, opierając się o nagrzany słońcem mur. Gdy
wyszłam na ulicę, skoczył na równe nogi.
 Co tu robisz?  spytałam, zaskoczona oskarżycielskim brzmieniem
mego głosu.
 Chcę cię zabrać na moją farmę. Nie zgadzam się z niektórymi twoimi
definicjami i zrozumiesz mnie lepiej, trzymając w ręku moje kwiaty. Wiesz, że
nie jestem zbyt dobry w dyskusji.
Rozejrzałam się dokoła. Chciałam jechać z Grantem, ale w jego
towarzystwie byłam zdenerwowana. Jakbym robiła coś zakazanego. Nie byłam
pewna, czy wynikało to z mojej znajomości z Elizabeth, czy też cała sytuacja
za bardzo przypominała romans lub przyjazń  dwie rzeczy, których całe
życie starałam się unikać. Usiadłam na krawężniku, żeby pomyśleć.
 Dobrze  powiedział, jakby fakt, że usiadłam, oznaczał zgodę.
Wyciągnął rękę z kluczykami i pokazał na drugą stronę ulicy.  Jeśli chcesz,
możesz poczekać w samochodzie, a ja pomogę Renacie no-sić kwiaty.
Kupiłem lunch.
Wzmianka o lunchu osłabiła moją niechęć. Chwyciłam kluczyki. W
samochodzie na siedzeniu pasażera leżała biała papierowa torba. Podniosłam
ją i wsiadłam. Samochód wypełniały resztki kwiatów, wszędzie było pełno
kawałków łodyg i płatków. Otworzyłam torbę. Gruba francuska bułka z
indykiem, bekonem, pomidorem, awokado i majonezem. Ugryzłam kawałek.
Po drugiej stronie ulicy Grant nosił wazy. Tylko raz zatrzymał się, żeby
spojrzeć na zaparkowany samochód. Uśmiechnął się i bezgłośnie zapytał:
 Dobre? .
Ukryłam twarz za kanapką.
2.
Gdy wsiadałam do szkolnego autobusu, kierowca odsunął się ode mnie.
Rozpoznałam jego spojrzenie  litość, niechęć i obawa  i cisnęłam plecak
na puste siedzenie. Jedyny powód, dla którego powinien mnie żałować, to fakt,
że całą drogę do szkoły muszę wpatrywać się w jego okropną łysą głowę,
pomyślałam ze złością.
Perla usiadła po przeciwnej stronie przejścia i oddała mi swoją kanapkę z
szynką, zanim zdążyłam wydać jej polecenie. Dwa miesiące szkoły i wreszcie
załapała, o co chodzi. Odrywałam duże kawałki i wpychałam je do ust, myśląc
o tym, jak Elizabeth wybiegła dziś rano z domu i musiałam sama sobie
zapakować lunch i poszukać butów. Nie chciałam chodzić do szkoły, błagałam,
żeby pozwoliła mi zostać na pierwszy dzień winobrania. Jednak zignorowała
moje prośby, nawet wtedy, gdy uciekłam się do przemocy.
 Gdybyś mnie kochała, chciałabyś, żebym z tobą była! , wykrzyczałam,
rzucając książką do matematyki w tył jej głowy, gdy wychodziła z domu.
Spózniłam się. Znikła za drzwiami, zbiegła ze schodków ganku i nawet nie
odwróciła się na dzwięk uderzającej we framugę książki. Widziałam po
sposobie, w jaki szła, że nie myślała o mnie. Nie myślała o mnie przez cały
poranek.
Pochłaniały ją zbiory i chciała się mnie pozbyć. Po raz pierwszy czułam,
że ją rozumiem, i wrzasnęłam za nią ze złością, że nie różni się od moich
poprzednich matek zastępczych. Człapiąc wściekła na przystanek,
ignorowałam spojrzenia jadących do winnicy pracowników.
Zamiast patrzeć na drogę, kierowca obserwował mnie we wstecznym
lusterku. Otworzyłam usta, przeżuwając kanapkę, a jego twarz wykrzywiła się
ze wstrętem.
 To się nie gap!  krzyknęłam, wstając z siedzenia.  Jeśli tak cię to
brzydzi, to nie patrz. 
Chwyciłam plecak, myśląc, że mogłabym wyskoczyć z jadącego autobusu i
pójść na piechotę, ale zamiast tego rozhuśtałam plecak i cisnęłam nim w
kierowcę. Usłyszałam satysfakcjonujący brzęk, gdy mój metalowy termos
zderzył się z jego czaszką. Autobus skręcił, kierowca zaklął, a dzieciaki
zaczęły piszczeć ogłuszająco. Gdzieś pośród wrzasków usłyszałam cieniutki
głosik Perli, która błagała mnie, żebym przestała, i zaczęła płakać. Kiedy
autobus zatrzymał się na poboczu i kierowca wyłączył silnik, słychać było
tylko szloch Perli.
 Wynocha  powiedział mężczyzna.
Na jego głowie zaczął już wyrastać ogromny guz. Przycisnął do niego
jedną rękę, a drugą sięgnął
po radio. Założyłam plecak i wysiadłam. Otoczył mnie tuman kurzu i
spojrzałam przez otwarte drzwi.
 Nazwisko matki?  zapytał kierowca.
 Nie mam matki.
 To opiekuna.
 Stan Kalifornia.
 Z kim do cholery mieszkasz?
Radio zaskrzeczało i kierowca je wyłączył. Zapanowała absolutna cisza.
Nawet Perla przestała płakać i siedziała nieruchomo. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • stargazer.xlx.pl