[ Pobierz całość w formacie PDF ]
liczyć, że oba te słowa wydawały się nieodpowiednie. Rozciągał się na powierzchni równej
jednemu kwartałowi ulic w Quichancha.
Konstrukcja była nieregularna i wieloboczna. Zciany wznosiły się do kolosalnej wysokości,
a potem odchylały z powrotem w dół bez żadnej widocznej przyczyny. Dach był galimatiasem
kolorowego kwarcu i błyszczącego metalu, który zdawał się połyskiwać wszystkimi kolorami
widma słonecznego. Wewnętrzna droga z nawierzchnią z jakiegoś niewiarygodnie twardego
plastiku, który nie wykazywał żadnych objawów topienia się od gorąca, prowadziła do potężnych
trójkątnych wrót, które, jak przypuszczał Indianiec, były wejściem do garażu dla licznych
pojazdów. Tu i tam rozrzucono artefakty wyglądające na fontanny, ale w żadnej z nich nie było
wody; nie miał więc pojęcia, jakie mogły spełniać funkcje.
Budynek wspaniale zakamuflowano: nie można było dostrzec go z góry pomiędzy skałami i
zagłębieniem, a ogromny szereg głazów ustawiono tak, że osłaniał rezydencję przed spojrzeniami
przejeżdżających drogą. Tylko w jednym miejscu kierowca mógł skręcić z drogi i prześlizgnąć się
pomiędzy dwoma głazami na plastikową nawierzchnię.
Po terenie włóczyło się wzdłuż skomplikowanych tras pół tuzina Błękitnych Diabłów. Nie
było widać, by posiadały jakiekolwiek uzbrojenie, więc Indianiec nie potrafił określić, czy są to
strażnicy, mieszkańcy potężnego budynku, czy też po prostu istoty wykonujące zadania tak obce
człowiekowi, że nie można było ich nawet w przybliżeniu pojąć.
Ekran zaczął szaleć, więc z obawy, że może on nie tylko błyskać, lecz zacząć piszczeć,
Indianiec szybko go wyłączył. Ciągle miał przepaskę na oku; bardzo chciało mu sieją zdjąć, by
dokładniej obejrzeć budowlę i jej otoczenie, ale obawiał się, że Trzydzieści Dwa zarejestruje obraz i
wezwie jakiegoś eksperta dla identyfikacji formacji skalnych w tym właśnie miejscu. A nie po to
zadał sobie tyle trudu, by odnalezć kryjówkę Wyroczni, żeby wszystkie informacje po prostu nadać
do Trzydzieści Dwa i całego jego departamentu.
Przykucnął w cieniu dużego nawisu skalnego i następne dziesięć minut spędził na
studiowaniu topografii tego miejsca i zdejmowaniu hologramów maleńką kamerą, którą w tym celu
zabrał. Gdy wreszcie poczuł, że zaczyna się odwadniać od gorąca, ostrożnie wycofał się, ciągle
unikając drogi, aż wreszcie dotarł do miejsca, w którym Broussard ukrył swój pojazd.
- Boże, jakiż tam upał! - wydyszał, opierając się o tapicerkę i rozkoszując klimatyzowanym
powietrzem wozu.
- Ludzie nie zostali stworzeni do życia w takim upale - zgodził się Broussard. - Czasami
zdaje mi się, że przy takiej pogodzie nawet Błękitne Diabły czują się nieswojo. - Przerwał. - Znalazł
ją pan?
- Tak myślę.
- Tak pan myśli? - powtórzył Broussard.
- Nie widziałem jej - odparł Indianiec - ale byłbym cholernie zaskoczony, gdyby jej tam nie
było.
- Znalazł pan wejście?
- Pracuję nad tym. - I co teraz?
Indianiec rozparł się wygodnie, założył ręce za głowę i zamknął oczy.
- Teraz wracamy do Quichancha i czekamy.
- Na co czekamy? - zainteresował się Broussard.
- Na całą masę rzeczy - odparł pogodnie Indianiec. - Na przelanie pewnych pieniędzy. Na
Gwizdacza. Na następny błąd Wyroczni.
- Następny błąd?
- Tak. Powinna była zabić mnie dzisiejszego popołudnia. Pojawiłem się nie uzbrojony i
pieszo, a w tym upale nie umiałbym przebiec pięćdziesięciu jardów. - Przerwał. - Jej zdolności mają
swe granice. Wyrocznia nie umie patrzeć w przyszłość tak daleko, by wiedzieć, że następnym
razem wrócę, by ją zabić.
- Nadal nie rozumiem, jak planuje pan to zrobić - powiedział Broussard, ruszając z miejsca i
kierując pojazd z powrotem do Quichancha.
Indianiec uśmiechnął się z niezmąconym spokojem.
- Ona też nie rozumie.
- Ale ma pan plan?
- Bezwzględnie.
- Czy zechce pan podzielić się nim ze mną?
- Poznasz go, gdy nadejdzie właściwy czas - odpowiedział Indianiec.
- Jeśli ja go poznam, czy nie będzie wiedziała o nim także Wyrocznia?
- Bardzo prawdopodobne.
- Więc będzie w stanie go udaremnić. - Poznanie go nie pomoże jej ani trochę.
- Nie rozumiem - stwierdził Broussard.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]