[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Uchyliła się szeroko, wypuszczając fetor wilgotnego kamienia i kanalizacji. Potem
połknęła ich i z hukiem zatrzasnęła się za plecami.
Zeszli granitowymi stopniami, przez korytarze z odpornymi na działanie bomb
sufitami, malowane wapnem, które pokryła pleśń. Były tam spiralne schodki
przywodzące na myśl wejście do grobowca. W dole, na korytarz rozjaśniony do
oślepiającej białości, wychodziło wiele stalowych drzwi. Jedne z nich były otwarte.
Wchodzić rozkazał hauptsturmfuhrer.
Rzucimy okiem rzekł Miller. Jeśli bielizna pościelowa się nam nie spodoba,
porozmawiamy sobie z kierownikiem&
%7łołnierz uderzył go w ucho lufą schmeissera. Ból przeszył głowę Millera. Ciężki but
wyekspediował go przez próg. Andrea wszedł drugi. Stalowe drzwi zatrzasnęły się.
Ciężkie żołnierskie buty oddaliły się korytarzem.
Oślepiające białe światło, brud i cisza.
Otucha przepadła. Znalezli' się w zimnych, skalnych trzewiach ziemi.
Najgorsza była cisza.
Pomieszczenie mogło być zbudowane z myślą o magazynie lub celi. Sufit
półokrągły. Brak okien. Podłoga z granitowych płyt fugowanych betonem. W kącie
kratka, zapewne otwór latryny. Dolatywał z niej ohydny smród.
To była cisza miejsca przywalonego tonami murów i skały.
Cisza miejsca, w którym nie było żadnych tajemnych przejść, żadnej nadziei na
obezwładnienie straży, żadnej nadziei na ucieczkę. Cisza grobowca.
Mallory'emu bardzo by się tu nie spodobało pomyślał Miller.
Andrea ziewnął.
Naprawdę, bardzo niesympatycznie rzekł i z wdziękiem potężnego zwierzęcia,
które nie zamierza rozważać przyszłości, gdyż przebywa w wiecznej terazniejszości,
znalazł nieco czystszy kawałek podłogi, położył się i zamknął oczy.
Millerowi nie odebrano papierosów. Wyjął paczkę, znalazł i zapalił suchego
papierosa.
Potem czekał.
Wskazówki na zegarku doszły do wpół do dwunastej. Minutę pózniej w zamku
trzasnął klucz i weszło pięciu mężczyzn.
Czterej z nich to byli żołnierze Waffen SS. Potężne torsy prężyły się pod
skafandrami. Piątym był mężczyzna w wieku około dwudziestu pięciu lat, ubrany w
niebieski dwurzędowy garnitur, koszulę ze sztywnym kołnierzykiem i granatowy
krawat. Miał jasne, falujące włosy, usta układające się w pąsową różyczkę, a błękitne
oczy przypominały parę ślimaków, gdy prześliznęły się po twarzach więzniów.
Machnął przed nosem chusteczką.
Doprawdy zaszczebiotał po angielsku z lekkim akcentem, krzywiąc się jak stara
panna. Powinni coś zrobić z tym smrodem. Uśmiechnął się jak cherubinek.
Panowie, jestem Gruber. Pstryknął palcami. Krzesło.
Jeden z esesmańskich osiłków wybiegł na korytarz i przyniósł krzesło. Herr Gruber
chusteczką strzepnął kurz z krzesła i usiadł.
Miller i Andrea pół siedzieli, pół leżeli obok siebie, wsparci o ścianę. Andrea
przyglądał się Gruberowi wzrokiem jednocześnie wrogim i protekcjonalnym. Podczas
podróży po okupowanej Grecji obaj bliżej zapoznali się z gestapo. %7ładen z nich nie
miał pojęcia, dlaczego wciąż żyją. Herr Gruber miał dostarczyć odpowiedzi na to
pytanie.
Więc co możemy dla was zrobić? spytał Miller. Tylko że trochę chce mi się
spać i&
Gruber skinął na jednego z esesmanów. Lufa automatu zrobiła szybki łuk i mocno
uderzyła już opuchnięte ucho Millera. Ból chrząstki uwięzionej między metalem i
czaszką był okrutny. Oczy Millera zaszły łzami. Opanował gniew. To było coś na
potem.
Więc tak rzekł Herr Gruber. Rozumiem, że chcielibyście zabić mnie i tych
żołnierzy. Znów uśmiechnął się jak cherubi-nek. SS to nie to, co dawniej. Więc
pewnie by się wam udało. Ale muszę podkreślić, że szansę przeciwko wam są
miażdżące. Nawet gdybyście uciekli z tej celi, szybko stracicie życie. Co, jeśli
będziecie mnie słuchać, może nie być konieczne.
Gruber pilnie przypatrywał się tym dwóm mężczyznom. Normalnie, gdy mówił
więzniom, że są na drodze do wolności, od razu byli gotowi na nią wskoczyć i biec,
spychając jeden drugiego poza krawędz, jeśli to konieczne.
Nie ci dwaj.
Ich twarze były szare pod skórą zniszczoną wiatrem i słońcem. Byli starzy, liczyli
[ Pobierz całość w formacie PDF ]