[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Wyjaśniłam.
 Ach, je comprends  powiedział ojciec Lavigny.  Tak, tak, ze świecy! Stearyna!
I to przywołało natychmiast temat nocnej wizyty w magazynku. Zapominając o mnie obaj
panowie zaczęli mówić po francusku, więc zostawiłam ich i przeszłam z powrotem do
dziennego pokoju.
Pani Mercado cerowała skarpetki męża, a panna Johnson czytała książkę. Raczej
niezwykłe jak na nią, zawsze przecież miała tyle do roboty.
Po pewnym czasie z magazynku wyszli ojciec Lavigny i pan Poirot. Ten pierwszy
przeprosił, że musi iść, bo czeka na niego praca, Poirot zaś usiadł z nami.
 Bardzo interesujący człowiek  stwierdził po wyjściu ojca Lavigny i spytał, czy
zakonnik ma tutaj dużo zajęć.
Panna Johnson wyjaśniła, że dotychczas nie znaleziono wielu tabliczek i zaledwie kilka
cegieł z napisami i cylindrycznych pieczęci. Jednakże ojciec Lavigny dyżuruje również przy
wykopalisku i nauczył się sporo potocznego arabskiego.
Zaciekawiony Poirot spytał o te cylindryczne pieczęcie, więc panna Johnson wyjęła z
szafy arkusz plasteliny na tacce. W plastelinie odciśnięte były wzory pieczęci.
Kiedy staliśmy nad nimi podziwiając bardzo ciekawe rysunki, uzmysłowiłam sobie, że
owego fatalnego popołudnia panna Johnson właśnie nad tymi pieczęciami pracowała.
Zauważyłam też, że Poirot miętosi w palcach małą kulkę plasteliny.
 Pani używa dużo plasteliny, mademoiselle?  zadał śmieszne pytanie pannie Johnson.
 Sporo. W tym roku zużyliśmy nawet bardzo dużo. Nie wiem, jak i kiedy poszła już
ponad połowa zapasów.
 A gdzie przechowuje się plastelinę, mademoiselle?
 Tu, w tej szafie.
Po odłożeniu tacki wskazała mu półkę z laskami plasteliny, durofixem, klejem
fotograficznym i materiałami biurowymi. Poirot pochylił się.
 A cóż to takiego?
Włożył rękę w głąb półki i wyciągnął coś zmiętego.
Kiedy to wyprostował i wygładził, zobaczyłam prymitywną maskę  oczy i usta
narysowane tuszem, dość nieporadnie, a zarys głowy wysmarowany miękką plasteliną.
 Co za przedziwna rzecz!  wykrzyknęła panna Johnson.  Nigdy tego przedtem nie
widziałam. Skąd się tu wzięło? I co to jest?
 Na pytanie, skąd się wzięło, odpowiedz prosta: każdy schowek jest dobry. Tej szafy
nikt by nie uprzątał do końca sezonu. Jeśli idzie o pytanie, co to jest, to również odpowiedz
łatwa, mademoiselle: mamy tutaj twarz, którą pani Leidner opisała jako zjawę w oknie. Sama
twarz widziana o zmroku, twarz bez ciała.
Pani Mercado wydała krótki ni to okrzyk, ni to pisk.
Pannie Johnson zbielały usta.
 A więc to nie było przywidzenie!  wyszeptała.  To był kawał. Wstrętny kawał. Kto
to zrobił?
 Właśnie!  podchwyciła pani Mercado.  Kto byłby zdolny; zrobić taką straszną,
potworną rzecz?
Poirot nie zamierzał odpowiadać. Ze ściągniętą twarzą poszedł do magazynu, skąd wrócił z
pustym tekturowym pudełkiem, do którego włożył maskę.
 Trzeba to pokazać policji  oznajmił.
 To okropne!  powiedziała panna Johnson.  Okropne!
 Czy pan sądzi, że wszystko inne jest też gdzieś tutaj schowane?  wykrzyknęła
ochryple pani Mercado.  Czy nie myśli pan, że narzędzie& maczuga czy coś tam, czym
została zabita, pewno jeszcze zakrwawione, też może& ? O Boże, ja się strasznie boję&
Okropnie się boję&
Panna Johnson ujęła mocno jej ramię.
 Uspokój się!  powiedziała dość ostro.  Przyjechał doktor Leidner. Nie możemy go
denerwować.
W tej chwili rzeczywiście na dziedziniec zajechał samochód. Wysiadł z niego doktor
Leidner i ruszył prosto ku drzwiom dziennego pokoju. Miał zmiętą, zmęczoną twarz i
wyglądał dwa razy starzej niż przed trzema dniami.
Podszedłszy bliżej powiedział cicho:
 Pogrzeb jutro o jedenastej. Major Deane odczyta modlitwy. Pani Mercado szepnęła coś
niezrozumiale i wymknęła się z pokoju.
Doktor Leidner zwrócił się do panny Johnson:
 Pojedziesz, Anno?
 Oczywiście, mój drogi. Wszyscy pojedziemy.
Nie powiedziała nic więcej, ale twarz jej wyrażała to wszystko, czego język nie był zdolny
wypowiedzieć. Doktor Leidner to szybko dostrzegł i zrozumiał, gdyż na chwilę twarz mu się
rozjaśniła.
 Moja droga Anno  powiedział.  Jesteś dla mnie wielkim pocieszeniem i
wsparciem.  Oczy błysnęły mu tłumionym uczuciem. Położył dłoń na jej ramieniu.  Moja
droga przyjaciółko!
Zaczerwieniła się po uszy i wymamrotała chrapliwym głosem:
 Nic nie mów, daj spokój.
Uchwyciłam jej spojrzenie i wiedziałam, że przez tę krótką chwilę panna Johnson była
bardzo szczęśliwą kobietą.
Przemknęła mi przez głowę nowa myśl. Być może wkrótce, naturalnym biegiem rzeczy,
profesor Leidner, szukając wsparcia w starej przyjaciółce, odnajdzie spokój ducha i szczęście,
Nie jestem swatką, z pewnością nie. Poza tym było niemalże nieprzyzwoitością myśleć o
czymś podobnym jeszcze przed pogrzebem dopiero co zmarłej żony. Niemniej to byłoby
dobre rozwiązanie! Doktor Leidner miał wobec niej ciepłe uczucie, a ona była mu bez reszty
oddana, i byłaby jeszcze szczęśliwsza mogąc mu oddać resztę życia. Pod warunkiem,
oczywiście, że będzie gotowa wysłuchiwać przez cały czas hymny pochwalne na cześć
absolutnie doskonałej Luizy. Ale kobiety gotowe są wiele wytrzymać, skoro zdobędą to, co
chciały.
Następnie doktor Leidner przywitał się z panem Poirotem pytając go o postępy w
śledztwie.
Panna Johnson stała za plecami doktora Leidnera i wpatrując się intensywnie w pudełko
trzymane przez Poirota przecząco potrząsnęła głową. Zdałam sobie sprawę, że jest to nieme
błaganie, by Poirot nic nie mówił o masce. Uważała z pewnością, że jak na jeden dzień doktor
miał już dość silnych wrażeń. Poirot zastosował się do jej życzenia.  Tego typu
dochodzenie nie posuwa się szybko, monsieur  odparł.
I po kilku grzecznościowych uwagach opuścił pokój.
Towarzyszyłam mu aż do samochodu.
Miałam masę pytań, które chciałam mu zadać, ale kiedy Poirot się obrócił i spojrzał na
mnie, nie otworzyłam nawet ust.
Tak samo, jak po operacji nie zapytałabym chirurga, jak mu poszło. Stałam cierpliwie,
czekając na instrukcje. Ale usłyszałam tylko:
 Pilnuj się, moje dziecko!  I po chwili  Zastanawiam się, czy siostra powinna tu
zostać&
 Będę rozmawiała z doktorem Leidnerem na temat mojego odejścia, ale pomyślałam, że
poczekam z tym do jutra. Po pogrzebie.
Aprobująco pokiwał głową.
 Do tego czasu proszę zbyt wiele nie& jak to się mówi& nie myszkować. Rozumie
siostra, o co mi chodzi? Nie chcę, żeby siostra starała się przechytrzyć mordercę.  I dodał
jeszcze z miłym uśmiechem:  Siostra ma przygotowywać sączki, a ja będę operował.
Czy to nie zabawne, że coś takiego przyszło mu do głowy? Potem jeszcze zapytał ni stąd,
ni zowąd:
 Ojciec Lavigny to bardzo interesujący człowiek, prawda? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • stargazer.xlx.pl