[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Tak właśnie myślałam. Obie kobiety roześmiały się.
- Prawdę powiedziawszy - rzekła pani Sprot - pani O'Rourke ma najlepsze chęci,
ale właściwie jest trochę przerażająca. Ten jej gruby głos, broda i w ogóle
wszystko...
Betty z główką przechyloną na bok gaworzyła przymilnie do Tuppence.
- Betty naprawdę panią polubiła - powiedziała pani Sprot. Tuppence wydało się,
że usłyszała w jej głosie nutkę zazdrości.
Postanowiła ratować sytuację.
- Dzieci zawsze lubią nowe twarze - rzuciła lekko.
Drzwi otworzyły się i wszedł major Bletchley, a za nim Tomasz. Tuppence
spojrzała na Tomasza zalotnie.
- Ach, panie Meadowes - powiedziała. - Jak pan widzi, ubiegłam pana. Pierwsza
dobrnęłam do mety. Ale mimo to zostawiłam panu odrobinę jedzenia.
Ruchem tak delikatnym, że prawie niedostrzegalnym, wskazała mu miejsce obok
siebie.
Tomasz bąknął niewyraznie pod nosem:
- Och, ach, hm... dziękuję - i usiadł na drugim końcu stołu. Betty, wyrzuciwszy
małą fontannę mleka w stronę majora Bletchleya, powiedziała:
- Pu-uch! - Na twarzy majora pojawił się natychmiast wyraz onieśmielenia
zmieszanego z zachwytem.
- Jak się miewa dzisiaj mała panna Bi Pi? - zadał niedorzeczne pytanie. - Bi Pi -
powtórzył i dla lepszego zilustrowania swoich słów zamachał gazetą.
Betty piszczała uradowana.
Nagle zwątpienie ogarnęło Tuppence. Pomyślała: "To jakieś nieporozumienie. W
tym domu nie może się dziać nic podejrzanego. Po prostu nie może".
Chyba tylko ktoś tak ograniczony jak Królowa z "Alicji w Krainie Czarów" mógłby
uwierzyć, że w Sans Souci mieści się kwatera główna Piątej Kolumny.
III
Na osłoniętym tarasie siedziała panna Minton i robiła na drutach. Ta chuda i
koścista osoba miała na sobie jasnoniebieski sweter, rzędy paciorków na wyschłej
szyi i obwisłą z tyłu, zmiętą wełnianą spódnicę. Powitała Tuppence z niezwykłą
żywością.
- Dzień dobry pani. Jakże się pani spało?
Pani Blenkensop wyznała, że przez pierwsze kilka nocy na nowym miejscu zawsze
sypia kiepsko. Panna Minton stwierdziła, że to doprawdy zdumiewające - z nią
zawsze dzieje się to samo!
- Co za dziwny zbieg okoliczności. I jaki to ładny ścieg - zawołała Tuppence.
Panna Minton aż pokraśniała z zadowolenia. Tak, przyznaje, że jest to ścieg
niepospolity, a przy tym bardzo łatwy. Jeżeli pani Blenkensop zechce, ona chętnie
ją tego ściegu nauczy. Bardzo to uprzejmie ze strony panny Minton, ale pani
Blenkensop tak jest niepojętna, w ogóle niezbyt wprawnie robi na drutach, a
zwłaszcza gubi się w bardziej wymyślnych wzorach. Umie robić tylko najprostsze
rzeczy, jak na przykład te czapeczki wojskowe, chociaż wydaje jej się, że nawet w
tym popełniła błąd. Coś tu chyba nie jest w porządku, prawda?
Panna Minton rzuciła okiem znawcy na zielonkawobrązowe kłębowisko.
Dobrotliwie wskazała błędy. Przepełniona wdzięcznością Tuppence podała jej
nieszczęsną czapeczkę. Panna Minton była życzliwa i opiekuńcza. - Ależ to
doprawdy drobiazg. Od tylu lat robię na drutach.
- A ja nigdy nie brałam drutów do rąk przed tą okropną wojną - wyznała ze
skruchą Tuppence. - Ale to wszystko jest takie straszne, że człowiek po prostu
musi się czymś zająć. Czymkolwiek.
- Tak, słusznie - przytwierdziła panna Minton. - Tym bardziej że, jak pani chyba
wczoraj wieczorem wspominała, pani syn jest w marynarce.
- Tak, mój najstarszy - odparta Tuppence. - Chociaż matce nie wypada tak
mówić, ale to rzeczywiście wspaniały chłopak. Drugi mój syn jest w lotnictwie, a
najmłodszy, Cyryl, we Francji.
- O Boże, jak też pani musi się o nich niepokoić!
Tuppence myślała: "Derek, mój drogi Derek... on tam w tym piekle, a ja tu robię
z siebie idiotkę... udaję coś, co naprawdę odczuwam".
- Wszyscy musimy być dzielni - powiedziała, nadając głosowi możliwie
najszlachetniejsze brzmienie. - Miejmy nadzieję, że się to wszystko szybko
skończy. Niedawno słyszałam z bardzo dobrego zródła, że Niemcy nie wytrzymają
dłużej niż dwa miesiące.
Panna Minton przytakiwała z taką żywością, że aż paciorki na jej szyi trzęsły się i
brzęczały.
- Tak, z pewnością, a ja wiem - zniżyła głos do tajemniczego szeptu - że Hitler
jest chory, beznadziejnie chory... najpózniej w sierpniu wpadnie w obłęd.
- Cały ten Blitzkrieg jest ich ostatnim rozpaczliwym wysiłkiem - odparła Tuppence
z energią. - Sytuacja ludności jest po prostu okropna. Robotnicy są rozgoryczeni.
Wszystko to runie w niedługim czasie.
- O czym pani mówi? O czym pani mówi? - Pytanie to zadał rozdrażnionym
głosem pan Cayley, który wraz z żoną wyszedł właśnie na taras. Usadowił się w
fotelu, poczekał, aż żona okryje mu nogi pledem, po czym powtórzył z tym
samym rozdrażnieniem: - O czym pani mówi?
- Mówiłyśmy - odparła panna Minton - że wojna skończy się jesienią. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • stargazer.xlx.pl