[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kawy.
Olivia zmusiła się do uśmiechu.
- Dzięki za kawę. - Nie lubiła neski, ale teraz nie wypadało wybrzydzać.
Onieśmielona spojrzała na Luke'a. - Mam nadzieję, że wkrótce przestanie
padać - głośno wypowiedziała swoje życzenie.
- Wątpię - odparł. - Jesteśmy na granicy frontu atmosferycznego. Ciepłe
masy powietrza znad zatoki napotkały zimne powietrze z gór. - Uśmiechnął
się, dziwnie zadowolony. - Potrzebujemy tu deszczu.
- A mnie brak ognia i łyczka brandy - zauważyła,
- Przed śniadaniem? - Roześmiał się, objął ją w talii i podprowadził do
furgonetki.
Zniadanie nie zostało przygotowane. Gromadka chłopców stała wokół
samochodu i nieufnie patrzyła po sobie.
- Kto był odpowiedzialny za śniadanie? - spytał Luke.
W milczeniu wszyscy skierowali wzrok na samotnie stojący namiot. Luke
RS
97
rozsunął namiot, Olivia domyślała się, że coś mówi, ale nie mogła dosłyszeć
słów.
- Do licha, przecież leje deszcz! - dały się wreszcie słyszeć protesty Joela. -
Nigdzie nie wyjdę w taką pogodę!
Luke w milczeniu zasznurował namiot i podszedł do chłopców. Olivia
widząc, że Joela nie dało się przejednać, otworzyła furgonetkę i wdrapała się
do środka, by przejrzeć zapasy.
- Zniadanie miał zrobić Joel - powiedział Luke pojawiwszy się w drzwiach.
- Ale jak widać nie zrobił. - Znalazła zawinięty w folię chleb i kartony z
mlekiem. - Postaram się jakoś temu zaradzić.
- To wpłynie demoralizująco na chłopców - ostrzegł ją.
- Przyzwyczają się, że jeśli czegoś nie zrobią, wykonamy to za nich.
- Naprawdę sądzisz, że mała kromka chleba przyniesie taki zgubny skutek?
- Podała mu kartony z mlekiem i wyskoczyła z furgonetki.
- Powinniśmy utrzymać zasadę, że jeśli ktoś zawiedzie, cierpi cała grupa -
oświadczył Luke surowym tonem.
- Och, cierpię już wystarczająco. - Olivia pokroiła chleb i zaczęła rozlewać
mleko do papierowych kubków. - Jest mi zimno i całe ciało mam obolałe. Nie
widzę powodu, by na domiar złego cierpieć głód.
Podała mu kromkę chleba i mleko. Luke niepewnie popatrzył na zasunięty
namiot Joela, wahał się przez chwilę, ale w końcu przyjął swoją porcję.
Po prowizorycznym śniadaniu opuścili obóz, nie troszcząc się o Joela.
Chłopak wyłonił się ze swojego namiotu i patrzył pełnym niedowierzania
wzrokiem na odjeżdżających jezdzców.
Olivia przyjęła decyzję Luke'a z mieszanymi uczuciami. Martwiła się o
chłopca. Co będzie, jeśli mu się coś przytrafi? Czy ich odnajdzie? Co chwilę
odwracała się w siodle, wypatrując sylwetki' samotnego jezdzca.
Joel pojawił się niespodziewanie, gdy właśnie kończyli lunche Były to
jedynie kanapki z kiełbasą, w strumieniach deszczu bowiem trudno by było
rozpalić ognisko. Olivia na widok chłopca poczuła niewysłowioną ulgę -
gotowa była wybaczyć mu wszystko i z radością przyjąć do grupy. Lukę
jednak tylko skinął głową i nawet nie zaoferował mu kanapki.
RS
98
Rafe na widok Joela roześmiał się złośliwie i rzucił pod jego adresem jakąś
niewybredną uwagę.
- Odczep się! - warknął Joel.
Rafe zaśmiał się szyderczo i pokłusował w kierunku samotnie jadącej
Angel.
- Potrzebujesz towarzystwa, kurczaczku? - zagaił. Och, tylko nie to! Olivia
westchnęła i popędziła
Gwiazdę do przodu, by przez resztę popołudnia dotrzymywać towarzystwa
Angel.
O pierwszej miała już serdecznie dość jazdy. O drugiej pokłusowała na
czoło kawalkady.
- Czy nie możemy zrobić postoju? - spytała Luke'a.
- Nie. Furgonetka nas nie odnajdzie. Olivia jęknęła.
Lukę uśmiechnął się, ale gdy na nią spojrzał, uśmiech zamarł mu na ustach.
- Co się stało? - spytała zdziwiona.
Lukę z dziwnym wyrazem twarzy przyglądał się jej kapeluszowi.
- Och, pióra się zniszczyły... - powiedziała niepewnie, odruchowo dotykając
kapelusza.
Pokiwał głową z politowaniem i odwrócił wzrok. Olivia ponownie
pomacała kapelusz. Był mokry - to oczywiste, i stracił fason. Ale kapelusz
Luke'a również był mokry, a jednak mocno podwinięte rondo chroniło przed
skapywaniem wody za kołnierz koszuli. Natomiast rondo jej kapelusza
zupełnie zwisało w dół.
Przez kilka minut jechała obok Luke'a, mając nadzieję, że męskie
towarzystwo doda jej sił i otuchy, ale niebawem piski dochodzące z tyłu
przypomniały jej, że powinna zająć się Angel.
O trzeciej po południu, mimo że mżawka ustała, Olivia miała serdecznie
dość uciążliwej jazdy. Myślała wyłącznie o rozbiciu obozowiska.
O czwartej przyrzekła sobie, że porwie furgonetkę i wróci na ranczo, gdy
tylko nadarzy się okazja. Cudowne chwile spędzone z Lukiem przy ognisku
dawno już poszły w niepamięć. Było jej zimno. Zmarzła do szpiku kości. Palce
miała zdrętwiałe. W dodatku cuchnęła jak koń. Mokre spodnie obcierały jej
RS
99
nogi, a woda sączyła się do butów.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]