[ Pobierz całość w formacie PDF ]

po tym, jak oprowadził Sandy'ego Carmichaela po posiadłości.
Mężczyzna zadrżał.
 Nigdy więcej tego nie tknę.
Jamie spojrzał na niego niepewnie. To jakby zaprosić Sandy'ego, upić
go i przyznać Mainwaringowi rację. Ale Ross miał miękkie serce i wie-
dział, że San dy desperacko potrzebował pieniędzy, a jeszcze bardziej
od kasy łaknął odzyskania szacunku do samego siebie poprzez to, że ktoś
mu zaufa i powierzy pracę.
LR
T
Sandy był wysokim, szczupłym mężczyzną około czterdziestki. Jego
twarz miała niezdrowy, blady wygląd, ale dłonie, które teraz trzymały ku-
bek, nie drżały. Jamie pamiętał, jak ostatnio musiał przytrzymać ręce Sa-
ndy'ego, by ten mógł bezpiecznie postawić kawę.
Nic nie powinno pójść zle  przekonywał sam siebie Jamie. Nigdy nie
było żadnego włamania w Cnothan. Tu nikt nawet nie zawracał sobie gło-
wy zamykaniem samochodu.
Rozważał, czy poprosić policjanta, by wpadł w weekend i zobaczył,
czy wszystko jest w porządku. Ale to wskazywałoby na brak zaufania do
Sandye'go, który z pewnością wyglądał, jakby był na dobrej drodze do
powrotu do zdrowia.
Okazało się, że Hamish był zaskakująco zajęty. Surowy telefon z ko-
mendy głównej uświadomił mu to, czego nie przekazał MacGregor  mu-
siał patrolować większe połacie okolicznych terenów wiejskich, niż się te-
go spodziewał. Znalazł jednak czas, by zadzwonić do Diarmuida Sinclaira
i przekonać go, by gospodarz zobaczył się z rodziną. Ku rozczarowaniu
posterunkowego, nie było więcej swobodnych pogaduch przy kawie z Jen-
ny, która albo zapamiętale malowała, albo nie było jej w domu. Pewnego
razu powiedziała, że idzie na spacer się przewietrzyć. Hamish zapropono-
wał, że pójdzie z nią, ale ona na to odparła, że lubi być sama. Trzy miesią-
ce pobytu w Cnothan ciągnęły się w nieskończoność chłodnych dni...
LR
T
ROZDZIAA CZWARTY
Ach! Kto to widział, by homar z dostawy się ruszał?
John Hookham Free
Sandy Carmichael dotarł do Przedsiębiorstwa Zwierzyna Aowna i Ryby
w Cnothan póznym sobotnim popołudniem. Wcześniej tego dnia spadł
deszcz, który teraz zamarzł. Opony jego starego land rovera chrzęściły na
zlodowaciałym podwórku. Jamie dał mu zapasowy klucz do biura, gdzie
na ściennej tablicy znajdowały się klucze do hangarów.
Biuro było ciche i przyjemne. Sandy wyciągnął z kieszeni wyświechta-
ny romans  Namiętność posiadacza  i zaczął czytać. Niestety, posia-
dacz ziemski okazał się być rozpustnikiem, wyrwany z alkoholizmu jedy-
nie przez heroinę, a i tak na początkowych stronach pił sporo alkoholu.
Sandy odłożył książkę i wpatrywał się w przestrzeń. Naprawdę nie pomy-
ślał o piciu przez cały zeszły tydzień, mając w pamięci wciąż świeży atak
koszmarów.
Ale teraz whisky wydawała mu się złotym przyjacielem, którego nie-
sprawiedliwie zle osądził. Mógł poczuć jej smak na języku i ciepło rozle-
wające się po żołądku...
Zaczął wiercić się, podnosić ołówki i odkładać je na miejsce. Pomyślał
o tym, jak ostatni raz poszedł w tango. Jak bardzo to odchorował! Ale
przecież kupił na kolację rybę z tej budki serwującej rybę z frytkami, a ry-
ba i frytki od Murraya smażone były na starym tłuszczu. Może to było za-
trucie pokarmowe? Tak, to pewnie była kwestia czegoś, co zjadł. Albo
może po prostu był uczulony na whisky i powinien spróbować pić wino.
Jamie Ross wypłacił mu część zapłaty z góry. Pieniądze leżały teraz w
kieszeni, a wedle zamiarów Sandyego tym pieniądzom i whisky było po
drodze.
LR
T
Mężczyzna był dumny, że Jamie mu zaufał, więc nie zamierzał go za-
wieść. Pójdzie i sprawdzi pomieszczenia, jak prawdziwy stróż nocny. Jak
straszne były te hangary nocą! Jarzeniowe światło wciąż pozostawiało za-
kamarki skąpane w ciemności. Poroże jeleni wisiało powyżej, nieruchome
i smutne. Sandy ruszył do hangaru z homarami. Woda bulgotała tam mo-
notonnie w trzech zbiornikach.
I nagle, w tym miejscu, tuż na krawędzi centralnego zbiornika, zoba-
czył to: stała tam pełna szklanka whisky.
Wpatrywał się w nią, zastanawiając, czy nie ma halucynacji. Zbliżył się
ostrożnie, podniósł i powąchał. Whisky słodowa! I w dodatku, wnioskując
po zapachu, jedna z najlepszych.
Cóż, to był tylko jeden drink  tłumaczył, pogodziwszy się z tym, że
nie mógł wytrzymać dłużej. Jeden drink jeszcze nikomu nie zaszkodził.
Podniósł szklankę i wziął łyczka. Napił się kolejnego, tym razem więk-
szego i napięcie całego zeszłego tygodnia zaczęło z niego schodzić.
Wkrótce wypił całą szklankę. Był szczęśliwy, czuł się ciepło i pewnie.
Kilka kolejnych nie będzie się liczyć. Była sobota wieczór. W pubie The
Clachan będzie gorąco, gwarno, a towarzystwo na pewno dopisze. No i
miał pieniądze.
Zamknie biuro, ale nie ma potrzeby, by zamykać hangary. Jamie nigdy
ich nie zamykał, bardziej obawiał się awarii filtrów niż włamania. Pół go-
dzinki w The Clachan, a potem wróci, usadowi się tu i poczyta romans.
Wiatr wył między budynkami niczym banshee*1. Przelotnie pomyślał o
polowaniu na Mainwaringów. Ten nowy gliniarz przesłuchiwał okropnie
dużo ludzi, w ten swój niewinny sposób  właśnie-tędy-przechodziłem,
pomyślałem-że-wpadnę". Ale ktokolwiek napędził stracha pani Mainwa-
ring, to nie byli przestępcy. Mainwaringowie zasługiwali na wypędzenie z [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • stargazer.xlx.pl