[ Pobierz całość w formacie PDF ]

skupić się na pracy. Był przerażony, że ją straci. Oboje byliśmy przerażeni - przyznała,
czując jak wzruszenie ściska jej gardło.
Strach przed utratą matki towarzyszył jej przez ostatnie dwa lata. Z trudem ukry-
wała go przed rodzicami, zmuszając się do uśmiechu. W dniu, gdy okazało się, że mama
ma raka, płakała całą noc, ale potem starała się ją wspierać. Dopiero teraz poczuła, że
nagromadzone przez dwa lata uczucia przerwały tamę.
Nie chciała płakać w obecności Thanosa. Spuściła wzrok, próbując powstrzymać
łzy. Jednak miesiące spędzone przy chorej matce, strach, że ojciec straci firmę, wreszcie
poświęcenie dziewictwa dla mężczyzny, który nią gardził - wszystko to sprawiło, że na-
gle puściły hamulce. Tahlia ukryła w dłoniach zapłakaną twarz, by stłumić szloch.
Nie wiedziała, jak długo płakała. W pewnej chwili poczuła, że Thanos obejmuje ją
ramieniem. Było jej wstyd, że tak się rozkleiła. Jej ciałem wstrząsało łkanie, od płaczu
rozbolała ją głowa. Thanos zaczął delikatnie masować jej kark i niespodziewanie przy-
niosło jej to ulgę.
- Przepraszam - wyszeptała, wycierając łzy. - Zwykle tak się nie zachowuję.
Podniosła wzrok. Thanos miał na sobie czarny szlafrok. Siedział tak blisko, że wi-
działa drobne zmarszczki wokół jego oczu.
- Na co zachorowała twoja mama? - spytał.
- Miała raka piersi. To była złośliwa odmiana i początkowo nie dawano jej szans. -
Tahlia wzięła głęboki oddech. - Natychmiast usunięto guz, a potem zaczęła się chemiote-
rapia. Mama była wykończona. Wydawało się, że nie przeżyje, ale znalazła w sobie siłę,
żeby walczyć. Ojciec bardzo ją wspierał. Jezdził z nią na każdą chemioterapię. Na zmia-
nę czuwaliśmy przy niej, kiedy leżała w szpitalu. To było straszne! Codziennie człowiek
modli się, żeby wreszcie była poprawa.
- Tak, wiem - powiedział cicho Thanos.
R
L
T
- Wieczorem, kiedy brakuje już nadziei, zaczynasz się modlić, żeby ranek przy-
niósł jakąś zmianę. I tak dzień po dniu, tydzień po tygodniu...
Tahlia zakryła ręką usta. Thanos też spędził w szpitalu wiele tygodni u boku Meli-
ny.
- Domyślam się, że dla ciebie to musiało być straszne - wyszeptała. - Czy ktoś
jeszcze z twojej rodziny czuwał przy łóżku twojej siostry?
- Nie mam rodziny. - Wzruszył ramionami. - Rodzice zmarli, kiedy Melina miała
pięć lat. Sam ją wychowałem. Najpierw pomagała mi ciotka, ale ona też zmarła. Zostali-
śmy tylko my dwoje - wyjaśnił i szybko odwrócił głowę, by ukryć wzruszenie. - Melina
długo była w śpiączce. Bałem się, że zostanę sam.
Na pewno czuł się osamotniony i bezsilny, tak jak ona, gdy przyglądała się walce
matki z chorobą. Położyła rękę na jego dłoni, ale czując, jak sztywnieje, pożałowała swo-
jego gestu. Thanos miał wreszcie pewność, że Tahlia nie była kochanką Jamesa, ale
pewnie nadal winił ją za wypadek Meliny. Chciała cofnąć rękę, ale ku jej zdziwieniu
Thanos oplótł palcami jej bladą dłoń.
- Jak się czuje twoja mama? - spytał.
- Jest już zdrowa. To cud, nawet jej lekarz nie mógł w to uwierzyć. Ojciec był za-
chwycony - powiedziała i znów poczuła wzruszenie. - Nie mogłam tego zniszczyć i po-
wiedzieć im, że stracą Carlton House. Ojciec obciążył hipotekę, żeby mieć pieniądze na
spłatę długów. Mama nie miała o niczym pojęcia. Myśli, że czeka ich spokojna emerytu-
ra w domu, który należał do rodziny od pokoleń. Rodzice przeszli ostatnio prawdziwe
piekło i zasługują na szczęście. Ojciec odetchnął z ulgą, kiedy dowiedział się, że Vantage
Investments kupi jego firmę. Miał nadzieję, że spłaci pożyczkę i ocali dom.
- To dlatego, kiedy dowiedziałaś się, że nie zamierzam kupować Reynolds Gems,
zdecydowałaś się przyjąć moją ofertę?
- Tak - wyszeptała.
- Boże! - powiedział zaszokowany. - Dlaczego nie powiedziałaś mi, że twoi rodzi-
ce mogą stracić dom?
Tahlia spojrzała na niego zdziwiona.
R
L
T
- Przecież to ciebie nie obchodzi. Powiedziałeś, że nie pomożesz mojemu ojcu.
Czas uciekał, a ja wiedziałam, że nie znajdę nowego kupca na firmę i bank zajmie dom.
Jedyne, co mogłam zrobić, to sprzedać swoje ciało.
Zapadła pełna napięcia cisza. Thanos nie śmiał spojrzeć Tahlii w twarz. Czuł się
winny, że tak niesprawiedliwie ją ocenił. Nie była wyrachowaną dziwką, lecz kochającą
córką, która pragnęła uchronić rodziców przed nieszczęściem. Oddając mu się, nie my-
ślała o sobie, lecz o tym, by rodziców nie eksmitowano z domu. To była z jej strony [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • stargazer.xlx.pl