[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Okropne odgłosy walki i rzezi dolatywały na grań już
tylko jako cichy pomruk. Conan
rzekł:
No i po Tombalku! Ktokolwiek zwycięży, my musimy szukać
szczęścia gdzie indziej.
Ja udam się na wybrzeże Kush, gdzie mam przyjaciół a
także wrogów i gdzie mogę
złapać statek do Argos. A co z wami?
Nie zastanawiałem się nad tym odparł Amalryk.
Masz gładką dziewuchę powiedział Conan, szczerząc
zęby. Wschodzący księżyc
ukazał uczernioną sadzą twarz barbarzyńcy. Nie możesz
jej wlec ze sobą po całym
świecie.
Słysząc to, Amalryk poczuł, że włosy na głowie stają mu
dęba. Przysunął się bliżej Lissy i
objął ją ramieniem, kładąc drugą rękę na rękojeści
miecza. Conan uśmiechnął się jeszcze
szerzej.
Nie obawiaj się rzekł. Nigdy aż tak bardzo nie
potrzebowałem kobiety, żeby
kraść ją przyjacielowi. Jeśli pojedziecie ze mną, może
uda wam się dotrzeć do Akwilonii.
Nie mogę wrócić do Akwilonii rzekł Amalryk. Mój
ojciec został zabity w
zwadzie z hrabią Terentiusem, który cieszy się łaską
króla Yilerusa. Tak więc cała moja
rodzina musiała uciekać z kraju, inaczej wytropiliby nas
agenci Terentiusa.
Och, czyżbyś nic nie wiedział? rzekł Conan. Vilerus
umarł przed sześcioma
miesiącami; teraz królem jest Numedides, jego
siostrzeniec. Powiadają, że wszystkie dawne
wyroki zostały uchylone, a banici mogą wracać do kraju.
Słyszałem to od shemickiego kupca.
Na twoim miejscu pospieszyłbym do domu. Nowy król może
znalezć dla ciebie jakieś
zaszczytne stanowisko. Wez swoją małą Lissę i zrób z niej
hrabinę albo kogoś takiego. Co do
Strona 171
Howard Robert E - Conan ryzykant.txt
mnie, wracam do Kush i błękitnego morza.
Amałryk obejrzał się na czerwoną łunę unoszącą się nad
Tombalku.
Conanie zapytał. Czemu Askia zabił Sakumbe, a nie
nas, przecież z nami miał
większe porachunki?
Cymeryjczyk wzruszył szerokimi ramionami.
Może miał obcięte paznokcie i włosy Sakumbe, a naszych
nie. Rzucił takie czary, jakie
mógł. Nigdy nie byłem w stanie zrozumieć żadnego
czarnoksiężnika.
A dlaczego zabiłeś Askię?
Conan wytrzeszczył oczy.
Chyba żartujesz! Myślisz, że zostawiłbym towarzysza nie
pomszczonego? Sakumbe,
niech diabli porwą jego spotniałą czarną skórę, był moim
przyjacielem. Nawet jeśli na starość
zrobił się tłusty i leniwy, był lepszym człowiekiem niż
większość białych ludzi, których
znam.
Cymeryjczyk głęboko westchnął i potrząsnął głową, jak lew
potrząsający grzywą.
No cóż, on umarł, a my żyjemy. Jeśli chcemy, aby dalej
tak było, to lepiej ruszmy się,
zanim Zehbeh wyśle za nami pogoń. Jedzmy!
Trzy konie zeszły po zachodnim stoku wydmy i rześkim
kłusem ruszyły ku zachodowi.
SZMARAGDOWA TOC
Robert E. Howard
Conan kontynuuje swą wędrówkę przez południowe stepy
czarnych królestw. Znają go tu
od dawna i Amrze Lwu nikt nie stawia przeszkód w drodze
na wybrzeże, które kiedyś łupił
razem z. Belit. Ale Belit i jest teraz już tylko legendą
Czarnego Wybrzeża. Statek pojawiający
się wreszcie nieopodal przylądka, na którym siedli Conan
ostrząc miecz, obsadzony jest przez
piratów z Wysp Baracha, w pobliżu brzegów Zingary. Oni
też słyszeli o Conanie i chętnie
przyjmują jego miecz i jego doświadczenie. Conan ma ponad
30 lat, gdy przyłącza się do
barachańskich piratów, z którymi przeżywa dobre czasy.
Jednak przyzwyczajonemu do
świetnie wyszkolonych armii hyboryjskich monarchów,
organizacja barachańskiej zbieraniny
wydaje się świetną okazją do przechwycenia przywództwa.
Strona 172
Howard Robert E - Conan ryzykant.txt
Napotkawszy spory, wyrażone z
właściwym temu środowisku wdziękiem, Conan nie znajduje
innego wyjścia, jak próba
przepłynięcia Oceanu Zachodniego.
Na zachód, gdzie człowiek nigdy nie bywał,
okręt za okrętem z dawien dawna pływał.
Co Skelos napisał, czytaj, jeśliś śmiały,
gdy trupie ręce togę mu szarpały;
i płyń za statkami mimo wichrów siły&
Płyń za statkami, które nie wróciły.
I
Sancha, niegdyś mieszkanka Kordafy, ziewnęła beztrosko,
leniwie przeciągnęła gibkie
ciało i ułożyła się wygodnie na lamowanym gronostajami
jedwabiu, rozpostartym na górnym
pokładzie rufowym karaki. W pełni zdawała sobie sprawę z
tego, że załoga dziobu i
śródokręcia przygląda się jej z lubieżnym
zainteresowaniem, jak również z tego, że krótka
jedwabna tunika nie zakrywa powabów jej bujnego ciała.
Uśmiechnęła się wyzywająco,
gotowa łowić ich znaczące mrugnięcia, zanim oślepi ją
słońce, którego złota tarcza właśnie
wyłoniła się z morza.
Nagle do jej uszu dotarł jakiś dzwięk, w niczym nie
przypominający trzeszczenia wiązań,
skrzypienia lin czy plusku fal. Usiadła i spojrzała na
nadburcie, przez które ku jej
bezmiernemu zdziwieniu przechodził jakiś mężczyzna.
Dziewczyna szeroko otworzyła
swe czarne oczy, a jej usta rozchyliły się w zdumionym
O! . Intruz był jej zupełnie
nieznany. Strugi wody spływały mu po szerokiej piersi i
muskularnych ramionach.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]