[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ponownie. I jeszcze raz. I jeszcze.
Otworzył drzwi sypialni.
- Raquel...
Siedziała na skraju łóżka, oplatając nogami Nortona. Oboje byli
jeszcze ubrani, ale jedna z bujnych piersi Raquel, wyzwolona z biustonosza,
przywierała ciasno do zachłannych ust mężczyzny. Kobieta podniosła wzrok,
jak zwykle, durna, nie pojmując, co narobiła.
Niewiele myśląc, strzelił.
Przyjęła kulę z otwartymi ustami, nienasycona. Pocisk wychodząc
wywalił w jej karku pokazną dziurę.
Norton przerwał - nie był wszak nekrofilem - i skoczył do okna. Nie
wiadomo, co zamierzał zrobić. Ucieczka była niemożliwa.
Następna kula wbiła się w środek jego pleców i przeszła na wylot,
dziurawiąc szybę.
Dopiero wtedy, kiedy jej kochanek już nie żył, Raquel zwaliła się na
łóżko; pierś plasnęła, nogi rozchyliły się szeroko. Maguire przyglądał się jej
upadkowi. Opuścił pistolet.
Psy już nie szczekały.
Wymknął się na korytarz, zamykając cicho drzwi, żeby nie
przeszkadzać dziecku. Stanąwszy u szczytu schodów, zobaczył ujmującą
twarzyczkę obserwującej go z dołu córki.
- Tatusiu.
Przyjrzał się jej, zaintrygowany.
- Ktoś był pod drzwiami. Widziałam przez szybę. Schodził niepewnie
po schodach, stopień po stopniu. "Tylko powoli" - pomyślał.
- Otworzyłam drzwi, ale już nikogo nie było. "Wall. To musiał być Wall.
On będzie wiedział, co trzeba zrobić."
- Czy to był wysoki mężczyzna?
- Nie widziałam go wyraznie, tatusiu. Tylko jego twarz. Był nawet
bledszy od ciebie.
"Drzwi. O Jezu, drzwi! Jeżeli zostawiła otwarte... za pózno."
Twarz mężczyzny, który wszedł do hallu, wykrzywiła się w uśmiechu.
Maguire w całym swoim życiu nie widział nic potworniejszego.
To nie był Wall.
Wall był pełnokrwistym mężczyzną - przybysz przypominał szmacianą
lalkę. Wall był ponurakiem - ten się uśmiechał. Wall był uosobieniem życia,
prawa i porządku. Ten stwór nie.
Oczywiście, Glass.
Maguire potrząsnął głową. Dziewczynka, nie widząc sylwetki falującej
w powietrzu za jej plecami, zle zrozumiała ten gest.
- Zrobiłam coś nie tak?
Ronnie wyminął ją, szybując w górę schodów; bardziej cień niż
człowiek. Wlókł za sobą strzępy płótna. Maguire nie miał już ani czasu, ani
siły, by stawiać opór. Otworzył usta, chcąc coś powiedzieć i Ronnie wepchnął
w nie jedyną już teraz rękę, skręconą w płócienny sznur, sięgając do krtani.
Maguire zaczął się krztusić, ale mściciel sięgał coraz dalej, poza opierającą
się nagłośnię, przedzierał się przez przełyk, w kierunku żołądka. Maguire czuł
to, czuł się wypchany jak po przejedzeniu, tyle, że to, co trafiło w głąb jego
ciała, wiło się, kalecząc ścianki żołądka i rozpychając go płótnem. Wszystko
toczyło się tak szybko, że nawet nie zdążył się udusić. O tym, choć było to
okropne, mógł jedynie marzyć. Poczuł natomiast, jak ręka Ronnie'ego skręca
się w jego brzuchu, wciskając się głębiej, by lepiej uchwycić jego okrężnicę,
zacisnąć się na dwunastnicy. A kiedy już chwyciła to, co chciała, ten skurwiel
wyciągnął ją.
Wycofanie jej trwało kilka sekund, ale dla Maguire'a zdawało się nie
mieć końca. Ledwie zaczęło się to wybebeszanie, zgiął się w pół czując, jak
trzewia podchodzą mu do gardła. Ronnie wywracał go na lewą stronę. %7łycie
uchodziło z niego w powodzi śliny, krwi, kawy i kwasów.
Ronnie zaciągnął Maguire'a na szczyt schodów. Opróżniony tors
zapadał się. Wleczony za własne wnętrzności, król pornografii zatrzymał się
na najwyższym stopniu. Ronnie rozprostował palce i Maguire z głową
okręconą trzewiami stoczył się w dół, tam gdzie wciąż stała jego córka.
Sądząc z jej wyrazu twarzy, nie była nawet zaniepokojona, ale Ronnie
wiedział, że dzieci bywają zwodnicze.
Zrobiwszy swoje, zszedł chwiejnie ze schodów. Rozwinął rękę i
potrząsając głową, próbował choć trochę odzyskać ludzką postać. Wysiłek
się opłacił. Mijając stojące nieruchomo dziecko, był już w stanie zaoferować
mu coś w rodzaju ludzkiego dotyku. Nie zareagowała, więc odszedł, mając
nadzieję, że dziewczynka kiedyś o tym wszystkim zapomni.
Ledwie odszedł, Trący wspięła się na górę w poszukiwaniu matki.
Raquel nie odpowiedziała na żadne z jej pytań, podobnie mężczyzna leżący
na dywanie pod oknem. Było w nim jednak coś, co ją zafascynowało. Gruby,
czerwony wąż, wyglądający ze spodni. Rozbawiło ją to głupstewko.
Kiedy - jak zwykle za pózno - nadjechał Wall ze Scotland Yardu,
dziewczynka jeszcze się śmiała. Obejrzawszy dokładnie dom, inspektor nie
żałował, że spóznił się na to spotkanie.
Całun Ronnie'ego Glassa, skulony w konfesjonale u świętej Marii
Magdaleny, był niemal całkiem zniszczony. Niewiele zostało w nim czucia.
Jedynie nieodparte, coraz silniejsze pragnienie, by jak najprędzej opuścić
okaleczone ciało. Służyło mu dobrze, na to nie mógł narzekać, ale dłużej już
nie mógł ożywiać tego, co martwe.
Pragnął się wyspowiadać, tak bardzo pragnął się wyspowiadać.
Opowiedzieć Ojcu, opowiedzieć Synowi i Duchowi Zwiętemu, jakie grzechy
popełnił, o jakich marzył, za jakimi tęsknił. Istniała tylko jedna możliwość:
[ Pobierz całość w formacie PDF ]