[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Obawiał się, że Conan będzie chciał pilnować pozostawionych bagaży lub nie przejmie się
losem rannych. Cymmerianin zachował się jednak inaczej, okazując nie tylko rozsądek, lecz
również poczucie honoru. Raina nie sprowadziła do Królestwa Kresowego sroki złodziejki ani,
co gorsza, węża. Zbyt wielu ludzi przybywało do ojczyzny Deciusa z większym szumem niż
Cymmerianin i zostawiało za sobą ruiny.
- Jeżeli większość z nas zgodzi się maszerować, zdołamy zabrać wszystkich rannych -
powiedział generał. - Wyruszymy jutro. Zamiast się spieszyć, by dotrzeć przed nocą do
najbliższego zamku, rozbijemy obóz tutaj.
- Złożyłam przysięgę razem z moimi ludzmi, że będziemy chronili się nawzajem - rzekła
zdecydowanie Bossonka.
- A ja ślubowałem wspierać Rainę - dodał Conan.
Decius oddałby dobry miecz, by się dowiedzieć, co jeszcze przysięgło sobie tych dwoje. Nic w
ich zachowaniu nie świadczyło, że byli kochankami, lecz generał założyłby się o ten sam
miecz, że tak było. Napełniało go to niezadowoleniem, chociaż nie umiałby powiedzieć,
dlaczego.
Następnego ranka, gdy połączone oddziały wyruszyły w drogę, Conan i Raina razem zamykali
pochód.
- Król Eloikas dokonał niezłego wyboru, powierzając Deciusowi swoją chorągiew - powiedział
Cymmerianin.
- Tak sądzisz? Nie przeszkadzało ci, jak generał gapił się na mnie? - odparła wojowniczka.
- Mężczyzna może być równocześnie dobrym dowódcą i znawcą kobiecego piękna - odrzekł
Conan, powstrzymując się przed dotknięciem Rainy. - Czy inaczej spędziłbym z tobą ubiegłą
noc? - dodał cicho.
Raina zarumieniła się przez chwilę.
- Przyjmuję twoją uwagę - roześmiała się. - Tak czy inaczej, Eloikasowi musiało brakować
szczęścia lub trafności sądu, skoro pozwolił, by zaczęli go nękać łotry pokroju Syzambrego.
- Słyszałaś o hrabim, zanim ruszyłaś na północ?
Raina zarumieniła się ponownie. Tym razem dłużej trwało, nim odzyskała panowanie nad
sobą.
- Zależało mi... zależało mi, by ugruntować swoją pozycję. Wiedzieliśmy, że w Królestwie
Kresowym jest sporo potężnych baronów-rabusiów. Nie sądziliśmy jednak... że są grozniejsi
od tych, których się spotyka w niecywilizowanych krainach.
Conan ujrzał na twarzy Rainy ból i wstyd. Bossonka popełniła najwidoczniej błąd, którego nie
zamierzała powtórzyć. Poza tym wyraznie nie miała ochoty słuchać kolejnych rad, jak
powinna dowodzić swoim oddziałem.
- O ile się nie mylę, Syzambry nie boi się ani bogów, ani Eloikasa, ani kogokolwiek innego -
powiedział Cymmerianin. - Rzadko spotyka się takich ludzi i można spodziewać się po nich
najgorszego.
Na twarzy Rainy pojawiło się przerażenie. Conan wolał nie pytać, co mogło wywołać w
kobiecie taki strach.
Wiedział, że opuściła Bossonię z przyczyn, o których nie chciała rozmawiać. Cymmerianin
spotkał ją, gdy służyła jako przyboczna strażniczka czarodziejki Ilianny w czasie poszukiwań
klejnotów Kuraga. Co działo się z Bossonką przed podjęciem służby u Ilianny stanowiło
tajemnicę znaną tylko Rainie.
Musiał się z tym pogodzić. Raina była dlań kochanką, towarzyszką walki i godną
dowódczynią. Znał ją dość dobrze, by mieć pewność, że złe przeżycia nie nadwątliły jej
zdrowego rozsądku. Więcej Conan nie żądał od mężczyzn, kobiet ani bogów.
Zamierzał jednak zadać kilka pytań Eloikasowi lub komuś z najbliższego otoczenia króla.
Dopóki przysięga zmuszała Cymmerianina do wspierania Rainy, nie mógł ruszyć na południe.
Zobowiązał się do pozostania w Królestwie Kresowym i w razie potrzeby do walki z
Syzambrym.
Tego rodzaju wojny były zwykle bardzo wyniszczające. Nadarzały się w nich jednak liczne
okazje do zdobycia sowitych łupów.
Conan zdawał sobie sprawę, że może zajść wysoko na Południu, nawet jeżeli przybędzie tam
jako nędzarz. Jednak z pełnym trzosem wędrówka na szczyty byłaby o wiele szybsza.
Rozdział 5
Gdy księżna Chinna została przywieziona do wioski Pougoi, Aibas nie spał. Nie był w stanie
zasnąć od chwili, gdy ujrzał Braci Gwiezdnych przygotowujących się do obrzędu.
Aquilończykowi brakowało odwagi, by zapytać, czy czarownicy zamierzali złożyć w ofierze
samą księżnę. Powtarzał sobie, że gdyby nawet się im sprzeciwił, i tak niczego by to nie
zmieniło. Wielokrotnie wyjaśniał im, jaka jest wola Syzambrego. Jeżeli Bractwo Gwiezdne
zamierzało zlekceważyć arystokratę i jego, pozostałoby mu tylko złożenie hrabiemu wiernej
relacji. Następnie musiałby zapewne natychmiast uciec jak najdalej. Możnowładca traktował
przynoszących złe wieści równie nieprzychylnie, jak większość ambitnych ludzi.
Przybycie wojowników oznajmiły dzwięki gongów, bębnów i ohydnych drewnianych trąbek.
Ton używanej w Królestwie Kresowym zwykłej trąbki bojowej był odrażający dla ludzkich
uszu. Aibas nie miał pojęcia, dlaczego korzystali z nich także wojownicy plemienia Pougoi.
Zastanawiał się, czy kiedykolwiek dane mu będzie znów posłuchać gry argosańskiej flecistki
lub nemediańskiej lirniczki, czy usłyszy jeszcze zawodzenie piszczałek i łomot bębnów,
zwiastujących przemarsz aquilońskiej piechoty podczas pogodnego jesiennego dnia. Szczerze
w to wątpił.
Wątpił również, czy użalając się nad sobą cokolwiek osiągnie poza zamętem w głowie. I to
wówczas, gdy potrzebował jasnego umysłu. Zaczerpnąwszy głębokiego oddechu, Aibas otulił
się szczelniej peleryną i wyszedł na ulicę wioski.
Wzdłuż chat, ciągnących się w głąb doliny, widać było głowy wysuwające się przez drzwi.
Paru górali stanęło nawet na progach, utkwiwszy wzrok w ciemnościach. Mijając ich, Aibas
spostrzegł, że niektórzy krzywili się na jego widok z odrazą. Zastanawiał się, czy było to
wywołane niechęcią wobec niego, Bractwa Gwiezdnego, czy też lękiem przed wszelkimi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]