[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Wszystko w porządku - powiedziała w języku Eyllwe uśmiechając się przez
wzgląd na Nehemię. - Nie lubię zimy.
- Nigdy nie widziałam śniegu - rzekła Nehemia patrząc w niebo. - Zastanawiam
się, jak długo będzie trwać ta nowość.
- Mam nadzieję, że wystarczająco długo, aby nie przeszkadzały ci przeciągi w
korytarzach, mrozne poranki i dni bez słońca.
Nehemia się zaśmiała.
- Powinnaś przyjechać ze mną do Eyllwe. - i upewnić się, że zostaniesz na tyle
długo, żeby doświadczyć jednego z naszych upalnych lat. Wtedy docenisz swoje mrozne
poranki i dni bez słońca.
Celaena spędziła już jedno upalne lato na Czerwonej Pustyni, lecz powiedzenie o
tym Nehemii wiązało się z odpowiadaniem na trudne pytania. Zamiast tego powiedziała:
- Bardzo chciałabym zobaczyć Eyllwe.
Przez chwilę wzrok Nehemii spoczywał na czole Celaeny, zanim się uśmiechnęła.
- Więc niech tak będzie.
Oczy Celaeny rozbłysły, a ona odchyliła głowę, by zobaczyć wyłaniający się
przed nimi zamek.
- Zastanawiam się, czy Chaol przebrnął już przez ten bałagan po morderstwie.
- Moi strażnicy powiedzieli mi, że ten mężczyzna... został bardzo brutalnie zabity.
- Delikatnie mówiąc - mruknęła Celaena, obserwując, jak przesuwające się
promienie zachodzącego słońca sprawiają, że zamek mieni się na złoto, czerwono i niebiesko.
Pomimo ostentacyjnego charakteru szklanego zamku, musiała przyznać, że czasami wyglądał
pięknie. - Widziałaś ciało? Moi strażnicy nie mogli podejść na tyle blisko.
Skinęła powoli głową.
- Jestem pewna, że nie chcesz znać szczegółów.
- Wtajemnicz mnie - rzuciła Nehemia z uśmiechem.
Celaena uniosła brew.
- Cóż... wszystko było obsmarowane krwią. Zciany, podłoga.
- Obsmarowane? - zapytała Nehemia, a jej głos zmienił się w szept. - A nie
zbryzgane?
- Tak myślę. Jakby ktoś ją tam roztarł. Było tam namalowane kilka Znaków
Wyrd, lecz większość została wytarta. - Pokręciła głową, kiedy przypomniała sobie ten
widok. - A ciało mężczyzny było pozbawione organów - jakby ktoś go rozciął od szyi do
pępka i... przepraszam, wyglądasz, jakbyś miała zamiar zwymiotować. nie powinnam ci nic
mówić.
- Nie, kontynuuj. Czego jeszcze brakuje?
Celaena odczekała chwilę, zanim powiedziała:
- Jego mózgu. Ktoś zrobił dziurę w czubku jego głowy, a jego mózgu juz nie było.
I z twarzy zdarto mu skórę.
Nehemia skinęła głową wpatrując się w jałowy krzak przed nimi. Księżniczka
przygryzła dolną wargę, a Celaena zauważyła, że jej palce podkurczają się i rozkurczają przy
jej bokach. Zimny wiatr wiał wokół nich, co sprawiało, że warkocze Nehemii kołysały się
lekko. Złoto wplecione w jej włosy cicho postukiwało.
- Przepraszam - powiedziała Celaena. - Nie powinnam... - Usłyszała za sobą kroki
i zanim zdążyła się odwrócić, ktoś odezwał się męskim głosem:
- Co my tu mamy.
Zesztywniała, kiedy Kain stanął w pobliżu, na wpół ukryty w cieniu wieży
zegarowej majaczącej za nimi.
Verin - kędzierzawy, pyskaty złodziej, stał tuż obok niego.
- Czego chcesz? - zapytała.
Twarz Kaina wykrzywiła się w grymasie. W jakiś sposób stał się wyższy - albo jej
się to wydawało.
- Udawanie damy wcale cię nią nie czyni& - powiedział. Celaena rzuciła
wzrokiem na Nehemię, lecz ta wpatrywała się w Kaina - miała zwężone oczy, lecz jej usta
były dziwnie rozluznione. Kain nie skończył, a jego uwagę przykuła Nehemia. Wyszczerzył
się, odsłaniając swoje lśniące białe zęby. - A noszenie korony nie sprawi, że będziesz
prawdziwą księżniczką - już nie.
Celaena zrobiła krok w jego stronę.
- Zamknij paszczę, albo wepchnę ci zęby do gardła i sama ją za ciebie zamknę.
Kain parsknął śmiechem, na co Verin też się roześmiał. Złodziej ich okrążał, a
Celaena wyprostowała się, zastanawiając, czy rzeczywiście będą tu walczyć.
- Królewski piesek salonowy strasznie szczeka - powiedział Kain. - Ale czy ma
pazury?
Poczuła, jak dłoń Nehemii zaciska się na jej ramieniu, ale zignorowała to i
zrobiła kolejny krok w stronę złodzieja. Była na tyle blisko, że obłoki pary z jego ust dotykały
jej twarzy. W zamku strażnicy nadal wałęsali się, rozmawiając ze sobą.
- Dowiesz się, kiedy moje pazury zatopią się w twoim gardle - odparowała.
- Dlaczego nie teraz? - szepnął Kain. - No dawaj. Uderz mnie. Uderz mnie z całą
tą wściekłością, którą czujesz za każdym razem, kiedy zmuszasz się do nietrafienia w środek
tarczy lub kiedy zwalniasz, więc nie wspinasz się po ścianach tak szybko, jak ja - pochylił się
i powiedział szeptem tak, że tylko ona mogła to usłyszeć. - Zobaczmy, co ten rok w Endovier
tak naprawdę cię nauczył.
Serce Celaeny przyspieszyło. Wiedział. Wiedział kim była i co robiła. Nie
odważyła się spojrzeć na Nehemię i miała tylko nadzieję, że nie rozumiała wspólnego języka
na tyle, żeby wiedziała, o czym mówi. Za nimi Verin wciąż się im przyglądał.
- Myślisz, że jesteś jedyną osobą, której sponsor jest gotów zrobić wszystko, aby
wygrać? Myślisz, że twój książę i kapitan są jedynymi, którzy wiedzą, kim jesteś?
Celaena zacisnęła dłoń w pięść. Dwa ciosy i leżałby na ziemi, walcząc o oddech.
Kolejny i Verin już by leżał obok niego.
- Lillian - powiedziała Nehemia we wspólnym języku, biorąc ją za rękę. - Mamy
sprawy do załatwienia. Chodzmy.
- Racja - powiedział Kain. - Idz za nią, jeśli taki z ciebie salonowy piesek.
Dłoń Celaeny zadrżała. Jeśli go uderzy... jeśli go uderzy, jeśli dopuści tu do bójki
i strażnicy będą musieli ich rozdzielić, Chaol nie pozwoli jej ponownie zobaczyć Nehemii, nie
mówiąc już o opuszczaniu po lekcjach swojego pokoju lub o póznych ćwiczeniach z Noxem.
W takim razie Celaena uśmiechnęła się, wzruszyła ramionami i powiedziała jasno:
- Wsadz sobie tego pieska w dupę, Kain.
Kain i Verin roześmiali się, a gdy ona i Nehemia odeszły, księżniczka trzymała ją
mocno za rękę. Nie ze strachu czy gniewu, ale po to, żeby jej pokazać, że ją rozumie... że ona
tam była. Celaena ścisnęła jej dłoń. Minęło wiele czasu od kiedy ktoś o nią dbał, a Celaena
miała wrażenie, że mogłaby się do tego przyzwyczaić.
"
Chaol stał z Dorianem w cieniu na półpiętrze, patrząc na zabójczynię, która
uderzyła manekina położonego na środku podłogi. Wysłała mu wiadomość, że zamierza
trenować przez parę godzin po obiedzie, a on zaprosił Doriana, by przyszedł razem z nim.
Może Dorian zauważy, dlaczego byłą dla niego tak dużym zagrożeniem. Dla wszystkich.
Celaena chrząknęła, uderzając raz za razem, lewo-prawo-lewo-lewo-prawo. Bez
końca, jakby wewnątrz niej coś płonęło i nie mogło się wydostać.
- Wygląda na silniejszą niż wcześniej - powiedział cicho książę. - Wykonałeś
dobrą robotę, doprowadzając ją z powrotem do formy
Celaena biła i kopała manekina omijając niewidoczne ciosy. Strażnicy przy
drzwiach tylko patrzyli - ich twarze były bez wyrazu. - Myślisz, że ma szanse pokonać Kaina?
Celaena obróciła nogę w powietrzu i uderzyła nią w głowę manekina. Ten
zakołysał się. Cios znokautowałby człowieka.
- Myślę, że jeśli nie zostanie wyprowadzona z równowagi i zachowa zimną krew,
mogłaby wygrać. Ale ona jest... dzika. Musi się nauczyć panować nad emocjami - zwłaszcza
nad tą niewiarygodną wściekłością.
Co było prawdą. Chaol nie wiedział, czy to z powodu Endovier, czy po prostu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]