[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dzień. Spróbuję.
- To wspaniale! - Freddie pogratulowała sobie w duchu
zdolności aktorskich. - Mam nadzieję, że wrócisz do domu na
przyjęcie - dorzuciła lekko.
- Na pewno zdążę na czas.
Rozległo się pukanie do drzwi. Tym razem naprawdę weszła
Dasha i Freddie musiała skończyć rozmowę.
- Przepraszam cię, ale mam klienta - powiedziała.
- W porządku. - Słychać było rozżalenie w jego głosie. -
Porozmawiamy pózniej - powiedział i odłożył słuchawkę.
Freddie zrobiła to samo. Na kilka chwil, by uspokoić się
i skupić myśli na sprawach zawodowych, podparła głowę ręka
mi. Potem wyprostowała się jak struna. W porządku. Niech
blondynka się nim nacieszy. Ale nadchodzące przyjęcie będzie
swoistym pożegnaniem z dotychczasowym stylem życia. Potem
trzeba będzie cały wolny czas poświęcić dziecku...
Freddie była przekonana, że jedną z tych nieznanych kobiet,
które Hunter chciał zaprosić na przyjęcie, była tajemnicza blon
dynka. Niech więc ta wydra przyjdzie i zobaczy, jak przyjaciele
i rodzina świętują dziesięciolecie małżeńskiego pożycia Freddie
i Huntera. Niech zobaczy, ile osób nie wybaczyłoby Hunterowi
tego, że porzucił żonę!
A w centrum zainteresowania znajdzie siÄ™ Freddie - zdradza
na żona, oszałamiająco atrakcyjna kobieta, przez wszystkich
kochana i podziwiana!
Hunter na pewno dozna olśnienia. Blondynka przestanie się
liczyć. Zaś małżeńska para będzie świętować odrodzoną miłość.
Tej właśnie nocy poczną swoje pierwsze dziecko.
Hunter wrócił do Houston tuż przed przyjęciem. Przez całą
drogę zastanawiał się, jak obłaskawić Freddie. Ale kiedy jechał
samochodem z lotniska, nadal nie wiedział, jakiego użyć argu
mentu.
Freddie będzie wściekła i, co niechętnie przyznawał, nic
dziwnego. Przyjęcie rocznicowe było dla niej bardzo ważne,
a on miał zamiar zjawić się niemal w ostatniej chwili. Co pra
wda, czuł się częściowo usprawiedliwiony, ale nie do końca. Po
drodze zatrzymał się w galerii sąsiadującej z chińskim bistro,
do którego kiedyś lubili z Freddie zaglądać.
W galerii sprzedawano udziwnione dzieła sztuki, a jedno
z nich od miesięcy było obiektem pożądania Freddie.
Hunter uważał, że obraz jest okropny, niemniej jednak spo
czywał teraz na tylnym siedzeniu jego samochodu i miał za
zadanie złagodzić gniew Freddie.
Gdy skręcił w uliczkę wiodącą do domu, okazało się, że
podjazd blokujÄ… furgonetki firmy kateringowej i kwiaciarni. Nie
było miejsca, by wcisnąć szpilkę. Nawet drzwi do garażu były
zastawione. Hunter musiał zaparkować przed domem sąsiada.
Torbę z ubraniami zostawił w bagażniku, ponieważ najpierw
chciał wręczyć prezent Freddie. Jak na kompozycję plastyczną
wykonaną z plastiku i jakichś metalowych opiłków pokrytych
farbą, obraz był nieludzko ciężki.
I potwornie drogi.
Do licha, powinien kupić coś z biżuterii.
Frontowymi drzwiami przez cały czas wchodzili i wychodzi
li jacyś ludzie, toteż skierował się do kuchennego wejścia.
W kuchni kłębiło się mnóstwo ludzi ubranych na czarno
i biało. Ale dopiero gdy zobaczył mężczyznę w kucharskim kit
lu, który wszystkim dyrygował, zorientował się, jak kosztowna
będzie ta impreza.
Przypomniał sobie, że sam podpowiedział Freddie, by wy
najęła firmę kateringową.
Z prezentem pod pachą wycofał się z kuchni i podążył ku
głównemu wejściu.
- Dostawa? - spytała kobieta trzymająca w ręce jakąś listę.
- Owszem - odpowiedział bez mrugnięcia powieką. - Mąż
z prezentem dla żony.
- Pan Loren? - Kobieta spojrzała na niego z uśmiechem.
- Cole - powiedział z naciskiem. - Cole.
- Przepraszam. - Odsunęła się na bok, a Hunter, nie oglą
dając się na boki, pomaszerował na górę.
Przyjęcie zaczynało się za dwie godziny. Zapewne Freddie,
ogarnięta gorączką przygotowań, nie chce, by jej przeszkadza
no. Kobieta, która powitała go w drzwiach, wyglądała na bardzo
kompetentną. Na pewno już poinformowała Freddie, że przyje
chał mąż.
Hunter chciał schować prezent, by Freddie nie odkryła zbyt
wcześnie, jaką jej sprawił niespodziankę. Gdy jednak otworzył
drzwi do sypialni, stanął jak wryty. W tle brzmiała dziwaczna,
w założeniu uspokajająca muzyka, ale wysokie dzwięki jakie
goś szarpanego instrumentu brzmiały według Huntera szalenie
irytująco. Na nocnym stoliku paliła się świeca, Freddie zaś leżała
na łóżku z twarzą pokrytą ciemnozieloną mazią i... Czyżby
miała plasterki ogórka na powiekach? Hunter podszedł bliżej.
Tak, to był ogórek!
Włosy miała owinięte ręcznikiem, palce u stóp rozstawione
szeroko i poprzedzielane wacikami, na dłoniach zaś - mitenki.
- Kto tam? - przemówiła głosem brzuchomówcy.
- To ja, kochanie. - Hunter bezszelestnie podszedł do swojej
szafy i ukrył w niej obraz.
- Hunter? Wróciłeś!
W jej głosie nie dosłyszał gniewu, ale właściwie trudno
byłoby to stwierdzić z całą pewnością.
- Sprawdz godzinę - poprosiła.
Wziął do ręki budzik stojący na szafce.
- Sądzę, że jeszcze pięć minut. Czy potem będziesz mogła
porozmawiać?
- Uhmm...
- W takim razie idę do samochodu po bagaże.
Dlaczego nie zrobiła mi dzikiej awantury? - zastanawiał się,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]