[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wszystko tu jest doskonałe.
- Czy widziałaś rano mojego tatę?
Prawdę mówiąc, od przyjazdu do Austrii przed trzema
dniami prawie w ogóle go nie widywała. Jeśli nie konferował
z administratorem domu, omawiając z nim niezbędne naprawy
i konserwacje, to gdzieś znikał. Najwyrazniej zasmakował
nagle w pieszych wycieczkach. W gruncie rzeczy cieszyła ją
jego nieobecność. Oznaczała ona bowiem, że w końcu
zostawił Jodie trochę swobody oraz zaufał jej opiekunce.
- Pewnie znów ma spotkanie z panem Roscher -
mruknęła. - A może poszedł na spacer?
- Chyba nie, bo powiedziałam mu wczoraj wieczorem, że
Rhona ma zjeść lunch z tą parą Anglików, którzy mieszkają w
sąsiednim domku, więc obiecał zawiezć nas do Kitzbuhel.
- Może zapomniał.
- On nigdy nie zapomina, Kate. No cóż, w takim razie ty
będziesz musiała nas tam zawiezć.
- Ja?
Jodle kiwnęła głową.
- Szkoda, że go nie ma, bo dotrzymałby ci towarzystwa
podczas mojej lekcji tenisa.
Kichani na jego towarzystwo, pomyślała Kate. Potrzebny
mi jest jakiś kierowca. Choć domek Ethana leżał zaledwie w
odległości kilkunastu kilometrów od miasta, jechało się do
niego najbardziej krętą drogą, jaką kiedykolwiek widziała.
- Wiem, że tata bywa niekiedy trochę przykry - zaczęła.
Jodie, najwyrazniej opacznie interpretując jej milczenie - ale
on nie jest złym staruszkiem, a ty go chyba lubisz, prawda?
Trzeba przyznać, że nawet bardzo go lubię, pomyślała
Kate. Czasami doprowadza mnie do szału swoim
przekonaniem, że zawsze na rację, ale któż jest bez wad?
- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie - nalegała Jodie z
niepokojem w oczach. - Czy lubisz mojego tatę?
- Polubiłabym każdego człowieka, który przywiózłby
mnie w tak piękne miejsce jak to - odrzekła wymijająco.
- Nie wiesz, czy Rhona chce, żebyśmy w mieście coś
kupiły?
- spytała, chcąc zmienić temat.
- Tylko tabletki na niestrawność.
Kate zmarszczyła czoło. Pamiętała, że Rhona kupiła te
leki zaraz po przyjezdzie. Wydało jej się dziwne, że już
potrzebuje następnej porcji. Mimo danego Rhonie słowa,
postanowiła porozmawiać o jej zdrowiu z Ethanem.
- Gotowe na wyjazd do Kitzbuhel?
- Tato! - zawołała radośnie Jodie. - Myślałam, że o mnie
zapomniałeś.
- Jakże bym mógł, skoro wczoraj nieustannie mi o tym
przypominałaś. Czy możemy ruszać, Kate?
Kiedy się do niej odwrócił, zaniepokoił ją jego wygląd.
Gdy Jodie pobiegła po torbę ze sprzętem do tenisa, nawet nie
próbował nawiązać z nią rozmowy. Stał, bębniąc palcami w
balustradę, jakby niepokoiła go ich eskapada do miasta. Kate
doszła do wniosku, że zapewne niezbyt zachwyca go
perspektywa spędzenia całego popołudnia w towarzystwie
pielęgniarki córki.
- Cieszę się, że jedziesz z nami - oznajmiła, chcąc wyrazić
mu swą wdzięczność.
- Naprawdę? - powiedział ze zdziwieniem.
- Owszem, nawet bardzo. Na samą myśl o tym, że
miałabym prowadzić po tej drodze...
- Drodze?
- Jeśli chcesz, możesz nazwać mnie tchórzem -
powiedziała ze śmiechem - ale te wszystkie zakręty i
serpentyny po prostu mnie przerażają.
- Ach, tak.
Dostrzegła w oczach Ethana wyraz rozczarowania, ale nie
mogła zrozumieć jego przyczyny.
- Ethan...
- Jestem gotowa, tato! - zawołała Jodie, wpadając na
werandę.
- A zatem w drogę - rzekł Ethan, ruszając w kierunku
samochodu.
Kiedy dotarli do Kitzbuhel, okazało się, że lekcja Jodie
została przesunięta na godzinę jedenastą.
- Więc przed nami wolna godzina - powiedział Ethan,
najwyrazniej bardzo z tego zadowolony. - Czy macie pomysł,
jak ten czas wypełnić? Co ty byś chciała robić, Kate?
- Może zwiedzilibyśmy Pfaffkirche, tutejszy kościół
parafialny - zaproponowała. - W przewodniku piszą, że
malowidła na sufitach są niezwykłe. Albo kościół
Liebfrauenkirche, który podobno był miejscem pielgrzymek.
- A co powiecie na muzeum? - spytał Ethan. - Jeśli dobrze
pamiętam, mają tam wspaniałą makietę kopalni srebra.
- Cudownie! - jęknęła Jodie. - Kościół albo muzeum! Po
prostu nie mogę się już doczekać.
Kate wybuchnęła śmiechem.
- W takim razie po prostu chodzmy się czegoś napić
- zaproponowała.
- To dobry pomysł - przyznała Jodie z nieskrywaną ulgą.
- Dajcie mi tylko minutę, żebym mogła kupić kartkę dla
cioci Di - poprosiła i pobiegła do pobliskiego kiosku.
- Moja córka nie jest przesadnie delikatna w wyrażaniu
swych upodobań - mruknął Ethan, posępnie potrząsając
głową.
- Stale ci przypominam, że jest jeszcze nastolatką.
Wystarczy zdobyć się na odrobinę wyrozumiałości.
Ethan roześmiał się, a potem zmarszczył czoło.
- Z kim ona rozmawia? - spytał.
- To koledzy z klubu tenisowego, z którymi się
zaprzyjazniła.
Ethan zamierzał coś powiedzieć, ale przeszkodziła mu w
tym Jodie, która podbiegła do nich w podskokach.
- Tatusiu, oni wybierają się nad rzekę. Czy mogę pójść z
nimi? - spytała, zaróżowiona z podniecenia.
- A co z tenisem?
- Franz też ma lekcję o jedenastej, więc dopilnuje, żebym
wróciła na czas. Czy mogę z nimi pójść? Tato, proszę!
- Dobrze, ale gdybyś coś jadła, nie zapomnij wziąć
kapsułek z enzymami, a jeśli się spocisz...
- Wez tabletki soli - dokończyła. - Wiem, tato.
- I nie idz za daleko, bo...
- Tato!
- No już dobrze. Wyjeżdżamy stąd o wpół do pierwszej,
więc masz być przy samochodzie punktualnie dwadzieścia
pięć po dwunastej. I nie martw się o nas. Wypełnimy sobie
czas, szukając dla ciebie prezentu urodzinowego.
Kiedy poszedł wyjąć z bagażnika torbę ze sprzętem
tenisowym, Jodie chwyciła Kate za rękę.
- Ani na sekundę nie spuszczaj go z oczu i nie pozwól mu
kupić mi niczego do ubrania - błagała. - Namów go na zegarek
albo naszyjnik.
- Sądzę, że przydałyby ci się nowe stroje - zaoponowała
Kate. - Stale chodzisz w dresie albo w dżinsach i koszulce.
- Gdybyś zobaczyła to, co mam w szafie, zrozumiałabyś
dlaczego! - wykrzyknęła Jodie. - On kupuje mi rzeczy,
których nie włożyłoby nawet pięcioletnie dziecko!
- Och, Jodie, nie przesadzaj.
- Ale to prawda. Jeśli go nie powstrzymasz, kupi mi jakąś
okropną aksamitną sukienkę z ogromnym białym kołnierzem
albo paskudną suknię z różowego szyfonu ozdobioną kokardą.
Namów go na biżuterię. Nie daruję ci, jeśli tego dla mnie nie
zrobisz! - dokończyła, widząc zmierzającego w ich kierunku
ojca.
- Czy masz dość pieniędzy, kochanie? - spytał.
- Pełno - odparła i pospiesznie odeszła, najwyrazniej
pragnąc jak najszybciej znalezć się w gronie przyjaciół.
- Baw się dobrze! - krzyknął. - Wiem - mruknął, widząc,
że Kate uważnie mu się przygląda. - Za bardzo się przejmuję.
- To dobre dzieciaki, Ethan - rzekła Kate łagodnie. -
Wiedzą o chorobie Jodie, przyjęli ten fakt do wiadomości, a
[ Pobierz całość w formacie PDF ]