[ Pobierz całość w formacie PDF ]

chwili chciał rzucić w nich kamieniem, ale po namyśle znalazł
lepszy sposób, żeby się zemścić. Tej jesieni obaj mężczyzni
stracili cały swój zbiór tytoniu. Jeden z nich zbankrutował.
Gerard uśmiechnął się na to wspomnienie. Szedł dalej
wzdłuż rzeki. Nagle dostrzegł coś po drugiej stronie. Jakaś duża,
masywna kobieta jechała konno. Zatrzymał się i chwilę się jej
przyglądał. Ostatnio coraz rzadziej ktoś się tam pojawiał. Gerard
nigdy szczególnie się nic interesował historią związku Nicole z
Armstrongiem. Wiedział tylko, że kiedyś była jego żoną i na
przyjęciu u Backesów oboje bezwstydnie się obłapiali. Ile razy
wyobrażał sobie, że Nicole zachowuje się tak w stosunku do
niego. Kiedy wkrótce po jego przyjezdzie Nicole postarała się o
unieważnienie małżeństwa, Gerard poczuł się mile połechtany.
Sądził, że zrobiła to ze względu na niego, żeby móc go poślubić.
Poczekam chwilę  myślał wtedy z podnieceniem  a potem
dam jej znać, że chętnie ją wezmę do łóżka.
Teraz na samo wspomnienie zgrzytał zębami. Bawiła się z
nim, kusiła go lub zachowywała się tak, jakby ją obraził.
Dalej przyglądał się kobiecie. Uniosła szpicrutę i mocno
smagnęła konia w zad. Koń skoczył, po czym opuścił głowę i
gwałtownie wyrzucił jezdzca z siodła Kobieta upadła na plecy,
wokół niej wzbił się tuman liści i kurzu.
Gerard przez moment się zawahał, potem biegiem ruszył w
stronę śluzy. Nie miał pojęcia, co zrobi, ale wiedział, że musi się
dostać do tej kobiety.
 Nic się pani nie stało?  spytał, kiedy się do niej zbliżył.
Bianka nieruchomo siedziała na ziemi. Wszystko ją bolało.
Nie dość, że koń ja zrzucił, to jeszcze wcześniej to przeklęte
zwierzę wytrzęsło ją jak worek kartofli. Otarła usta z kurzu i
300
ponuro spoglądała na brudną rękę. Na widok Gerarda aż
podskoczyła z wrażenia. Tak dawno już nie spotkała
prawdziwego dżentelmena, a poza tym natychmiast rozpoznała
francuską modę. Mężczyzna miał na sobie zielony surdut z
aksamitnymi wyłogami i mankietami. Do tego białą, jedwabną
koszulę i fular zawiązany tak, by zasłaniać brodę. Szczupłe nogi
obleczone w brązowe spodnie zapięte pod kolanami na sześć
perłowych guzików. Efektu dopełniały jedwabne pończochy w
żółte i zielone pasy.
Bianka głośno westchnęła. Jak dobrze wreszcie zobaczyć
mężczyznę ubranego w jedwab, a nie skórę! I do tego smukłego,
eleganckiego a nie jakiegoś byczka!
 Potrzebuje pani pomocy?  spytał jeszcze raz, kiedy
milczała.
Znał to spojrzenie. Amerykanki nie raz tak na niego
patrzyły: kobiety są spragnione kultury i dobrego smaku.
Popatrzył na nieznajomą i wyciągnął do niej rękę. Była
gruba, bardzo gruba. Głęboko wycięta, czerwona suknia
odsłaniała potężny, obwisły biust. Tłuste ramiona wylewały się
z rękawów sukni. Twarz kobiety nosiła ślady urody, ale teraz
była nalana, tłusta. Choć ani suknia, ani materiał nie były zbyt
modne, Gerard od razu zauważył, że na pewno dużo kosztowały.
 Proszę, niech się pani na mnie wesprze. Jeśli zostanie
pani dłużej na słońcu, może pani sobie zniszczyć tę śliczną,
delikatną cerę.
Bianka spłonęła rumieńcem i chwyciła wyciągniętą dłoń.
Gerard zaparł się ze wszystkich sił i pomógł jej się podnieść.
Kiedy wstała, okazało się, że jest większa niż przypuszczał:
przewyższała go wzrostem, o jakieś dwa cale i wagą  o dobre
sześćdziesiąt funtów. Nie wypuścił jej ręki, delikatnie pociągnął
Biankę za sobą w cień drzew. Jednym ruchem zdjął surdut i
rozłożył go na trawie.
 Proszę  powiedział z ukłonem.  Musi pani odpocząć
po takim upadku. Taka delikatna młoda dama jak pani powinna
na siebie uważać.
301
Bianka niezręcznie usiadła na surducie, potem spojrzała za
odchodzącym w stronę rzeki Gerardem.
 Nie zostawi mnie pan, prawda?
Obejrzał się przez ramię, jego powłóczyste spojrzenie
wyraznie mówiło, że na pewno jej nie zostawi. Jakże by mógł
porzucić taki skarb?
Gerard zatrzymał się przy brzegu i wyciągnął chusteczkę.
Właściwie należała do Adele, ostatnia, która jej pozostała: z
czystego jedwabiu, obszyta brukselską koronką, z monogramem
AC. Gerard starannie wypruł A i zostawił C  przecież i on jest
teraz jednym z rodu Courtalainów.
Zmoczył chusteczkę i wrócił do Bianki. Przyklęknął obok
kobiety.
 Pobrudziła sobie pani policzek. Pozwoli pani  dodał,
kiedy się nie ruszyła.
Ujął ją pod brodę i ostrożnie zaczął wycierać brud. Bianka
zdziwiła się, że nie czuje odrazy. W końcu to mężczyzna.
 Po... pobrudzi pan sobie chusteczkę  wyjąkała.
Uśmiechnął się do niej wyrozumiale.
 Czymże jest jedwab wobec tak delikatnej, pięknej cery?
 Pięknej?
Szeroko otworzyła błękitne oczy, które ginęły w masie
tłuszczu. Dołeczek w policzku także zniknął,
 Już bardzo dawno nikt nie nazwał mnie piękną.
 To dziwne  stwierdził Gerard.  Myślałem, że pani
mąż, bo dama tak wielkiej urody z pewnością musi być mężatką,
powtarza to pani codziennie.
 Mój mąż mnie nienawidzi  odparła Bianka.
Gerard przez chwilę to przetrawiał. Czuł, że kobieta
potrzebuje przyjaciela, kogoś, przed kim mogłaby się wygadać.
Wzruszył ramionami. I tak nie miał dziś nic do roboty, a takie
opuszczone kobiety czasem mówią bardzo interesujące rzeczy.
 A kto jest pani mężem?
 Clayton Armstrong. Uniósł brew.
 Właściciel tego majątku?
302
 Tak  westchnęła Bianka.  A przynajmniej tego, co z
niego pozostało. Clayton nie chce pracować, bo mnie
nienawidzi. Twierdzi, że najchętniej by się zabił, ale nie zrobi
tego, żebym nie mogła sobie kupić kilku drobiazgów.
 Drobiazgów?  spytał zachęcająco.
 Przecież jestem bardzo oszczędna. Nie wyrzucam
pieniędzy. Kupuję tylko to, co niezbędne kobiecie o mojej
pozycji: kilka prostych kreacji, powóz, trochę mebli do domu.
 To okropne, że pani mąż jest taki samolubny.'
 To wszystko przez nią  stwierdziła Bianka, patrząc w
stronę młyna.  Gdyby nie ona, wszystko byłoby dobrze. Ale
ona dotąd się narzucała mojemu mężowi...
 Sądziłem, że Nicole była przez jakiś czas jego żoną. 
Gerard nawet nie próbował udawać, że nie wie, o kim mowa.
 Bo i tak było, ale ja to załatwiłam. Myślała, że mi
odbierze moją własność, coś na co ciężko zapracowałam, ale się
myliła.
Gerard rozejrzał się po okolicy.
 Jak duża jest właściwie plantacja Armstronga?
 Ogromna  odparła z błyskiem w oku.  Jest bogaty, a
raczej mógłby być, gdyby choć trochę wziął się do pracy. Ma
też bardzo ładny dom, choć nieco za mały.
 I Nicole wszystko to oddała?  powiedział właściwie do
siebie.
Bianka aż poczerwieniała ze złości.
 Nie oddała. Prowadziłyśmy grę i ja zwyciężyłam To
wszystko.
 Niech mi pani opowie o tej grze. Bardzo chętnie tego
wysłucham  poprosił zaciekawiony.
Siedział i z uwagą wysłuchał historii Bianki. Był zdumiony
jej sprytem. Wreszcie znalazł pokrewną dusze Zmiał się, kiedy
opowiadała, jak przekupiła Abego, żeby porwał Nicole. Z
podziwem i lękiem słuchał, jak weszła Clayowi do łóżka.
303
Od przyjazdu do Ameryki Bianka nie spotkała nikogo, kto [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • stargazer.xlx.pl