[ Pobierz całość w formacie PDF ]
miała być na czczo. Zresztą wcale nie była głodna. Dała jeść
Cynamonowi i włączyła komputer, mając nadzieję na jakiś mail od
Diego. Chociaż kilka słów, które dodałyby jej sił. I spłukało niesmak,
jaki czuła w związku ze snem.
W skrzynce czekały cztery wiadomości. Trzy reklamy i mail od
Aukasza: Nika, Moja Maleńka... . Zcisnęło ją w gardle, kiedy
przeczytała ten nagłówek. To był ich kod. Wyjątkowe słowa na
wyjątkowe sytuacje. Po raz pierwszy usłyszała je, gdy uczyli się kiedyś
razem do egzaminu. Uczyli się to za wiele powiedziane. Właściwie to
Aukasz się uczył, czytał głośno notatki... Z czego był ten egzamin? Nie
mogła sobie przypomnieć. Za to pamiętała dokładnie, jak bardzo Aukasz
angażował się, żeby coś wreszcie weszło jej do głowy. Powtarzał po
kilka razy najważniejsze rzeczy, przepytywał ją, gdy widział, że
myślami błądzi gdzie indziej, a błądziła ciągle, bo ten egzamin był jej
zupełnie obojętny. Co innego, gdyby egzaminował ją Piotr... To do
niego uciekały myśli Weroniki, to dla niego chodziła na wykłady
fakultatywne, które nie interesowały jej zupełnie; chodziła, żeby go
posłuchać (wszystko jedno, o czym mówił) i na niego popatrzeć.
Czasami robiła nawet jakieś notatki w przerwie między szkicowaniem
jego portretów. Albo karykatur (gdy znowu zobaczyła go z jakąś cycatą
blondynką). Bo doktor Piotr Dąbrowski z niewiadomych powodów
gustował w tandetnych blond laleczkach sprawiających wrażenie, że
rzadko używają mózgu do czegoś innego niż dobór stroju i makijażu,
natomiast na inteligentne studentki o miedzianych, kręconych włosach,
niesfornie wymykających się z koka, zupełnie nie zwracał uwagi. Może
gdyby Weronika zrozumiała to wcześniej... ale ona wytrwale przez
półtora roku usiłowała wzbudzić zainteresowanie Piotra Dąbrowskiego.
Na egzaminy do niego przychodziła obkuta na maksa, nafaszerowana
lekturą dodatkową, której nikt od niej nie wymagał, z własnymi
przemyśleniami, którymi zaskakiwała egzaminatora.
Jestem panią zauroczony wykrzyknął po pierwszym
egzaminie, stawiając jej piątkę z trzema wykrzyknikami, a Weronice
zrobiło się gorąco i nie mogła uwierzyć w to, co słyszy i że ten zachwyt
w jego oczach to dla niej, i gotowa była przeczytać całą bibliotekę
uniwersytecką, żeby tylko tak patrzył na nią i patrzył... i była pewna, że
skoro raz ją dostrzegł, to nie będzie już mógł patrzeć na nią jak na
element wyposażenia sali wykładowej. Zauroczony to brzmiało dla
niej obiecująco, jak preludium...
Ale najwidoczniej w jego słowniku zauroczony znaczyło coś
zupełnie innego niż w słowniku Weroniki, bo już następnego dnia
ujrzała go z kolejną blondynką w typie Pameli Anderson, w którą
wpatrywał się jak cielę. Namalowała wtedy świetną karykaturę. Chyba
najlepszą. I przepłakała pół nocy. A potem zacisnęła zęby i po
wakacjach zapisała się znowu na jego zajęcia. I znowu przez pół roku
mogła swobodnie śledzić go wzrokiem, szkicować i wyobrażać sobie, co
by było gdyby... Mogła po zajęciach zadawać pytania, dyskutować i
bezkarnie chłonąć jego bliskość. I o dziwo nie głupiała od tej bliskości, a
wręcz przeciwnie, wznosiła się na intelektualne wyżyny, może dlatego,
że był to jedyny sposób, w jaki mogła przyciągnąć jego uwagę. A potem
on odchodził do swoich książek i biuściastych laleczek, a ona próbowała
rozpaczliwie zatrzymać choć na chwilę zapach jego wody i tembr głosu.
Wtedy, gdy Aukasz czytał te notatki, Weronika myślała o tym, że
nie zobaczy Piotra przez cały miesiąc. Nawet podczas wieczornego
spaceru z psem. Bo gdy Weronikę dopadała nagła tęsknota, zajmowała
miejsce w kawiarni przy parku o dwudziestej i czekała do dwudziestej
pierwszej, czasami do dwudziestej drugiej... rzadko kiedy Piotr
wychodził z psem pózniej. Ale teraz wiedziała, że Piotr wyjeżdża. Do
Włoch. Na miesiąc.
Weroniko, gdzie jesteś? spytał Aukasz, ale właściwie nawet
nie musiała mu odpowiadać. Widział przecież, co się z nią dzieje.
Odłożył notatki. Nika, moja maleńka powiedział, patrząc jej
prosto w oczy to nie ma sensu. Najmniejszego. Kręcisz się w kółko.
Zabolało.
W pierwszej chwili chciała odpowiedzieć, że to nie jego sprawa.
Niech się nie wtrąca. Ale zamiast tego powiedziała:
Czytaj dalej.
Nie wrócili już do tego tematu, ale słowa Aukasza nie dawały
Weronice spokoju. Czuła, że on ma rację. To nie miało sensu.
Najmniejszego. I powinna dostrzec to już dużo, dużo wcześniej. A
tymczasem przez półtora roku wzdychała do swojego wykładowcy jak
jakaś głupia pensjonarka.
Dlaczego akurat ten facet przyciągał ją jak magnes? Czego w nim
szukała? Dlaczego była aż tak zaślepiona? Na te pytania do dziś nie
umiała znalezć odpowiedzi. Ale słowa Aukasza miały w sobie chyba
jakąś moc odczarowującą. Bo tamtego wieczoru nie poszła do kawiarni,
by zobaczyć Piotra jeszcze raz przed wyjazdem. Nie poszła, chociaż ją
kusiło. Siedziała w domu jak na szpilkach, kurczowo trzymając się
oparcia fotela, aż nie minęła dwudziesta druga. Wytrzymała. A potem
okazało się, że on zostaje w tych Włoszech na pół roku, bo dostał jakieś
stypendium. Gdy po powrocie spotkała go kiedyś na uczelnianym
korytarzu, minęła go niemal obojętnie.
Nika, moja maleńka... Drugi raz Aukasz powiedział tak do
niej w Paryżu, gdy po rozstaniu z Jeanem nie chciało jej się żyć. I nie
mogła nawet płakać. Azy dławiły ją w gardle, piekły pod powiekami.
Chciała się rozpłakać, naprawdę chciała, ale nie mogła.
Zostawił ją.
Kilka szalonych, cudownych tygodni, kiedy Jean pokazywał jej
cuda Paryża, nosił na rękach, szeptał: Moja ty jedyna na świecie ,
wypisywał Je t aime na bilecikach dołączanych do kwiatów i
czekoladek, na zaparowanej samochodowej szybie i na ciele Weroniki, a
ona ufała, że w tym jego Je t aime mieści się tyle samo, co w jej
kocham . I dlatego nie mogła uwierzyć, kiedy pewnego dnia oznajmił,
że to już koniec. A on nie mógł zrozumieć Weroniki, bo przecież
niczego sobie nie obiecywali. Przecież nie kłamał. Przez kilka tygodni
naprawdę była dla niego jedyna, nie zdradzał jej, mówił Je t aime , bo
kobiety to lubią, a on chciał sprawiać jej przyjemność, a teraz poznał
inną i mówi o tym uczciwie. I zawsze będzie pamiętał Weronikę, jej
włosy, które łaskotały go po twarzy, gdy się całowali po raz pierwszy, i
jej ręce takie drobne i delikatne, a portret, który mu narysowała, powiesi
w pokoju, już nawet kupił ramkę, i nie trzeba psuć tych ostatnich chwil
łzami, bo chce ją zapamiętać taką szczęśliwą, z błyszczącymi oczami,
jak wtedy, gdy karmił ją brzoskwiniami nad Sekwaną i zlizywał sok
ściekający jej po rękach, a ona się śmiała. Zmiała się wtedy tak
ślicznie...
Nie rozpłakała się więc przy Jeanie, a zatrzymane łzy potem długo
nie chciały płynąć. I dopiero kiedy usłyszała Nika, moja maleńka ,
tama pękła. Azy płynęły i płynęły, a Aukasz głaskał ją po głowie i
podawał chusteczki.
Trzeci raz powiedział tak do niej po otwarciu Piwnicy pod
Liliowym Kapeluszem. Rzuciła mu się wtedy z radości na szyję, a zaraz
potem zaczęła płakać.
Nie przyjechali, widzisz... Nie przyjechali... Myślałam...
Audziłam się... Przepraszam, pomoczyłam ci koszulę.
Nika, moja maleńka przytulił ją mocniej płacz, ile tylko
chcesz. A jeśli kiedykolwiek będziesz potrzebowała męskiej koszuli do
tego celu, pamiętaj o mnie.
I teraz ten mail... Nika, Moja Maleńka, przyjdę po południu. Ile
koszul mam zabrać J? Gdybyś czegoś jeszcze potrzebowała, daj znać.
Trzymaj się i do zobaczenia! .
[ Pobierz całość w formacie PDF ]