[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Major Brownlow dał mi pieniądze. Nalega wszakże, by
przyszła pani do niego jutro po południu.
- Czy jutro markiz także wydaje kolację? - spytała.
- Tego major nie powiedział - odparł pan Henson. -
Spróbuję się tego dowiedzieć przed końcem dzisiejszego
przyjęcia.
- Muszę to wiedzieć, zanim rano udam się na rynek -
wyjaśniła Araminta.
- Monsieur Gustave zawsze kazał sobie dostarczać
produkty - zasugerował majordomus. - Na początku
każdego tygodnia składał zamówienie na tyle a tyle ryb, mięsa
i innych rzeczy, których potrzebował. Jeżeli czegoś nie
zużyliśmy, wyrzucaliśmy to.
- Nie wydaje mi się, żeby był to dobry pomysł -
stwierdziła Araminta. - Poza tym w ten sposób nie zawsze
otrzymuje się produkty najświeższe.
- To prawda - zgodził się pan Henson. - Nie wszyscy
jednak kucharze są tak sumienni i skrupulatni jak pani. Poleją
wszystko sosem i jeżeli smakuje, nie martwią się, co jest w
środku!
- W ten sposób można jeść nawet trociny -
skomentowała Araminta. - To po prostu nieuczciwość, ot co!
- Już powiedziałem, miss Bouvais, że jest pani innym
kucharzem niż ci wszyscy, którzy dotychczas tu pracowali.
- Dziękuję za ten komplement - odrzekła z uśmiechem
Araminta.
Majordomus zerknął na zegar wiszący na ścianie i
krzyknąwszy pobiegł na górę.
Kolacja okazała się wielkim sukcesem - nie było co do
tego żadnych wątpliwości.
Lokaje roznoszący półmiski z nie ukrywanym
zadowoleniem rozprawiali o zaskoczeniu regenta na widok
przygotowanych przez Aramintę potraw. Dokładnie
powtarzali wszystkie pochwały pod jej adresem, które padały
przy stole markiza.
- Wygląda na to, że szlachetnie urodzeni potrafią
rozmawiać tylko o jedzeniu - powiedział jeden z nich.
- Obżerają się tak, jakby nigdy żarcia, nie widzieli niczym
świnie przy korycie - dodał drugi.
Araminta się roześmiała.
Gdy wreszcie kolacja dobiegła końca, poczuła się bardzo
zmęczona. W kuchni było okropnie gorąco. Jej policzki
płonęły, a od gorąca i pary włosy na czole poskręcały się w
drobne loczki.
Wreszcie, gdy piec był pusty, a stół uprzątnięty,
dziewczyna wzięła płaszcz i zwróciła się do Jima:
- Znajdziesz mi jakąś dorożkę?
- Oczywiście.
Kiedy chłopiec wyszedł, usiadła na jednym z ciężkich
drewnianych krzeseł. Hannah miała rację, pomyślała. Stanie
przez wiele godzin na kamiennych płytach jest bardzo
męczące.
Po kilku sekundach pojawił się Jim. Araminta spojrzała na
niego zaskoczona.
- Dorożka była tuż za drzwiami. Nie musiałem więc
daleko iść - wyjaśnił.
- Dziękuję, Jim.
Nasunęła kaptur na głowę i po kamiennych schodkach
wbiegła na górę.
Na zewnątrz czekała dorożka zaprzężona w chudego,
zmęczonego starego konia, jakie spotyka się najczęściej w
nocy.
Spojrzała na woznicę.
- Russell Square numer trzy.
Jim otworzył drzwiczki i Araminta szybko weszła do
środka, ponieważ ciągle padało.
Zamknięto drzwiczki, dorożka ruszyła i dziewczyna oparła
się o siedzenie.
Natychmiast krzyknęła, gdyż uświadomiła sobie, że nie
jest sama.
Obok niej, w ciemności, siedział jakiś mężczyzna!
Rozdział 4
- Już dobrze - usłyszała. - Niczego się nie bój.
- Kiedy ja się właśnie boję! - zawołała Araminta. - Co
robisz w moim powozie?
- Czekałem na ciebie - odparł mężczyzna.
- Czekałeś na mnie?
Przerażenie nieco zmalało. Ciągle jednak drżała, a
najgorsze było to, że w ciemności nie widziała jego twarzy.
Głos mężczyzny brzmiał młodo. Po chwili Aramincie
udało się opanować drżenie własnego głosu, jednakże serce
ciągle waliło jej jak oszalałe.
- Czego ode mnie chcesz? - spytała.
- Musisz mi pomóc.
- Pomóc... tobie? - powtórzyła zaskoczona. - Dlaczego
zatem czekałeś na zewnątrz i zaskoczyłeś mnie w tak
nieprzyjemny sposób?
- Nie znałem twojego nazwiska. Prawdę mówiąc,
spodziewałem się spotkać mężczyznę.
- Ale jak... - zaczęła, lecz siedzący obok nieznajomy
natychmiast jej przerwał:
- Wczoraj wieczorem słyszałem, jak służący mówił
woznicy, by czekał na kucharza. Kiedy wsiadłaś, nie mogłem
uwierzyć, że to jesteś właśnie ty! Dlaczego czekałeś?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]