[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nią. Czyżby ją śledził? Roztrzęsiona otarła policzki i usiłowała wstać, podtrzymało ją silne męskie
ramię.
- Co, na miłość boską, się tu dzieje? Okropnie wyglądasz! - Lensman zmusił Hannah, by
usiadła na krześle. - Opowiadaj! Czy ten więzień cię tu nadszedł? Czy coś ci zrobił? - Starał się, by
jego głos brzmiał ciepło, ale Hannah dobrze wiedziała, że nie jest szczery. Uniosła głowę i odparła:
- Nie. A czy on nie siedzi w areszcie? - Popatrzyła na Ingvara zdziwiona, a po twarzy
przebiegł jej zły cień.
- No cóż, otrzymałem jednoznaczny rozkaz od pewnej dójki, więc ten stwór jest już daleko
stąd.
Hannah zauważyła, że nazwał ją dójką, lecz udała, że nie zrozumiała.
- Powiedz mi, Hannah, co ty tutaj robisz?
- To chyba raczej ja powinnam zadać podobne pytanie. To miejsce jest moją własnością i
mogę tu przychodzić tak często, jak mi się podoba.
Lensman lekko zakłopotany, błądził wzrokiem po wierzchołkach drzew.
- Tak, to prawda, ale widzę, że coś cię dręczy. Płakałaś.
Hannah nie miała najmniejszej ochoty dzielić się z nim swoimi odczuciami.
- Owszem, i co z tego? - spytała z gniewem. - Czy nie mogę już płakać we własnym domu?
Muszę się z tego tłumaczyć? Kimże ty jesteś, że wchodzisz na teren cudzej posesji bez pukania?
Czemu zawdzięczam twoją dzisiejszą wizytę? Tego nie raczyłeś mi wyjaśnić!
Nie czekając na odpowiedz, wstała i zerwała z kołka wiszący za drzwiami roboczy kaftan.
Wyniosła go na dwór i rzuciła za chatę. Stary stos odpadków zarósł pokrzywami. Pomyślała, że
może i lepiej, że tak się stało. Niech ostatnie pozostałości po Engebrecie zgniją i zmienią się w
ziemię razem z chwastami.
- Nie chcę cię dręczyć, Hannah, pragnę ci tylko pomóc. Martwi mnie, że z tyloma sprawami
w gospodarstwie musisz radzić sobie sama. - Bezradnie rozłożył ręce.
Hannah już to wielokrotnie słyszała. Prychnęła ze złością.
- Panie lensmanie - wymawiała te słowa wolno i wyraznie. - Nawet przez moment nie
wierzę w to, co mówisz. Uważam, że bardzo chciałbyś pomóc, ale sobie. Moje potrzeby, moje
odczucia i opinie są ci najzupełniej obojętne. Jedyną rzeczą, o której myślisz, jest zabezpieczenie
siebie, bo chciałbyś miło sobie pożyć na swojej gospodarce!
Hannah zorientowała się, że zirytowana mówi z duńskim akcentem. Kręciło jej się w
głowie, jednak dalej ze złością patrzyła Ingvarowi w oczy. Wreszcie wyminęła go i przysiadła na
kamieniu.
Lensman nie ruszał się z miejsca. Dlaczego zawsze tak się nie udawało, gdy próbował
zbliżyć się do Hannah? Przyznawał, że kilka razy zachował się niemądrze, ale dlaczego ona zawsze
go odtrąca? Teraz, gdy nie miała syna do pomocy, mogłaby chyba przyjąć jego propozycję. Nie
ukrywał przed sobą, że rzeczywiście nie raz myślał o usunięciu Olego z drogi, gdyby to on stanął na
przeszkodzie w zdobyciu Hannah. Do tego doprowadziła go desperacja w samotne zimowe
wieczory. Ale Hannah na szczęście wróciła do wioski sama. Dzięki temu miał dobrą wymówkę, by
z nią rozmawiać. No a teraz jeszcze zwolnił tego więznia. Tymczasem Hannah z całą stanowczością
okazywała, że nie chce żadnej opieki. A przecież mogą nastąpić wydarzenia, które sprawią, że
będzie potrzebowała jego pomocy. Jako lensmana i jako towarzysza życia.
Wsunął rękę do kieszeni i wyjął z niej kopertę. Podał list Hannah.
- Chciałem ci tylko to przekazać. Pomyślałem, że nadarza się dobra okazja do ostatniej tego
lata wyprawy w góry. Nie chciałem cię wystraszyć.
Hannah wystarczyło jedno spojrzenie na kopertę, by wiedzieć, kto jest nadawcą. Flemming!
Uradowana, miała ochotę otworzyć list od razu, ale się powstrzymała. Poczeka z tym aż do
wieczora, kiedy zapanuje spokój i nic jej nie przeszkodzi.
- Dziękuję, to miłe z twojej strony. - Wsunęła list do kieszeni szerokiej spódnicy. Miała
wrażenie, że parzy ją w skórę. Tak jak oczy lensmana. - Ciekawa jestem, jak lensman wyprawia się
w góry? - spytała, nigdzie nie dostrzegając konia.
- Puściłem konia wolno w brzozowym lesie koło kładki. Trawa jest tam taka soczysta.
Hannah miała wrażenie, że te słowa padły szybciej, niż powinny, lecz kiwnęła tylko głową.
- Może lensman miałby ochotę coś zjeść? - Uznała, że wypada jej o to zapytać. Jeśli
naprawdę przybył aż tutaj z powodu listu, powinna go czymś poczęstować.
- Dziękuję, sam wziąłem ze sobą trochę jedzenia. Może zjemy na dworze?
Hannah miała nadzieję, że lensman odmówi, teraz nie mogła się już wykręcić.
Wkrótce siedzieli obok siebie plecami oparci o ścianę chaty niczym para młodzików. Słońce
skryło się za grubą pokrywą chmur, w powietrzu jednak nie wyczuwało się chłodu. Strumyki w
górach za chatą wyschły i nie hałasowały, tylko liście brzóz szeleściły leniwie, a żółtawy odcień
igrający w lesie po przeciwnej stronie rzeki wyraznie zapowiadał nadchodzącą jesień.
Hannah rozumiała, że nie zdąży już nic tu zrobić i będzie musiała pozostawić zagrodę w
takim stanie, w jakim ją zastała. Niewiele zresztą więcej zamierzała, ale lensman pokrzyżował jej
plany. Teraz pragnęła jedynie wrócić w góry. Przed odejściem chciała jeszcze wejść do chaty i po
raz ostatni rzucić na nią okiem. Wciąż nie opuszczało jej nieprzyjemne uczucie, że coś jest nie tak.
- Czy lensman był tu już dzisiaj? - spytała obojętnym tonem.
- Nie, a dlaczego pytasz?
- Wydawało mi się, że w trawie jest wydeptana ścieżka do drzwi. Ale mogło to być tylko
jakieś zwierzę.
Lensman przez długą chwilę przeżuwał w milczeniu.
- Hannah, czy mogłabyś zwracać się do mnie po imieniu?
Hannah od razu straciła ochotę na jedzenie. Nie chciała myśleć o tym człowieku inaczej niż
jak o lensmanie. Nie potrafiła. Nie powinien jej o to prosić.
- To będzie dla mnie trudne. Dla mnie od lat jesteś lensmanem w wiosce. - Wstała i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]